Filmy z polskim lektorem i dubbingiem nowoĹci rapidshare download.
Od początku miałam przeczucie że coś z tym wyjazdem będzie nie tak- i miałam rację. Skusiłam się jednak nie tylko dla towarzystwa (dla którego jak wiemy cygan dał sie powiesić) ale także dlatego że raz juz byłam tam 11 lat temu. Wtedy przyjachałam SAMA własnym autem, spędzając za fajerka ponad 20 godzin i żeby nie zasnąć w kółko słuchałam na cały regulator pedalskiej płyty Savage Garden (pamięta to ktoś jeszcze??). Miejsce jednak tak zachwyciło mnie wówczas swoim pełnym grozy krajobrazem że wracając, jeszcze długi czas we wstecznych lusterkach podziwiałam ośnieżone szczyty. Teraz opcja była z pozoru ekskluzywna: wyjazd organizowało biuro podróży Rainbow Tours, lecieliśmy samolotem do Grenoble, a dalej krótki transfer autokarem do hotelu. Koszt wcale nie mały - ponad 1800 zł za przelot i zakwaterowanie, plus 184 Eur skipas 6-dniowy. Łączenie z niedozownymi zakupami na miejscu (żywność ale bez chodzenia po knajpach) poszło w sumie ok 3000zł. Jak na 6 dniowy wyjazd to naprawdę sporo. Co za to otrzymaliśmy: podróż która netto powinna trwać 2,5+ 1,5h trwała w sumie ponad 10 godzin- od pojawienia sie na lotnisku do dotarcia do hotelu. Niby to i tak połowe krócej niz autem, ale zmęczenie naprawdę niewiele mniejsze. Poziom komfortu lotniska w Grenoble wynosi zero, przyloty odbywają się dosłownie w baraku, maleńką hale odlotów wypełnia zaś zwarty tłum narciarzy i snowboardzistów, tak że z baraku miejsc siedzących masa ludzi koczuje czy poprostu leży na glebie. Bardziej przypomina to ewakuację ofiar kataklizmu niż podróż w cywilizowanych warunkach.
Warunki mieszkaniowe Alpes d'Huez w ciągu minionej dekady nie poprawiły się ani na jotę. "Apartament" 4 osobowy to niewielki pokój dzienny z czymś w rodzaju wersalki, i piętrówka w korytarzu bądź wnęce. totalna ciasnota. Prześcieradła i ręczniki trzeba zamnawiać i opłacać oddzielnie, albo wziąć z domu. Oczywiście na koniec trzeba samemy wysprzątać, poczym jakiś murzyn z obsługi przychodzi sprawdzić czy dokładnie umyliśmy kibel i czy zgadza sie ilość widelców w szufladzie. Nie jestem rasistką ale troche to żenujące. Ktoś może powiedzieć: cóż, tanie mięso jedzą psy. Tyle że to mięso nie było wcale tanie. Standard który uchodził w czasach studenckich kiedy naprawdę liczyła się tylko taniość, teraz jest poprostu nie do przyjęcia.
Oczywiście nic z tych rzeczy nie zrażało nas w ogóle wobec perspektywy cudownych szusów. Niestety: następnego dnia powitała nas ulewa i marna widoczność.
Ambitnie wjechaliśmy na 3000 w nadziei na lepszy śnieg. Nic podobnego. We wnętrzu gęstej chmury i w padającym lepkim sniegu ledwie widać było czubki własnych nart, co w kontekście wielkich gór jest conajmniej stresujące- kiedy za Boga nie wiesz po czym i dokąd jedziesz a w około czają się potencjalne przepaści. W pewnym momencie zastanawiałm się poważnie czy nie należało wezwać kogoś z górskiej służby żeby pomógł nam dostać się na dół. Oczywiście mocno dodatnia temperatura panowała także na tych wysokościach.Tego dnia odkryliśmy też nowy gatunek sniegu który towarzyszył nam przez cały pobyt- a mianowicie SORBET. Kto pił ten wie o czym mowa:)
Następne dni były na szczęście lepsze jeśli chodzi o widoczność, natomiast beznadziejne jeśli chodzi o warunki śniegowe, rano przez pierwsze zjazdy bywał lód nierówno lub w ogłóle nie wyratrakowany, koło południa sorbet i wielkie muldy, w niektórych miejscach przecierki i kamienie. ostatniego dnia pogoda uraczyła nas regularną burzą śniegową. Słowem totalny hardcore. Dla prawdziwego sportowca zapewne kaszka z mlekiem, dla biurowego pseudo-narciarza z ambicjami -masakra.
Co nie znaczy że Alpe d'Huez jest złą miejscówką. Reklamuje się 240km tras co jest CZĘŚCIOWO prawdą bo wiele z nich przecina we wszystkich kierunkach wielką słabo nachylona polanę wokół której rozłożona jest miescowość. Polanę flankują dwie góry Signal i Signal de l'Home na których dzieje się więcej i mozna juz sobie trochę pojechać (jak jest po czym).
nawprost następne piętro stanowią szczyty Clocher de Macle i Petites Russes, oba po 2800 z których więcej jest tras czerwonych i czarnych, niestety wiele z nich było zamkniętych. Wreszcie nad całą panoramą góruje Pic Blanc 3330. Widokowo piękny, ale nijak się ma do przyzwoitych alpejskich lodowców. Najbardziej mrożąca krew w żyłach trasa to słynny Tunel z którego wychodzi się nagle jak na balkon z oberwaną barierką a pod nim kilkanaście pięter w dół. Z kolejki wygląda to dramatycznie- narciarze jak insekty pełzają w dół kurczowo przywierając do zamuldzonej ściany. Iście masochistyczna przyjemność. Drugą możliwością zjechania z Pic Blanc jest słynniejsza jeszcze Sarenne- podobno najdłuższa trasa w Alpach (ponad 18km) poza początkowym wąskim odcinkiem nie tak trudna, końcowe kilka kilometrów to zwykła dojazdówka po płaskim. na tak zwanym lodowcu są tylko dwa mocno wiekowe i niezbyt długie krzesełka- najprzyjemniejsza trasa Herpi ma jednak zaledwie kilometr. Mnie najbardziej podobały się rejony lac balnc, zjazdy do Oz en Oisins i Vaujany a także do Villard - które przy sprzyjających warunkach śniegowych mogłyby być naprawdę fajne. Niestety te miescowości leża juz ponizej Alpe d'huez i warunki także były poniżej (krytyki) . Za pogodę oczywiście trudno winić gospodarzy-za to za słabo przygotowane trasy można a nawet trzeba. Także ze znaczną ilość starych krzesełek walących niemiłosiernie po łydkach i orczyków, a raczej talerzyków na gumach które miotają nieprzyzwyczajonym narciarzem w przód i w tył (trudno mi sobie wyobrazić małe dziecko na takim wyciągu). Irytuje też totalny brak infrastruktury sanitarnej przy wyciągach, nieliczne knajpy na stoku rezerwują sanitariaty dla klientów, niejednokrotnie są one płatne. Wszystko to razem robi naprawdę słabe wrażenie. Co dziwniejsze, mimo nadchodzącego końca sezonu było BARDZO DUŻO ludzi, zdecydowanie więcej niż spotkaniśmy w Austrii w szczycie sezonu.
I tu dochdzimy do sedna: Pierwszą połowe lutego spędziliśmy w tym roku w Salzburgerlandzie, a konkretniej w Saalbach i BadGastein. Za 2/3 tych kosztów czyli 4 tyś za osobe za dwa tygodnie (łącznie z drogim dojazdem bo nasze auto dużo pali) mieliśmy pokój z obfitym sniadaniem albo prawdziwy apartament, większy od naszego warszawskiego mieszkania. Gospodyni sprzątała nasz pokój CODZIENNIE , wszędzie było czysto do obłędu. W obu tych stacjach trasy są szerokie, różnorodne, nienagannie przygotowane i wypozażone w nowoczesne wyciągi (tylko raz korzystaliśmy z orczyka i był to normalny przyzwoity T-bar) a do tego wszędzie uprzejma i nienarzucająca sie obsługa. Dojazd zajął nam porównywalną ilość czasu (wyjeżdżając rano z Warszawy damy radę byc na miejscu wczesnym wieczorem) a do tego mamy kolosalny komfort dysponowania własnym transportem na miescu. Same plusy? W zasadzie tak. SORRY FRANCE. Nie warto. Naprawdę nie warto.
ladnie napisane szkoada ze tak nie wyszlo...........
a moze ktos byl tego roku w verbier??
a moze la grave??????
Dzięki za relację.
Ten sam wyjazd z Rainbow polecał nam w tym roku Polak, którego spotkaliśmy w Livigno, ale polecał na początek sezonu.
Niemniej podejrzewam, że zakwaterowanie jest podobne, a cena wcale nie jest jakaś super, zwłaszcza, że wydam tyle samo i mam moje ukochane Livigno.
Po relacji tego Polaka bardzo, bardzo poważnie zastanawiałam się nad wyjazdem tam w przyszłym roku. Po Twojej relacji już się raczej nie zastanawiam, bo co jak co, ale takich apartamentów to ja po prostu nie lubię.
Miałem okazję być w tym terminie w OZ tyle tylko ze autokarem przemierzajacym trase Wawa-Oz w czasie 30 h, więc wybrałem wariant dla twardzieli i autokarowych obieżyświatów. Przyznam gdybym tak miał lecieć samolotem 10 h za 3000 zl, to wolę te 30 h w autokarze za 1500 zl. Co do pogody fakt był lekki niefart. Jednakże na szczęście 3 dnia wyszło wreszcie słońce. Karnet z Alpe umożliwia 2 dni szusowania w Les 2 Alpes, co w połączeniu z piękną pogodą oraz o wiele większą ilościa tras na poziomie 2600-3200 m.n.p.m. dało możliwość jazdy z jaką dotąd kojarzyła mi się Francja. Co do burzy ostatniego dnia, dla nikogo chyba jazda w takich warunkach nie jest przyjemnością, jednakże najlepsze moim zdaniem co się wydarzyło podczas tego wyjazdu przyszło po burzy - piękne słońce i jazda w świeżym puchu.
Co do kwater porównywanie francuskich z austriackimi wypada zdecydowanie na korzyść tych drugich, jednak zawsze jest coś za coś: kosztem wielkości dostajemy kwatery na stoku i na wysokości niedostępnej w Austrii. Mam nadzieję iż w przypadku niesprzyjających warunków choć ekipa nie nawaliła:). Ja daję Francji szansę za rok
jak Francja to Espace Killy i 3D i biuro Espace Trans...a Livigno to Jafisport...bez niespodzianek tanio i przyjemnie...bylem w grudniu 2009 w Livigno z jafi i teraz dostałem ofertę na freeski na kwiecień za 790 pln...dojazd,skipas,łóżko,i inne bzdety w cenie...nie skorzystam bo nie wracam w te same miejsca
Mam kilka uwag odnosnie relacji. Po pierwsze ocenianie jakiegokolwiek osrodka narciarskiego czy to we Francji czy w innym kraju jadac tam na sam poczatek lub koniec sezonu, na wszelkie "free ski" itp. jest bez sensu (nie te warunki, nie ta pogoda, nie ta obsluga). Alpe d'Huez wedlug mnie nie jest wcale takie zle, jesli pojedzie sie tam w normalnym terminie i trafi na dobre warunki pogodowe, a osrodek raczej nie ma na to wplywu. Po drugie wiekszosc osob jadac do Francji wybiera najtansze zakwaterowanie jakie tylko jest mozliwe a potem sie dziwi, ze warunki sa nie takie jak to sobie wyobrazalismy. Koszt takiego apartamentu jak opisujesz dla 4 osob w tym terminie to maksimum 200 euro (50 euro za osobe), a przewaznie jeszcze taniej. Jesli wiec zaplacilas 1800 zl (nie wiem ile kosztuje przelot) to biuro niezle na tym zarobilo. Na drugi raz jedz na wlasna reke to bedzie znacznie taniej. Uwierz mi, ze we Francji sa takze bardzo ladne, duze, swietnie wyposazone, luksusowe apartamenty, ale one tez normalnie kosztuja.
mialem opisac moj jeden dzien alpe'd'hues co prawda tydzien wczesniej...Jako ze bylem w les2alpes mialem "okazje" posmigac po Huez i naprwde nie podobalo mi sie.wszytskoc o ww jest racja. trasy nizej polozne niz les2alpes-warunki o tej potrze roku gorsze, infrastruktura tez gorsze troche niz w les2alpes,trasy tez mi sie zdwalay wezsze...Po powrocie z alpe'd'huez dziekowalem sobie ze wybralem les2alpes...
Mam kilka uwag odnosnie relacji. Po pierwsze ocenianie jakiegokolwiek osrodka narciarskiego czy to we Francji czy w innym kraju jadac tam na sam poczatek lub koniec sezonu, na wszelkie "free ski" itp. jest bez sensu (nie te warunki, nie ta pogoda, nie ta obsluga). Alpe d'Huez wedlug mnie nie jest wcale takie zle, jesli pojedzie sie tam w normalnym terminie i trafi na dobre warunki pogodowe, a osrodek raczej nie ma na to wplywu. Po drugie wiekszosc osob jadac do Francji wybiera najtansze zakwaterowanie jakie tylko jest mozliwe a potem sie dziwi, ze warunki sa nie takie jak to sobie wyobrazalismy. Koszt takiego apartamentu jak opisujesz dla 4 osob w tym terminie to maksimum 200 euro (50 euro za osobe), a przewaznie jeszcze taniej. Jesli wiec zaplacilas 1800 zl (nie wiem ile kosztuje przelot) to biuro niezle na tym zarobilo. Na drugi raz jedz na wlasna reke to bedzie znacznie taniej. Uwierz mi, ze we Francji sa takze bardzo ladne, duze, swietnie wyposazone, luksusowe apartamenty, ale one tez normalnie kosztuja. ALEŻ Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ NASTĘPNYM RAZEM POJADĘ NA WŁASNA RĘKĘ! Tylko że po pierwsze koniec marca to nie jest jeszcze koniec sezonu w tej stacji , o czym świadczą wysokie ceny skipasów (indywidualnie zapłacilibyśmy 210 eur, grupowy 184), z resztą niejednokrotnie jeździłam w kwietniu i było super . Nie pojechałam tam bo akurat było taniej (nie było!) tylko dlatego że znajomi mieli wolne miejsce i chciałam się do nich podczepić. nie mam też pretensji do ośrodka bo we Francji byłam nie raz i znam realia. Wkurza mnie za to instytucja polskiego biura podróży które bierze forse za nic,oszukuje ludzi bo dostaje kolosalne zniżki od managerów rezydencji, którymi nie dzieli się z klientami, organizuje dowóz klientów z kilku niejscowości jednocześnie co trwa wieki i w ogóle idzie na łatwiznę. Pretensję mam o to że wyjazd był naprawdę drogi i przez myśl nie przeszło mi że za taką kase dostanę warunki jak na studenckim wyjeździe do ValThorens 15 lat temu. Gdyby to kosztowało 1000zł to nawet bym nie miauknęła bo dostaje to za co płace. Jestem wkurzona bo dostałam DUŻO MNIEJ. Był to pierwszy raz w życiu kiedy skorzystałam z usług biura podróży- I OSTATNI. Miałam o tym nie wspominać, bo koniec końców facet mnie przeprosił i się pokajał, ale pobyt zaczął się od koszmarnej awantury z rezydentem który nie chciał wydać mi opłaconego wcześniej skipasa, bo coś mu sie nie zgadzało w wyliczeniach i wychodziło że ma o jeden za mało. Gdyby nie rzeczowa interwencja koleżanki która nie jeden remanent w życiu zrobiła to chyba doszłoby do rękoczynów. Sorry ale tego typu historie dyskwalifikują dla mnie to biuro. W biznesie klient ma zawsze rację, a jak sprzedawczyni ma manko na kasie to odpowiada ona a nie klient. Sorry gregory ale tak jest. Może małe specjalistyczne biura są bardziej godne zaufania ale taki moloch jak Rainbow Tours napewno nie.
jak Francja to Espace Killy i 3D i biuro Espace Trans...a Livigno to Jafisport...bez niespodzianek tanio i przyjemnie...bylem w grudniu 2009 w Livigno z jafi i teraz dostałem ofertę na freeski na kwiecień za 790 pln...dojazd,skipas,łóżko,i inne bzdety w cenie...nie skorzystam bo nie wracam w te same miejsca "Przepiszesz" na mnie......... :)
O samej infrastrukturze, czy trasach się nie wypowiem, bo jeszcze nie byłem, ale...
Przede wszystkim nie rozumiem narzekania na standard zakwaterowania. To nie jest przecież żadną tajemnicą, że budżetowe apartamenty dla masowych wyjazdów mają zwykle małą powierzchnię. Średnio obeznany w temacie narciarz, czytający opinie np. w necie jako jedno z pierwszych się dowie właśnie o tym. I także nie spotkałem się też z sytuacją, żeby biura podróży jakoś ten fakt ukrywały.
I powiem więcej: w tym sezonie byłem 2 razy na grupowych wyjazdach organizowanych przez biuro i nie spotkałem się z narzekaniami na zakwaterowanie wśród tej prawie setki osób. Najczęściej powtarzało się: "fakt, trochę ciasno, ale nie jest źle, poza tym przyjechałem tu na narty, a nie..." oraz "wszyscy mnie tak straszyli tym fatalnym standardem, a jest całkiem ok" - wśród tych będących pierwszy raz. Ok, każdy ma różne potrzeby, ale to wtedy trzeba sobie po prostu samemu załatwić większe lokum. Dla mnie np. dużo ważniejsze jest mieszkanie przy stoku, zamiast powierzchni lokum, w którym w zasadzie tylko śpię i gotuję. Jakie to może być istotne pokazał ostatni dzień tego turnusu (śnieżyca->słońce, byłem w 3 dolinach, w Ad'H musiało być podobnie) - możliwość zejścia ze stoku gdy jest źle, mokro i potem szybki powrót, gdy wychodzi słońce. A tego się nie da zrobić, gdy trzeba dojeżdżać do wyciągów. W Austrii kiedyś miałem apartament, gdzie można się było zgubić. Ale co z tego, jak na dojazd tam i nazad trzeba było dziennie liczyć od godz do półtorej...
Miałaś tego pecha trafić na wyjątkowo parszywą pogodę na początku, która dodatkowo załatwiła warunki stokowe na cały tydzień. We Włoszech, czy Austrii wcale nie było lepiej :(
Takie "wtopione" wyjazdy niestety się zdarzają. W sumie w powracających sporach Polska vs Alpy warto o tym pamiętać...
-----
edit:
Rozumiem Twoje niezadowolenie, choć w temacie piszesz o tym, że TAM nie należy jeździć, a nie że Z TYM nie należy jeździć. Wyjazdy samolotowe tak mają, że drogo cała ta zabawa wychodzi i zdarzają się komplikacje. Poza tym różne są biura. Mi np. cała zabawa wychodziła ok. 2tyś, organizując wszystko sam, wiele bym nie zaoszczędził. I zgrzytów większych nie było, poza ojcem dyrektorem pewnego biura, który każdemu napotkanemu Polakowi wciskał kalendarzyki i robił (anty)reklamę firmy. Taki tam folklor :D
Co do kwater porównywanie francuskich z austriackimi wypada zdecydowanie na korzyść tych drugich, jednak zawsze jest coś za coś: kosztem wielkości dostajemy kwatery na stoku i na wysokości niedostępnej w Austrii. [/QUOTE]
Z wysokościami masz rację ( chociaż nie wiem czy to wartość sama w sobie, zwłaszcza że niektóre osoby czują się gorzej nocując powyżej 2000- kwestia ciśnienia) natomiast z odległością od stoku niekoniecznie: nasza tegoroczna miejscówka w Saalbach miała stok dosłownie po drugiej stronie ulicy (ile to jest, 10-20m?), a do tego cały ośrodek jest połączony trasami i wszędzie można dotrzeć prawie nie zdejmując nart, a w każdym razie nie korzystając z auta czy skibusa. Podobnie w Zillertalu są miescowości położone pod wyciągami- ja parę razy jeździłam do Vorderlannersbach gdzie do wyciągu miałam może 100m i zjeżdżałam na nartach pod sam dom. wystarczy zerknąć w googlemaps i sensownie wybrać miescówkę. Z resztą dojazdy nie są aż tak uciążliwe a parkingi własciwie wszędzie gratisowe. Za to francuzi robia często taki motyw że niżej położone miescowości teoretycznie należą do jednego ośrodka, ale tak naprawdę 20-30minut spędzasz w gondolce wiozącej cie na miesce startu. Tak jest naprzykład w Brides le Bain które podczepione jest do 3V a dokładniej do Meribel. Inna sprawa że motyw dojazdówek dotyczy właściwie wszystkich "przerośniętych" ośrodków, czy to we Francji czy we Włoszech czy nawet w Austrii. Wiadomo że turyści rzucą się na te setki kilometrów tras, na tej zasadzie jak maniacy fotografii rzucają sie na megapiksele, w ogóle nie zdając sobie sprawy że powyżej pewnej wielkości to już komplenie nieefektywne. żeby dojechac z najdalszego końca Val Thorens do najdalszego końca Curchevel i z powrotem ledwie starczy dnia!To samo ze słynną Sella Ronda- człowiek się tylko śpieszy żeby zdążyć zamknąć kółko zanim zamkną wyciągi i trzeba będzie wracać taksówką do domu. Z mojego doświadczenia żeby naprawdę sie najeździć, a nie tylko zwiedzać stoki, na tygodniowy wyjazd wystarczy 100-150km DOBRYCH długich tras, czasami nawet mniej.
na tygodniowy wyjazd wystarczy 100-150km DOBRYCH długich tras, czasami nawet mniej. Nawet częściej niż "czasami" :)
Pzdr.
Zgadzamy sie wiec co do biura podrozy, ja nie korzystam z zdanych, wiec nie mam problemu ;)
Jezdzilem w Alpe d'Huez w styczniu, piekna pogoda, ladne widoki, trasy dobrze przygotowane, infrastruktura moze nie powala na kolana, ale widzialem juz gorsze miejsca. Dobrze trafilem?
Bylem tez na jednodniowym wypadzie w tak zachwalanym austriackim Obergurgl-Hochgurgl, na forum czytam same zachwyty, ochy i achy nad swietna infrastruktura, perfekcyjnie przygotowanymi trasami. Pogoda nie byla najlepsza, lekkie opady sniegu, chmury, ale co trzeba zaznaczyc droga do samego Obergurgl byla czarna. W Hochgurgl czynna tylko kolejka do pierwszej stacji, dalej wszystko zamkniete, da sie zjechac tylko czerwona trasa 25, a wlasciwie to jej dolna czescia. 42,50 euro za to zeby pojezdzic na jednej trasie to troche za duzo. Pakuje wiec narty i jade do Obergurgl, na nartach sie nie da - polaczenie nie dziala. W Obergurgl jest lepiej, dziala cala infrastruktura, ale trasy sa zupelnie nieprzygotowane. Wlasciwie to trudno mowic o trasach bo gdyby nie tyczki to nie dalo by sie odroznic gdzie jest trasa a gdzie jej nie ma. Wyglada na to, ze ktos stwierdzil, ze nie ma sensu przygotowywac tras skoro praktycznie caly Hochgurgl nie dziala. No i jaki z tego wniosek? A no zaden, po prostu zle trafilem i nie podejmuje sie oceny tego osrodka. Pojade tam jeszcze raz w innym terminie. ;)
To współczuję, ale absolutnie nie zgodzę się,że Francja to zła miejscówka - osobiście byłem już 11 razy we Francji i nigdy nie narzekałem - a ostatni raz to właśnie była stacja Alpe d'Huez - przepiękna pogoda, super przygotowane stoki, apartament w porządku (choć włoskie są lepsze - prawda - mówiąc o tej samej cenie za apartament). I prawdę pisząc bardziej mi się tam podobało niż w Les2Alpes, ale to kwestia gustu
Bajaderka - zła pogoda zdarzyć się może każdemu (ja np, w styczniu w 3 Dolinach miałem trzy dni mgły - ale czy to powód, by narzekać na stację?)
Może warto popatrzeć na swoje decyzje trochę krytycznie:
1. koniec marca - zawsze ryzyko wysokich temperatur, mokrego śniegu (mgła zdarza się nawet w Austrii (pewnie nawet częściej niż we Francji)
2 - lot samolotem - wiadomo przecież że odprawy przed lotem,odbiór bagażu trwają, do tego transfer autokarem - a cenę znałaś przed imprezą
Ja od lat jeżdżę do Francji autokarem (korzystam z dwóch sprawdzonych biur, jedno z Krakowa drugie z Warszawy - w zależności od terminu i oferty do danej stacji. Samochodem to trochę daleko - do Włoch jadę autkiem - zdecydowanie bliżej
Uogólnianie, że do Francji nie należy jeździć chyba nie jest zbyt sprawiedliwe, nie uzasadnia tego pretensja do biura? - ja tam spośród krajów alpejskich najbardziej właśnie lubię jeździć do Francji.
Zgadzamy sie wiec co do biura podrozy, ja nie korzystam z zdanych, wiec nie mam problemu ;)
Jezdzilem w Alpe d'Huez w styczniu, piekna pogoda, ladne widoki, trasy dobrze przygotowane, infrastruktura moze nie powala na kolana, ale widzialem juz gorsze miejsca. Dobrze trafilem?
Bylem tez na jednodniowym wypadzie w tak zachwalanym austriackim Obergurgl-Hochgurgl, na forum czytam same zachwyty, ochy i achy nad swietna infrastruktura, perfekcyjnie przygotowanymi trasami. Pogoda nie byla najlepsza, lekkie opady sniegu, chmury, ale co trzeba zaznaczyc droga do samego Obergurgl byla czarna. W Hochgurgl czynna tylko kolejka do pierwszej stacji, dalej wszystko zamkniete, da sie zjechac tylko czerwona trasa 25, a wlasciwie to jej dolna czescia. 42,50 euro za to zeby pojezdzic na jednej trasie to troche za duzo. Pakuje wiec narty i jade do Obergurgl, na nartach sie nie da - polaczenie nie dziala. W Obergurgl jest lepiej, dziala cala infrastruktura, ale trasy sa zupelnie nieprzygotowane. Wlasciwie to trudno mowic o trasach bo gdyby nie tyczki to nie dalo by sie odroznic gdzie jest trasa a gdzie jej nie ma. Wyglada na to, ze ktos stwierdzil, ze nie ma sensu przygotowywac tras skoro praktycznie caly Hochgurgl nie dziala. No i jaki z tego wniosek? A no zaden, po prostu zle trafilem i nie podejmuje sie oceny tego osrodka. Pojade tam jeszcze raz w innym terminie. ;) Oczywiście masz -i trochę nie masz racji: miałam bardzo podobne doświadczenie w Soelden gdzie na 7 dni pobytu było ładne tylko jedno przedpołudnie, z lodowca zjechałam raz w kompletnej mgle więc nic o tym nie moge powiedzieć, właściwie non stop zjeżdżałam z dwóch- trzech tras, czyli totalna kicha. Niemniej mam przekonanie że to BARDZO DOBRA STACJA i chętnie jeszcze tam wrócę. To się jakoś czuje. A może czuje się to bardzo indywidualnie, subiektywnie? Alpe d'Huez nawet za pierwszym podejściem kiedy aura była zdecydowanie lepsza podobało mi się ALE nigdy nie zaliczyłabym go do swoich ulubionych miesc- najlepszy dowód że powrót tam zajął mi 11 lat ( w tym czasie w Zillertalu byłam chyba z 7 razy) . Są takie miejsca w których poprostu nie łapię fazy. I wtedy zaczyna przszkadzać wszystko, nawet takie pierdoły które w innym miejscu pozostałyby w ogóle niezauważone. To jak z dziewczyną: jeśli się zakochasz wydaje ci się skończoną pięknością, jeśli nie, to irytuje cie nawet sposób jaki miesza herbatę:)
To współczuję, ale absolutnie nie zgodzę się,że Francja to zła miejscówka - osobiście byłem już 11 razy we Francji i nigdy nie narzekałem - a ostatni raz to właśnie była stacja Alpe d'Huez - przepiękna pogoda, super przygotowane stoki, apartament w porządku (choć włoskie są lepsze - prawda - mówiąc o tej samej cenie za apartament). I prawdę pisząc bardziej mi się tam podobało niż w Les2Alpes, ale to kwestia gustu
Bajaderka - zła pogoda zdarzyć się może każdemu (ja np, w styczniu w 3 Dolinach miałem trzy dni mgły - ale czy to powód, by narzekać na stację?)
Może warto popatrzeć na swoje decyzje trochę krytycznie:
1. koniec marca - zawsze ryzyko wysokich temperatur, mokrego śniegu (mgła zdarza się nawet w Austrii (pewnie nawet częściej niż we Francji)
2 - lot samolotem - wiadomo przecież że odprawy przed lotem,odbiór bagażu trwają, do tego transfer autokarem - a cenę znałaś przed imprezą
Ja od lat jeżdżę do Francji autokarem (korzystam z dwóch sprawdzonych biur, jedno z Krakowa drugie z Warszawy - w zależności od terminu i oferty do danej stacji. Samochodem to trochę daleko - do Włoch jadę autkiem - zdecydowanie bliżej
Uogólnianie, że do Francji nie należy jeździć chyba nie jest zbyt sprawiedliwe, nie uzasadnia tego pretensja do biura? - ja tam spośród krajów alpejskich najbardziej właśnie lubię jeździć do Francji. Ależ ja UWIELBIAM Francję i na przykład zjazd trasą pucharu świata w Val d'Isere w 2000 roku uważam za swój najlepszy przejazd w zyciu, albo zjazd off piste z przełęczy nie pamietam w tej chwili nazwy z Val Thorens w stronę Orelle taką cudowną pogrążoną w ciszy doliną w złotym popołudnoiwym słońcu, to niemal mam łzy w oczach jak przypomnę sobie słodycz tego krajobrazu- a mimo to sądze że nie warto tam jeździć na narty właśnie dlatego że cena i odległość nie znajdują uzasadnienia w jakości- a prościej , ze nie jest tam na tyle fajniej żeby chciało mi się tam jechać (za często). Nie warta skórka za wyprawkę. Wiem że to zabrzmi kontrowersyjnie, ale cóż, od tego jest forum:)
Uwierz mi, ze we Francji sa takze bardzo ladne, duze, swietnie wyposazone, luksusowe apartamenty, ale one tez normalnie kosztuja. Tak, oczywiście że są. Nawet znam ludzi którzy w nich mieszkają. Mam znajomych któży lataja na narty samolotami, ale potem nie tłuką sie autokarem tylko wypozyczają sobie auto na lotnisku. W zeszłym roku nieźle się podłozylam bo chłopak opowiada mi jaką to swietną okazję znalazł na wyjazd i koszt zakwaterowania tylko 90 ojro, więc ja: ależ tak swietnie, czy moge sie dołączyć... tylko że za chwilę sie okazało że to 90 to za osobe ZA DZIEŃ. Sorry ale dla mnie to wyrzucanie kasy, wolę pojechac na 3 tygodnie po 30 :)
:D Mamy 4 mozliwości:
1/ fajna pogoda - fajny ośrodek
2/ kiepska pogoda - fajny ośrodek
3/ fajna pogoda - kiepski ośrodek
4/ kiepska pogoda - kiepski ośrodek
A teraz pytanie: jak pogoda (parametr niby obietywny) wpływa na naszą (z natury subiektywną) ocenę ośrodka ? :)
A ja lubię Francję choć nie zawsze trafiam na pogodę:D
Radek
"Przepiszesz" na mnie......... :) Soczek,jak jesteś zainteresowany to mogę zadzwonić i sie zorientować czy taki numer wchodzi w grę:)
Wydaje mi się, że jak na francuskie standarty alpejskie Alpe d'Huez jest miejscem dość słabym - choć taki ośrodek gdzie indziej byłby perełką.
W ten sposób dochodzimy do sedna - uważam, że narciarsko Francja jest najlepsza w Europie. Daleko, podłe standarty noclegowe - w najtańszej ofercie, obsługa co ma cię gdzieś, koszmarne wieżowce w środku gór... ale piękne narciarsko, wielkie ośrodki. Gdzie na tydzień zapominasz o samochodzie i dojazdach, a każdy z ekipy robi co chce. Gdzie oprócz "przyjaznych" oślich łączek można znaleźć lemieszem nie ruszane strome trasy i spore obszary do freeridu. Nie każdemu wystarczy 150 km tras na tydzień - ponieważ część z nich "z definicji" nie jest warta jazdy. Po dwóch dniach nie ma gdzie jeździć... Do tego ośrodki francuskie są wysokie (często od 1800 do 3200 m npm) co gwarantuję możliwość jazdy w sezonie prawie zawsze. Dla zasobniejszych są miejsca takie jak Megeve, Courchevel, Meribel, Val d' Isere, Chamonix (choć to słaby punkt wypadowy) - standart można tam znaleźć dowolnie wysoki (ceny w zasadzie też)
Trzeba przyznać, że Bajaderkatyrolska miała pecha - Alpe d"Huez szczyci się 300 słonecznymi dniami w roku, są tam spore problemy ze śniegiem na początku sezonu ale w marcu powinno być śniegu w bród i słońca też. Karnet 6 dniowy pozwala na dwa dni jazdy w Les 2Alpe - miejscu dla mnie narciarsko rewelacyjnym. Ale kiepską pogodę można trafić wszędzie - akurat tegoroczny marzec był we Francji fatalny (a we Włoszech super). Za rok może być odwrotnie - statystyka. Wniosek - trzeba więcej jeździć - wtedy się uśrednia
Bajaderkatyrolska -mam nadzieję, że mimo wszystko nie skreślisz Francji ze swojej listy. W końcu:
- Trois Valees
- Espace Killy
- La Plagne
- Les Arcs
to wspaniałe systemy, naprawdę trudno znaleźć podobne w innych krajach.
A przyszłym razem życzę więcej szczęścia przy wyborze operatora turystycznego i wspaniałej pogody (na pewno tak będzie!)
Wydaje mi się, że jak na francuskie standarty alpejskie Alpe d'Huez jest miejscem dość słabym - choć taki ośrodek gdzie indziej byłby perełką. Calkowicie sie zgadzam. Nawet ze srednim jak na francuskie osrodki Alpe d'Huez w calej Austrii konkurowac moze w najlepszym wypadku 4, no moze 5 osrodkow.
W końcu:
- Trois Valees
- Espace Killy
- La Plagne
- Les Arcs
to wspaniałe systemy, naprawdę trudno znaleźć podobne w innych krajach. Ja bym jeszcze dodal Portes du Soleil. Choc system polaczen nie jest juz tak doskonaly jak w wyzej wymienionych, w rzeczywistosci to troche ponad 300 km w pelni polaczonych tras, ale to i tak swietny wynik.
- Trois Valees
- Espace Killy
- La Plagne
- Les Arcs
to wspaniałe systemy, naprawdę trudno znaleźć podobne w innych krajach. Absolutnie sie z Tobą zgadzam- bylam w 3V w sumie 5razy i raz w Tignes. te stacje są klasą samą w sobie i na tyle odstaja poziomem od "średniej alpejskiej" że warto tam wpaść chociaż raz w życiu. jednak mam wrażenie że z tego powodu my, narciarze z mazowsza, jesteśmy dla Francuzów zbyt tolerancyjni, pobłażliwi, za wiele im wybaczamy. To że mają wspaniałe góry to nie ich zasługa- od nich zależy co z nimi zrobią, jak je przygotują dla nas, jak sprawią że się w nich będziemy czuli. Myślę że wyrośliśmy juz z etapu kiedy jesteśmy wdzięczni za to że w ogóle mozemy BYĆ a Alpach, które przeciez przez długie dziesięciolecia były dla zwykłych smiertelników niedostępne. Ja w każdym razie wyrosłam z etapu studenckich wyjazdów do ValThorens rozklekotanymi autokarami (36 godzin w jedna stronę! Tak, naprawdę to czasami tyle trwało!) i spania na piętrówce w przedpokoju- wtedy punktem odniesienia był Szczyrk czy Kasprowy, teraz tym punktem odniesienia są niezliczone stacje alpejskie które miałam okazję odwiedzić przez te półtorej dekady. Nie można w nieskończoność godzić się na marny standard- nie jesteśmy już ubogimi krewnymi z za kurtyny, ale obywatelami europy. Płacimy takie same ceny jak cała reszta. Arogancja francuzów jast dla mnie bardzo podobna do arogancji sprzedawdczyni z mięsnego za komuny: po co się starać, byc uprzejmym, dbać o dobry towar , nie warto ładnie go pakować skoro ludzie i tak wszystko kupią. We Francuzach irytuje mnie właśnie ta komunistyczna olewcza postawa. Cóż, pewnie to nie ich wina, mają socjalne państwo które do reszty ich rozpuściło i zdemoralizowało.
Nie wiem jak bardzo socjalne jest państwo austriackie, ale najwyraźniej swoim obywatelom nie robi krzywdy. Tam na każdym kroku czuję że ludziom sie CHCE chociaż przecież wcale by nie musieli. ja naprawdę nie oczekuję że w skromnej góralskiej chatce za kilkanaście euro dziennie gospodyni będzie sprzątać codziennie od piwnicy po dach jakby jutro miała byc wigilia, nie oczekuję że na śniadanie bedzie domowe jedzenie super ekologiczne bo z własnego gospodarstwa, nie spodziewam się że gospodyni na powitanie postawi domowego sznapsa- ale straszeni mi miło jak tak się dzieje, bo jak ktoś nie musi a mu się chce to naprawdę dobrze o nim świadczy. Rozczulają mnie te babiny tyrolskie - jak pewna staruszka z Juns u której stacjonowałam parę lat temu. Przyszłam rano do jadalni z ręką obwiązaną chusteczką bo poprzedniego dnia niefortunie wybiłam sobie kciuk kijkiem. patrze, po chwili pani przychodzi z rolką bandaża elastycznego. na musiała... nawet nie mogłam jej poządnie podziękować- niestety nie znam niemieckiego :o
Przyszłam rano do jadalni z ręką obwiązaną chusteczką bo poprzedniego dnia niefortunie wybiłam sobie kciuk kijkiem. patrze, po chwili pani przychodzi z rolką bandaża elastycznego. na musiała... nawet nie mogłam jej poządnie podziękować- niestety nie znam niemieckiego :o bo nie czytalas moich tekstow o niezakladaniu straps czyli paskow...
a do rzeczy; tez niesamowicie mnie ujela atmosfera panujaca na alasce; widac ze wszyscy sa zalezni od wszystkich ; w tym znaczeniu, ze jezeli jestem w obliczu zywiolu (a "zywioly" hasaja sobie w alasce w najlepsze) to nie ma nic lepszego, niz bezinteresowne poparcie innej istoty ;ludzkiej.. czyli forma solidarnosci gatunku w najlepszym wydaniu. tak jak wytrawny narciarz nie przejedzie obojetnie obok sprzetu "rozwalonego" przez narciarza po wywrotce, jak taternik nie zostawi towarzysza w scianie; bo wiedza oni, ze nastepnym razem to moze byc on/ona...........
moze powinnas wysunac nieco czulki i wypasc za ocean?
dalo by ci to inne wymiary i oceny - nie mowie lepsze czy gorsze , ale inne....
bo nie czytalas moich tekstow o niezakladaniu straps czyli paskow... Bo to oczywiście jedyny możliwy sposób na wybicie kciuka ;)
Pozdr
Marcin
moze powinnas wysunac nieco czulki i wypasc za ocean?
dalo by ci to inne wymiary i oceny - nie mowie lepsze czy gorsze , ale inne.... Ależ oczywiście, bardzo chętnie! Marzę o tym od dawna, zwłaszcza po przeczytaniu znakomitej książki Rolanda Huntforda " Two Planks and a Passion". Tylko wpierw muszę BARDZO poprawić umiejętności. Inaczej to byłaby poprostu strata kasy. To co sprawdza się w rodzinnym austriackim ośrodku, na Alasce byłoby raczej żałosne.
Twego postu o paskach faktycznie nie miałam okazji przeczytać- poroszę o linka lub streszczenie:)
pozdrawiam serdecznie i Wesołych Świąt:)
nie da się ukryć - często tak jest, choć spotkałem - nie tak rzadko - wyjątki od tej reguły. Myślę, że ta postawa to cecha narodowa i nie ma ona nic wspólnego z jakąś niechęcią do Polaków. To raczej wynika z niskiego standardu usług z których korzystam (taniość oferty)
Po drugiej stronie są np Austriacy - mój kolega po kontuzji, która unieruchomiła go w domu dostał... ciasto upieczone przez gospodynię.
Co do mnie to mimo wszystko pewnie zostanę przy Francji (w tym roku 3 tygodnie - połowa wszystkich wyjazdów). Fundamentalnie interesuje mnie jednak jakość "narciarska" a ilość wyjazdów wskazuje na wariant "ekonomiczny". Tutaj Francja jest bezkonkurencyjna...
No i z Wrocławia nie jest tak bardzo niedostępna (1400 km doskonałymi drogami - 14 godz jazdy)
A co do pasków (niezakładania) to Jan ma absolutnie rację! Była na ten temat jakaś dyskusja na forum. Większość, była w opozycji - ale ja sam od tego czasu - spotkałem się tyle razy z przypadkami kontuzji, że życie moim zdaniem wskazuje na jedyne słuszne rozwiązanie.
Pozdro no i dyngusa - śnieżnego życzę.
A co do pasków (niezakładania) to Jan ma absolutnie rację! Była na ten temat jakaś dyskusja na forum. Większość, była w opozycji - ale ja sam od tego czasu - spotkałem się tyle razy z przypadkami kontuzji, że życie moim zdaniem wskazuje na jedyne słuszne rozwiązanie. Jak już argumentowałem - w przypadku masowego zastosowania tego rozwiązania lekarstwo może się okazać gorsze od choroby. Jak ktoś pracuje rękami i od ich sprawności zależy życie danej osoby (np chirurga) to mogę się zgodzić, ale to powinny być wyjątki od reguły a nie norma.
Pozdr
Marcin
Ależ oczywiście, bardzo chętnie! Marzę o tym od dawna, zwłaszcza po przeczytaniu znakomitej książki Rolanda Huntforda " Two Planks and a Passion". Tylko wpierw muszę BARDZO poprawić umiejętności. Inaczej to byłaby poprostu strata kasy. To co sprawdza się w rodzinnym austriackim ośrodku, na Alasce byłoby raczej żałosne.
Twego postu o paskach faktycznie nie miałam okazji przeczytać- poroszę o linka lub streszczenie:)
pozdrawiam serdecznie i Wesołych Świąt:)
http://www.skiforum.pl/showthread.ph...kier%27s+thumb
marcin; a czym "grozi" jazda bez paskow?? zgubieniem kija? co to jest w porownaniu z niepracowaniem przez 6 tyg czasem powazna operacja i ryzykiem zmian zwyrodnieniowych stawu CMC??
ja zakladam paski tylko jak jade bramki a i wtedy mam leki bezpiecznikowe
i tylko ...
z paska na nadgarstku, więcej krzywdy niż pożytku
marcin; a czym "grozi" jazda bez paskow?? zgubieniem kija? Dokładnie. Przez 30 lat jazdy na nartach wybiłem sobie kciuk raz. Jako że było to około 20 lat temu, nie pamiętam nawet czy sprawcą był kijek. Natomiast sytuacji w których zgubiłbym kijek na stoku miałem dużo więcej. A zgubienie kijka stanowi zagrożenie dla innych na stoku ponieważ:
- Sam kijek może być przyczyną czyjegoś upadku
- Osoba która kijek zgubiła (niekoniecznie musiała się wywrócić) musi się zatrzymać i po niego podejść.
Przy prawidłowym przełożeniu ręki przez pętlę, ryzyko wytworzenia dźwigni wyłamującej kciuk jest na prawdę minimalne. Ja przynajmniej nie potrafię sobie wyobrazić takiego układu, który spowodowałby wybicie kciuka. Pisząc o prawidłowym przełożeniu przez pętlę mam na myśli przełożenie ręki przez pętlę od spodu i chwycenie rękojeści tak, żeby paski były ułożone wzdłuż niej. Oczywiście, jakieś tam prawdopodobieństwo zawsze istnieje, ale każdy sport niesie ze sobą ryzyko kontuzji. Często gorszej niż wybicie kciuka.
Pozdr
Marcin
PS: Inaczej pisząc- chodzi mi o to że każdy niech się zabezpiecza jak chce, ale do momentu w którym nasze zabezpieczanie odbywa się kosztem bezpieczeństwa innych na stoku. Moim zdaniem niezakładanie paska od kijków należy właśnie do kategorii czynności zmniejszających bezpieczeństwo współużytkowników stoku.
... kijki http://www.foreversport.sklep.pl/pok...p?id_prod=3263 z takim 'pstryczkiem' umożliwiającym samo wypięcie - też należałoby do tej kategorii zaliczyć ???
... kijki http://www.foreversport.sklep.pl/pok...p?id_prod=3263 z takim 'pstryczkiem' umożliwiającym samo wypięcie - też należałoby do tej kategorii zaliczyć ??? Do kijków bezpiecznikowych mam mieszane uczucia. Sam osobiście bym nie kupił, szczerze mówiąc. Ale jeśli w grę wchodzą niekontrolowane i niepotrzebne wypięcia, to tak, zaliczyłbym do tej samej kategorii.
Pozdr
Marcin
[QUOTE=bocian74;296899]ręki przez pętlę, ryzyko wytworzenia dźwigni wyłamującej kciuk jest na prawdę minimalne. Ja przynajmniej nie potrafię sobie wyobrazić takiego układu, który spowodowałby wybicie kciuka. Pisząc o prawidłowym przełożeniu przez pętlę mam na myśli przełożenie ręki przez pętlę od spodu i chwycenie rękojeści tak, żeby paski były ułożone wzdłuż niej. Oczywiście, jakieś tam prawdopodobieństwo zawsze istnieje, ale każdy sport niesie ze sobą ryzyko kontuzji. Często gorszej niż wybicie kciuka.
Pozdr
Marcin
QUOTE]
marcin
nikogo nnie bede przekonywac, ale NIE MA "bezpiecznego" wlozenia reki w stryczek tfu tfu, petle ... jeden raz wystarczy. ja mam na co dzien do czynienia z wypadkami wlasnie spowodowanymi petla. nie na darmo UCL injury of CMC nazywa sie skier's thumb. jezeli powrocisz do mojej wiad to znajdziesz duzo na poparcie tego co mowie. albo google -uj. ja osobiscie "kilka" lat jezdze na nartach i moge to samo powiedziec co ty, tylko na poparcie wlasnie mojej tezy; pare razy zdazylo mi sie zgubic kij, ale nigdy nie na trasie. zawsze w drzewach - musialem po nie wrocic albo partner mi przywiozl no i co???? nawet gdybym zgubil to i tak majac reke sprawna jest wazniejsze. raz zgubilem na bardzo twardym trawersie; wbilo sie, cholerstwo a ja zaspalem i musialem wrocic ok 10 m.
a to ze ktos sie nabije na kij zgubiony, ktory stoi na sztorc jest chyba ryzykiem raczej pomijalnym. ja nie widzialem absolutnie zadnego wypadku spowodowanego lezacym kijem..................
Od czasu tej dyskusji, o której wspomina Janek, czyli już dwa sezony nie wkładam pętli w ręce. Zgubiłem kijki tylko raz, podczas spektakularnej gleby z chyba dziesięcioma kozłami. :D Zgubiłem wtedy także obie narty.
Drogi Bocianie, czy mam rozumieć, że powinienem ustawić siłę wypięcia na 12, bo na moje walające się na stoku narty ktoś mógł wjechać??? :D Ciągnąc ten tok rozumowania, także nie powinienem się wywracać. Bo przecież ktoś mógł sobie zrobić krzywdę wpadając na mnie (także walającego się po stoku;)).
Przez te dwa lata wywracałem się wiele razy, nie gubiąc kijków.
Dlatego uważam, że zgubienie/wypięcie kijka jest sytuacją awaryjną, jak wypięcie narty, czy upadek. I nie może być traktowane, jako jazda niebezpieczna dla innych.
Nie bardzo też mogę sobie wyobrazić zagrożenia dla innych wywołane samotnym sterczącym ze śniegu kijkiem :)
Pozdrawiam.
Tadek
sytuacji gdy pasek na zrobił krzywdę, widziałem kilka
najczęstsze to wybity kciuk
...koleżanka w ubiegłym sezonie, doznała takowego urazu
i konsekwencje ciągną się do dziś ...
co prawda, nie jestem tak radykalny jak Jan i nie obcinam pasków
ale ich nie zakładam na nadgarstki
wole podejść kilka metrów, niż cierpieć
... argumenty dotyczące, zagrożeń jakie niesie 'zostawiony' na stoku kijek,
nie trafiają do mnie i jakoś nie bardzo pobudzają moja wyobraźnię ...
w moim odczuciu, u normalnego narciarza, taki leżący lub wbity w śnieg kijek, raczej obudzi chęć niesienia pomocy (podanie zguby właścicielowi), niż uaktywni instynkt obronny przed niebezpieczeństwem ...
... paski przy kijkach u mnie maja tylko jedno zastosowanie / wieszam je na dziobach nart, jak stawiam na stojaku
:D
j.:)
[quote=bajaderkatyrolska;296864] Mnie narciarzowi z małopolski wydaje się, że nie mamy nic do wybaczania - jedziemy tam lub nie - wybór prosty
Jakoś do tej Francji zjeżdżają się tłumy Anglików, Francuzów, Holendrów i im to nie przeszkadza - zresztą nie ma obowiązku tam bywać:D
Ja wspominam obsługę w ośrodkach zdecydowanie lepiej niż np. we Włoszech - Francuzi zawsze byli uśmiechnięci, zawsze usłyszałem od nich z uśmiechem "bonjour", nawet około południa. W sklepach - owszem różnie tam bywa, ale ja tam jadę na narty, reszta mniej mnie obchodzi. A malkontentom zawsze wszystko przeszkadza - widać tak już muszą
.
To trzeba jechać do Austrii - nie wiem tylko dlaczego dałaś taki tytuł wątku (UCZCIWIEJ BYŁOBY - DLACZEGO JA NIE CHCĘ JECHAĆ Z BIUREM XXX DO Alpe d'Huez)- jest on niestety nieobiektywny i krzywdzący dla większości (znakomitych) ośrodków narciarskich (3V, E-K, LP, LA - ale również i Alpe d'Huez, Serre Chevaliere, Les Sybelles czy St Gervais-Megeve)
Przykładowo z St Gervais pojechaliśmy na "zjazd życia" z Aguille di Midi tzw. Białą Doliną - a we wspomnianym Alpe d'Huez jest kilka fenomenalnych tras (choćby Tunel, Balme, - to z trudniejszych, zjazd do Oz wsród przepięknych sopli lodu - tak z 8-10- metrów wysokości, czy wspaniała widokowo Serenne - tu oczywiście musi ona być w większości płaska, bo przy 2 tysiącach metrów przewyższenia i długości kilkunastu km nie może być cała stroma - ale ta trasa ma być widokową - i jest!! A najwspanialsze są wrażenia z jazdy Serenną w nocy, przy świetle księżyca:)
[quote=moris;296953]
Mnie narciarzowi z małopolski wydaje się, że nie mamy nic do wybaczania - jedziemy tam lub nie - wybór prosty
Jakoś do tej Francji zjeżdżają się tłumy Anglików, Francuzów, Holendrów i im to nie przeszkadza - zresztą nie ma obowiązku tam bywać:D
) ja nie mysle ze bajaderka jest malkontentem. opisala uczciwie to czego doswiadczyla. ja mamm w planie la grave i na pewno nic mnie od tego nie odwiedzie, ale dobrze jest sie przygotowac
a to ze francuzi sa aroganccy (np w stos do ludzi mowiacych jez ang) jest znana powszechnie sprawa, chociaz nie chcialbym generalizowac
[quote=jan koval;296974]
ja nie mysle ze bajaderka jest malkontentem. opisala uczciwie to czego doswiadczyla. ja mamm w planie la grave i na pewno nic mnie od tego nie odwiedzie, ale dobrze jest sie przygotowac
a to ze francuzi sa aroganccy (np w stos do ludzi mowiacych jez ang) jest znana powszechnie sprawa, chociaz nie chcialbym generalizowac No właśnie - nie należy generalizować.
Można rzetelnie przedstawić swoje wrażenia z wyjazdu, ale właśnie w tytule jest generalizowanie!
Mnie osobiście uraził tytuł wątku w stosunku do jego treści - nie można (według mnie) pisać, że nie należy jeździć do jakiegoś kraju z powodu:
-kiepskiego dojazdu (jeden przypadek kiepskiego dojazdu)
-jednego źle ocenionego według własnej opinii ośrodka
Nart są nartami, dla mnie miejscowi mogliby mówić nawet po chińsku czy rosyjsku - byle warunki na trasach były znakomite, a tereny narciarskie, cobyśmy nie pisali, Francuzi mają najlepsze w Europie!
Arogancja francuzów jast dla mnie bardzo podobna do arogancji sprzedawdczyni z mięsnego za komuny Mocno rozdraznia mnie przekladanie cech kilku spotkanych osob z danego panstwa na cechy narodowe...dla mnie to niepotrzebna generalizacja i uprzedzenia...jesli jeszcze to sa cechy mile (co jest rzadkoscia) to moge sie nawet ucieszyc z tej zakladki...ale nazywanie narodu aroganckim to dla mnie okreslenie mocno porazkowe...
Podrozowalam po Francji kilka razy i nie moge sobie przypomniec sytuacji, w ktorej bylabym zle potraktowana przez kogokolwiek...nawet w sklepie...gdzie znajac tylko pare francuskich slow, nie bylam lekcewazona, ale z usmiechem obslugiwana...zapodajac takze usmiech i uzywajac: poprosze to, dziekuje, dzien dobry, do widzenia...
Fakt, ze duzo ludzi slabo tam mowi w jezyku angielskim...ale hmmm, to my do nich przyjezdzamy, a nie oni do nas...aczkolwiek nawet najgorzej mowiaca po angielsku osoba zawsze starala sie nam pomoc gdy prosilismy o wskazowki...Bylo tej pomocy mnostwo...wymieniam tylko te, wedlug mnie najwieksze...co rzeczywiscie Ci ludzie zupelnie nieproszeni, pomogli turystom mowiacym po angielsku...ale usmiechajacym sie non stop i mowiacym dziekuje po francusku...:
- wlascicielka kempingu w gorach nie wziela pieniedzy od nas za noc kiedy zalalo nasze namioty, gdyz podloze kempingu bylo bardziej przygotowane na domki kempingowe niz namioty
- zawiadowca stacji, gdy widzial, ze bedziemy czekac na pociag o 3.30 rano...otworzyl dla nas pusta sale na dworcu, dal klucze, zebysmy mogly sie zamknac od wewnatrz, obudzil nas o 3 , gestami prosil , zebysmy podazyly za nim...zaparzyl herbate i poczestowal cieplymi rogalikami
- u podnoza skaly czekala na nas Pani z parasolka, ktora zaprosila nas do siebie do domu, zebysmy sie wysuszyli i ogrzali, gdyz widziala nas jak zjezdzalismy z drogi wielowyciagowej w deszczu i burzy...pozwolila zostawic liny i ciezsze rzeczy do wysuszenia w stodole...jako, ze musielismy rzeczy odebrac na drugi dzien w nocy...pani obiecala, ze zostawi obejscie dla nas otwarte na noc...odwdzieczylismy sie wtedy butelka dobrego wina...francuskiego.
Mysle, ze w duzej mierze to jak jestesmy odbierani i traktowani zalezy od nas samych (sama to wiem, gdy pracowalam obslugujac klientow w restauarcji)...ktos mily, usmiechniety byl tak przeze mnie traktowany...osoba traktujaca mnie z gory, chamska i zaczepliwa zostala obsluzona, nazwijmy to poprawnie... I tak to mniej wiecej funkjonuje, nastawiajac sie, ze zostaniemy arogancko potraktowani juz podchodzimy do takiego czlowieka naburmuszeni i nastroszeni...w zamian dostaniemy to samo...
ja nie mysle ze bajaderka jest malkontentem. opisala uczciwie to czego doswiadczyla Moze i uczciwie...ale z malkontenckim zacieciem...ja musialam o 3, w nocy badz jak ktos woli nad ranem, wyjsc z domu aby zdazyc na samolot (moja podroz trwala 12 godzin gdyz z powodu bagazy nie zdazylam na wczesniejszy autobus) moje bagaze nie dolecialy ze mna, musialam w niedziele (gdzie wszystko zamkniete w Austrii) kupic chociaz szczoteczke i plyn do soczewek, dwa pierwsze dni to byla jazda w wietrze i mleku....a zwyczajnie sie ciesze z mojego wyjazdu i z napotkanych ludzi na mojej drodze...ktorzy mi pomogli...a gdy nie znali angielskiego szukali swoich znajomych, ktorzy mowili po takowemu, zeby mi pomoc... bo po niemiecku ciut wiecej niz po francusku...ale zawsze ze szczerym usmiechem na twarzy... takze mysle, ze to wszysko zalezy bardziej od naszych glow niz od innych ludzi...a ci spotkani na naszej drodze tez zaleza od nas...taka dziwna figura kolastych zaleznosci...
Pozdrawiam z usmiechem:)
Aniouk
PS Byc moze wyjawia sie z tego postu opis wiecznie usmiechnietej wariatki...ale ja zupelnie normalna jestem...wychodze z zalozenia ze, szczegolnie w podrozy, wsrod obych ludzi w innym kraju...tak to dziala jak opisalam.
ale ja zupelnie normalna jestem... nie... no tu juz przesadzasz :D :D :D :D
nie... no tu juz przesadzasz :D :D :D :D Prowokator :D
- staram sie nie podrozowac w czasie pelni...wiec normalna wtedy jestem nadzwyczaj...
- odezwal sie normalny inaczej...
- ciesze sie, ze cala reszte mojej paplaniny (choc tutaj moze juz paplanina przeistaczac sie w bablanine) zostala uznana, za nieprzesadzana...
Ania Lagodna:)
prowokator :d
- staram sie nie podrozowac w czasie pelni...wiec normalna wtedy jestem nadzwyczaj...
- odezwal sie normalny inaczej...
- ciesze sie, ze cala reszte mojej paplaniny (choc tutaj moze juz paplanina przeistaczac sie w bablanine) zostala uznana, za nieprzesadzana...
Ania lagodna:) :d :d :d
Mocno rozdraznia mnie przekladanie cech kilku spotkanych osob z danego panstwa na cechy narodowe...dla mnie to niepotrzebna generalizacja i uprzedzenia...jesli jeszcze to sa cechy mile (co jest rzadkoscia) to moge sie nawet ucieszyc z tej zakladki...ale nazywanie narodu aroganckim to dla mnie okreslenie mocno porazkowe...
Podrozowalam po Francji kilka razy i nie moge sobie przypomniec sytuacji, w ktorej bylabym zle potraktowana przez kogokolwiek...nawet w sklepie...gdzie znajac tylko pare francuskich slow, nie bylam lekcewazona, ale z usmiechem obslugiwana...zapodajac takze usmiech i uzywajac: poprosze to, dziekuje, dzien dobry, do widzenia...
Fakt, ze duzo ludzi slabo tam mowi w jezyku angielskim...ale hmmm, to my do nich przyjezdzamy, a nie oni do nas...aczkolwiek nawet najgorzej mowiaca po angielsku osoba zawsze starala sie nam pomoc gdy prosilismy o wskazowki...Bylo tej pomocy mnostwo...wymieniam tylko te, wedlug mnie najwieksze...co rzeczywiscie Ci ludzie zupelnie nieproszeni, pomogli turystom mowiacym po angielsku...ale usmiechajacym sie non stop i mowiacym dziekuje po francusku...:
- wlascicielka kempingu w gorach nie wziela pieniedzy od nas za noc kiedy zalalo nasze namioty, gdyz podloze kempingu bylo bardziej przygotowane na domki kempingowe niz namioty
- zawiadowca stacji, gdy widzial, ze bedziemy czekac na pociag o 3.30 rano...otworzyl dla nas pusta sale na dworcu, dal klucze, zebysmy mogly sie zamknac od wewnatrz, obudzil nas o 3 , gestami prosil , zebysmy podazyly za nim...zaparzyl herbate i poczestowal cieplymi rogalikami
- u podnoza skaly czekala na nas Pani z parasolka, ktora zaprosila nas do siebie do domu, zebysmy sie wysuszyli i ogrzali, gdyz widziala nas jak zjezdzalismy z drogi wielowyciagowej w deszczu i burzy...pozwolila zostawic liny i ciezsze rzeczy do wysuszenia w stodole...jako, ze musielismy rzeczy odebrac na drugi dzien w nocy...pani obiecala, ze zostawi obejscie dla nas otwarte na noc...odwdzieczylismy sie wtedy butelka dobrego wina...francuskiego.
Mysle, ze w duzej mierze to jak jestesmy odbierani i traktowani zalezy od nas samych (sama to wiem, gdy pracowalam obslugujac klientow w restauarcji)...ktos mily, usmiechniety byl tak przeze mnie traktowany...osoba traktujaca mnie z gory, chamska i zaczepliwa zostala obsluzona, nazwijmy to poprawnie... I tak to mniej wiecej funkjonuje, nastawiajac sie, ze zostaniemy arogancko potraktowani juz podchodzimy do takiego czlowieka naburmuszeni i nastroszeni...w zamian dostaniemy to samo...
Moze i uczciwie...ale z malkontenckim zacieciem...ja musialam o 3, w nocy badz jak ktos woli nad ranem, wyjsc z domu aby zdazyc na samolot (moja podroz trwala 12 godzin gdyz z powodu bagazy nie zdazylam na wczesniejszy autobus) moje bagaze nie dolecialy ze mna, musialam w niedziele (gdzie wszystko zamkniete w Austrii) kupic chociaz szczoteczke i plyn do soczewek, dwa pierwsze dni to byla jazda w wietrze i mleku....a zwyczajnie sie ciesze z mojego wyjazdu i z napotkanych ludzi na mojej drodze...ktorzy mi pomogli...a gdy nie znali angielskiego szukali swoich znajomych, ktorzy mowili po takowemu, zeby mi pomoc... bo po niemiecku ciut wiecej niz po francusku...ale zawsze ze szczerym usmiechem na twarzy... takze mysle, ze to wszysko zalezy bardziej od naszych glow niz od innych ludzi...a ci spotkani na naszej drodze tez zaleza od nas...taka dziwna figura kolastych zaleznosci...
Pozdrawiam z usmiechem:)
Aniouk
PS Byc moze wyjawia sie z tego postu opis wiecznie usmiechnietej wariatki...ale ja zupelnie normalna jestem...wychodze z zalozenia ze, szczegolnie w podrozy, wsrod obych ludzi w innym kraju...tak to dziala jak opisalam. Po pierwsze: nie jestem malkontentką, solennie zapewniam i mam na to świadków!:) (gdybym była- wątpię żebym zachwycała sie zeszłoroczną miejscówkę w Zillertalu w chałupie z oborą pod jednym dachem! A zachwycałam się bo gospodyni była szalenie sympatyczna i była zajebista atmosfera- i nie mam tu na myśli aromatu świeżego obornika) Nie należe do typu wygodnickich pańc i nie obcy mi podróżniczy hardcore.
Po drugie tytuł mojego postu jest pewną figurą literacką i podobnie jak pewne tendencyjne uogólnienia oczywiście nie musi byc brany dosłownie:)
Po trzecie tak, oczywiście znam fajnych Francuzów, tak, byłam spontanicznie częstowana winem na kempingach i doznałam wielu normalnych ludzkich odruchów od tubylców na przykład podczas letnich trampingów rowerowych w Owerni i Prowansji. Natomiast w stacjach narciarskich częściej niz gdziekolwiek indziej spotykałam się z ludźmi stosunkowo mało sympatycznymi którzy w oczywisty sposób zlewali klientów. Oczywiście nie wszyscy i nie zawsze. W ValThorens panowie z górskiej służby pomogli mi zjechać z za trudniej dla mnie góry na którą nieopatrznie wjechałam i jeszcze poprosili kierowcę ratraka zeby mnie podwiózł do stacji bo nie miałam juz połączenia wyciągiem. Inna sprawa czy zrobili to z uprzejmości czy dlatego że ich obowiązkiem było dopilnowac żeby na stoku nikt nie został po zakończeniu dnia. Wiem natomiast że inni panowie z wyciągu, kiedy rozwaliło mi się wiązanie (odpadła skrzynka w starych tyroliach) i nie mogłam jechać odesłali mnie lekceważącym ruchem ręki zebym sobie zeszła do miasteczka (dobre 2-3 km)- to był mój pierwszy raz w VT, nie znałam tras i byłam dość tym zajściem sfrustrowana. W Austrii to raczej byłoby nie do pomyślenia bo widzę badrdzo często ludzi podwożonych skuterami śnieżnymi i nie zawsze są to ofiary wypadku. Ci ludzie mogli mi chociaż zaproponować taką opcje odpłatnie a nie kazać mi złazić z dechami na plecach.
Natomiast to o czym tutaj pisze nie ma nic wspólnego z uprzejmością, to pewna biznesowa uczciwość: w stacji takiej jak Alpe d'Huez nie jesteśmy gościem w niczyim domu ale klientem przedsiębiorstwa pod tytułem biuro turystyczne , hotel, wyciąg etc. Nikt nikomu łaski nie robi- w takim miejscu jestem poprostu klientem i oczekuję good value for money i zero sentymentów. W takim mijescu towarem który kupuję jest także mój komfort i dobre samopoczucie. Moja kiepska ocena tego wyjazdu wynikła zapewne z fałszywego założenia że płacąc stosunkowo dużo spodziewałam się także przyzwoitej jakości usług. Tymczasem otrzymałam jakość identyczną jak na studenckich wyjazdach za grosze. Stąd może mój dysonans poznawczy i zdaniem wielu krzywdząca ocena tej miescówki. Cóż, jest to moja prywatna ocena. Każdy może mieć inną. Proponuję wybierz się tam w przyszłym sezonie i sprawdź na własne oczy, mam nadzieje że spodoba Ci się bardziej.:)
[quote=moris;296953]
Przykładowo z St Gervais pojechaliśmy na "zjazd życia" z Aguille di Midi tzw. Białą Doliną - a we wspomnianym Alpe d'Huez jest kilka fenomenalnych tras (choćby Tunel, Balme, - to z trudniejszych, zjazd do Oz wsród przepięknych sopli lodu - tak z 8-10- metrów wysokości, czy wspaniała widokowo Serenne - tu oczywiście musi ona być w większości płaska, bo przy 2 tysiącach metrów przewyższenia i długości kilkunastu km nie może być cała stroma - ale ta trasa ma być widokową - i jest!! A najwspanialsze są wrażenia z jazdy Serenną w nocy, przy świetle księżyca:) Co do Valle Blanche zgadzam sie z tobą w zupełności : - zjazd z Aguille di Midi sama zaliczyłam w 2001 przy okazji bytnosciw Chamonix i do dziś wspominam z zachwytem.
Natomiast nie przesadzajmy: Tunel poza tym ze jest zajebiście stromy i nieratrakowany nic fenomenalnego w sobie nie ma. Balme było niestety zamknięte, fajne zjazdy do Oz a szczególnie czarna trasa do Vaujany miała potencjał, nie przeczę, ale żeby go wykorzystać musiałabym przyjechac raz jeszcze - w styczniu lub lutym.:)
Drogi Bocianie, czy mam rozumieć, że powinienem ustawić siłę wypięcia na 12, bo na moje walające się na stoku narty ktoś mógł wjechać??? Jeżeli już chcemy porównywać ważący 200-300g kijek, wykonany z elastycznego i gnącego się materiału, dyndający ze znaczną swobodą na pasku ze 2- 2,5kg sztywną nartą przymocowaną na stałe do stopy, to porównałbym raczej jeżdżenie bez pasków do jeżdżenia w wiązaniach ustawionych na minimum.
Ale żeby nie zaśmiecać tematu, stworzyłem nowy wątek, w którym przedstawiłem wyniki mojego "śledztwa" internetowego na temat tej kontuzji:
"kciuk narciarza" a paski kijków na nadgarstkach
Zapraszam do lektury ;)
Pozdr
Marcin
Po pierwsze: nie jestem malkontentką, solennie zapewniam i mam na to świadków!:) :) Bajaderko, alez ja nigdzie nie napisalam, ze nia jestes:) Tylko, ze relacja w takim brzmieniu...Nie znam Ciebie, ani swiadkow, wiec skad moge wiedziec jaka jestes...ino wypowiedz ocenilam jako narzekajaca...a nie Ciebie:)
Wiem natomiast że inni panowie z wyciągu, kiedy rozwaliło mi się wiązanie (odpadła skrzynka w starych tyroliach) i nie mogłam jechać odesłali mnie lekceważącym ruchem ręki zebym sobie zeszła do miasteczka (dobre 2-3 km)- to był mój pierwszy raz w VT, nie znałam tras i byłam dość tym zajściem sfrustrowana. W Austrii to raczej byłoby nie do pomyślenia bo widzę badrdzo często ludzi podwożonych skuterami śnieżnymi i nie zawsze są to ofiary wypadku. Ci ludzie mogli mi chociaż zaproponować taką opcje odpłatnie a nie kazać mi złazić z dechami na plecach. No to powiem Tobie, ze w Austrii to jest do pomyslenia...wiazanie w wypozyczonych nartach rozwalilo mi sie na Pitztalu, na poczatku czerwonej trasynumer 26..., nie potrafilam go zlozyc z powrotem i zwyczajnie sobie zeszlam,, choc dlugasnie to trwalo...panowie na skuterkach jechali, ale jakos nie przyszlo mi do glowy ich prosic o podwiezienie, nie wpadlam na to, zawsze mi sie wydawalo, ze to dla tych urazowcow...co na drugi dzien stalam sie jedna z nich i moglam sie takim skuterkiem przejechac:D
Nikt nikomu łaski nie robi- w takim miejscu jestem poprostu klientem i oczekuję good value for money i zero sentymentów. W takim mijescu towarem który kupuję jest także mój komfort i dobre samopoczucie. Mysle, ze gdybys trafila do tej samej stacji, ale na mniejsza kwatere, do jakies francuskiej gospodyni, to bylabys tak samo zadowolona jak z austriackiej...Moze wyobor nie byl za szczesliwy...wiesz kazda masowosc zabija atmosfere miejsca...i moze o to wlasnie chodzilo z tym kiepskim hotelem...moze nawet gdyby byl on kiepski a maly i przytulny i nastawiony na klienta indywidualnego to moze moze...mozemy gdybac dalej...
Proponuję wybierz się tam w przyszłym sezonie i sprawdź na własne oczy, mam nadzieje że spodoba Ci się bardziej.:) Moze kiedys sie tam wybiore...ale z pewnoscia nie z biurem podrozy...jeszcze w zyciu sie takowym nie skalalam, jednak ta ichna masowosc mnie nieco przeraza...lubie wszystko sama sobie zalatwic i jak do tej pory z kazdego wyjazdu narciarskiego organizowanego samodzielnie bylam zadowolona. Fakt, ze duzo czasu zawsze poswiecalam na organizacje, ale mysle, ze warto bylo. Ostatnio, musze sie przyznac troche sie zleniwilam i w tym sezonie bylam z Berrym...ale u niego takze kameralnie i musze przyznac, ze bylam zadowolona z warunkow na kazdej kwaterze a gospodarze byli mili i pomocni (pani nawet ratowala poparzencow slonecznych masciami:D)
Pozdrawiam i zycze trafnych wyborow i cudownych wakacji z usmiechem na twarzy:)
Aniouk
jeszcze w zyciu sie takowym nie skalalam, jednak ta ichna masowosc mnie nieco przeraza...lubie wszystko sama sobie zalatwic i jak do tej pory z kazdego wyjazdu narciarskiego organizowanego samodzielnie bylam zadowolona. Fakt, ze duzo czasu zawsze poswiecalam na organizacje, ale mysle, ze warto bylo. No to jednak mamy wiele wspólnego!:) tak jak pisałam wcześniej to był pierwszy i OSTATNI mój wyjazd z biurem. Dotychczas preferowałam totalny spontan, wyjazdy, często w pojedynkę, organizowałam zazwyczaj dosłownie w przeddzień i NIGDY nie było wpadki (no może poza rewelacyjną miejscówką w Juns, opodal lodowca Tux która okazała się być na szczycie bardzo stromego zbocza i ledwie zdołałam podjechać- w pewnym momencie auto zamiast w górę zaczęło mi zjeżdżać w dół tyłem do przepaści, oczywiście bez żadnych barierek. jakimś cudem udało mi się odbić do stoku i oprzeć sie o zaspę, inaczej pewnie dziś byśmy nie rozmawiały- ale za to JAKI był WIDOK! odtąd już zawsze sprawdzam na google-earth :))
Napisz mi proszę o wyjeździe z Berrym. Korespondowałam z nim przez moment kiedy rozważałam w wyjazd do Nassfeld, on mi obiecał dać namiar na miescówkę, jakoś do tego nie doszło , koniec końców pojechałam gdzieindziej. Czy on się zajmuje komercyjnie tymi wyjazdami? To jest jakkieś biuro, czy też usługa bardziej towarzyska? Głupio mi się go było wypytywać bo byłam naonczas kompletnie nowa na forum i trochę nie znałam zwyczajów... Nie ukrywam że chętnie podczepiłabym się w przyszłym roku pod jakieś jeżdżące towarzystwo bo niestety moi znajomi uprawiają obecnie wyłącznie wyjazdy z małymi dziećmi, a to jakby nie moja bajka.
pozdr.
BT
Zapodam zatem link do postu Rosy z Nassfeld:) A swoja relacje z ostatniego wypadu stworze jesli lenistwo ode mnie odejdzie...A mysle, ze po reszte szczegolow to do Berrego i jesli rzeczywiscie tak nie lubisz biur podrozy jak ja to do zobaczenia gdzies w przyszlym roku:)
http://www.skiforum.pl/showthread.ph...811#post278811
Pozdrawiam:)
Aniouk
Zapodam zatem link do postu Rosy z Nassfeld:) A swoja relacje z ostatniego wypadu stworze jesli lenistwo ode mnie odejdzie...A mysle, ze po reszte szczegolow to do Berrego i jesli rzeczywiscie tak nie lubisz biur podrozy jak ja to do zobaczenia gdzies w przyszlym roku:)
http://www.skiforum.pl/showthread.ph...811#post278811
Pozdrawiam:)
Aniouk Dzięki! Tekst Rosy oczywiście już wcześniej czytałam kiedy robiłam research na temat nassfeld (no i oczywiście bardzo mnie zainteresował pewien szczególny aspekt wypraw w Twoim towarzystwie- może się kiedyś zdołam załapać na takową? :))
Natomiast Berry odesłam mnie do Ciebie w sprawie relacji ze szkolenia- czy mogłabys napisać parę szczerych słów z pozycji kursanta? (może być na priv:))
pozdr
może się kiedyś zdołam załapać na takową? :) Bajaderko:)
Jesli mi kciuk nie odpadnie przytrzymany petelka kijkowa, ktorej nadal uzywam...to istnieje duza szansa, ze bede gotowac na wyjazdach, na ktorych bede...chyba, ze mi sie to znudzi, na co sie na razie nie zapowiada:D
czy mogłabys napisać parę szczerych słów z pozycji kursanta? (może być na priv:)) Hmmm, sprytny ten Berry, bo wie, ze jestem pod duzym wrazeniem jego nauczania, no coz, mam szczescie do instruktorow...jest bardzo dobry i...drogi:D ale warto, widze to po sobie, bo czuje, ze coraz lepiej mi idzie, mniej sie mecze, a przede wszystkim nie bola mnie ani kolana ani miesnie po nauce z nim, a potem po wlasnej jezdzie, co wedlug mnie jest wyznacznikiem dobrej, w jakis sposob technicznej jazdy ( w jakis sposob...bo ja mam bardzo wysokie wymagania co do siebie i do momentu kiedy nie bede czula, ze jezdze dobrze technicznie, bede mowila ze jezdze w jakis sposob technicznie:D)... Jezeli wiesz, ze nie umiesz wszystkiego i masz chec, zeby uczyc sie u kogos wymagajacego i dobrego to polecam:) Wiecej napisze w relacji sumujacej moj sezon, do ktorej juz prawie sie zebralam...
Pozdrawiam:)
Aniouk
Wydaje mi się, że jak na francuskie standarty alpejskie Alpe d'Huez jest miejscem dość słabym - choć taki ośrodek gdzie indziej byłby perełką.
W ten sposób dochodzimy do sedna - uważam, że narciarsko Francja jest najlepsza w Europie. Daleko, podłe standarty noclegowe - w najtańszej ofercie, obsługa co ma cię gdzieś, koszmarne wieżowce w środku gór... ale piękne narciarsko, wielkie ośrodki. Gdzie na tydzień zapominasz o samochodzie i dojazdach, a każdy z ekipy robi co chce. Gdzie oprócz "przyjaznych" oślich łączek można znaleźć lemieszem nie ruszane strome trasy i spore obszary do freeridu. Nie każdemu wystarczy 150 km tras na tydzień - ponieważ część z nich "z definicji" nie jest warta jazdy. Po dwóch dniach nie ma gdzie jeździć... Do tego ośrodki francuskie są wysokie (często od 1800 do 3200 m npm) co gwarantuję możliwość jazdy w sezonie prawie zawsze. Dla zasobniejszych są miejsca takie jak Megeve, Courchevel, Meribel, Val d' Isere, Chamonix (choć to słaby punkt wypadowy) - standart można tam znaleźć dowolnie wysoki (ceny w zasadzie też)
Trzeba przyznać, że Bajaderkatyrolska miała pecha - Alpe d"Huez szczyci się 300 słonecznymi dniami w roku, są tam spore problemy ze śniegiem na początku sezonu ale w marcu powinno być śniegu w bród i słońca też. Karnet 6 dniowy pozwala na dwa dni jazdy w Les 2Alpe - miejscu dla mnie narciarsko rewelacyjnym. Ale kiepską pogodę można trafić wszędzie - akurat tegoroczny marzec był we Francji fatalny (a we Włoszech super). Za rok może być odwrotnie - statystyka. Wniosek - trzeba więcej jeździć - wtedy się uśrednia
Bajaderkatyrolska -mam nadzieję, że mimo wszystko nie skreślisz Francji ze swojej listy. W końcu:
- Trois Valees
- Espace Killy
- La Plagne
- Les Arcs
to wspaniałe systemy, naprawdę trudno znaleźć podobne w innych krajach.
A przyszłym razem życzę więcej szczęścia przy wyborze operatora turystycznego i wspaniałej pogody (na pewno tak będzie!) jak bys, wujot, uszeregowal te osrodki w sensie stromosci?stopnia trudnosci najstromszych czesci (nie mowie o trasach ale o calych osrodkach)
no i czemy chamo jest zle polozone?
nie bylem nigdy we francji, ale mozliwe ze tam sie wybiore, na standart nie zwracam uwagi (dopoki jest wysoki ha ha). natomiast nie lubie sie gniezdzic w malym pokoiku tez.....
jak bys, wujot, uszeregowal te osrodki w sensie stromosci?stopnia trudnosci najstromszych czesci (nie mowie o trasach ale o calych osrodkach)
no i czemy chamo jest zle polozone?
nie bylem nigdy we francji, ale mozliwe ze tam sie wybiore, na standart nie zwracam uwagi (dopoki jest wysoki ha ha). natomiast nie lubie sie gniezdzic w malym pokoiku tez..... Jeżeli chodzi o francuskie offpiste to ja bym się 5 sekund nie zastanawiał tylko bukował wyjazd do Szamoniksu.
Jak ktoś się buja tylko po trasach to może mu się Cham kiepski wydawać w porównaniu z innymi alpejskimi ośrodkami.
no i czemy chamo jest zle polozone?
nie bylem nigdy we francji, ale mozliwe ze tam sie wybiore, na standart nie zwracam uwagi (dopoki jest wysoki ha ha). natomiast nie lubie sie gniezdzic w malym pokoiku tez..... Trochę tras free w Chamoniku(język litewski), tam są narysowane zjazdy.
http://www.bures.lt/ziemos-sportas/s...link-se-4.html
:)
Pisząc, że Chamonix jest nie najlepszym punktem wypadowym miałem na myśli oczywiście "normalne" czyli trasowe i przytrasowe narciarstwo - w tym kontekście była cała moja wypowiedź.
Jako drugi punkt wypadowy dla Twoich oczekiwań podałbym Les 2 Alpe.
Pozdro.
Chamonix-Courmayeur, Monterosa, Les 2 Alpes (La Grave-La Meije), St.Anton am Alberg uznawane za najlepsze free ride w Alpach.
Miałaś tego pecha trafić na wyjątkowo parszywą pogodę na początku, która dodatkowo załatwiła warunki stokowe na cały tydzień. We Włoszech, czy Austrii wcale nie było lepiej :( byłem w tym terminie w ischgl i było bardzo dobrze (czytaj lepiej) jak na koniec marca, alpe d'huez zaliczyłem w styczniu tego roku i było super- kwestii apartamentów w których mieszkaliśmy http://picasaweb.google.pl/brzoza.mb...kiApartamenty# nie komentuję bo tak tam jest (oczywiście standard to kwestia ilości kasy którą chce się wydać) - proszę brać pod uwagę, że większość tras położona jest na stokach południowych. i oczywiście polecam tą miejscówkę w normalnym terminie śniegowym.
dodam że wyrobiłem się w opcji samolotowej - promocja była ... w 2000 zł. ze wszystkim
kilka fotek alpe d'huez - http://picasaweb.google.pl/brzoza.mb...14Styczen2010#
Najlepiej jechać w styczniu bo i najtaniej