Filmy z polskim lektorem i dubbingiem nowoĹci rapidshare download.
Cześć
Tytuł może nie oddaje idei ale chciałbym żeby jak najwięcej osób tu weszło (wiem powinno byc: Fischer WC SC za darmo!! ale nie lubie kłamać;))
Zainspirował mnie pewien post i odpowiedź nań i reakcja na odpowiedź:
Pytający
"...najważniejsza sprawa której nie jestem pewien to czy skibus odjeżdża z przed hotelu czy trzeba dojść do przystanku?o apartamentach już trochę poczytałem w sieci i myślę że się zdecyduję na pobyt w tym obiekcie..."
Odpowiedź
"Z tego co pamiętam to jakieś 150-200m trzeba dojść"
Pytający
"...na stronie znalazłem rozkład jazdy skibusów i jeden z przystanków nazywa się Hotelowy czy to nie wskazywałoby że przystanek jest jednak przed hotelem..."
Mój komentarz był oczywiście prowokujący i nie na miejscu:
Witam
Ja bym odpuscił - tyle łażenia.
Pozdro Jeden z kolegów na komentarz sie obruszył i powstała dyskusja. Bardzo słusznie zresztą mój adwersarz zwrócił mi po kolejnym poście uwagę, że to nie miejsce na taką dyskusję - więc próbuje je stworzyć.
Co myślicie???
Czy jesteśmy już na tym etapie, że 200 metrów dojścia do skibusa jest problemem decydującym o wyborze kwatery - to oczywiście żart ale chyba zrozumiały jest przekaz.
Wiem są biegacze, skitourowcy, freeriderzy itd. Chodzi mi o takiego zwykłego narciarza, amatora szusującego na stoku 7 do 14 dni w sezonie.
Czy rzeczywiście jesteśmy już na takim etapie że na mostku nad droga trzeba budować taśmy?
Czy rzeczywiście stoki trzeba równac dwa razy dziennie żeby dało się zjeżdżać?
Czy rzeczywiście jak się okaże że nie ma śniegu to standardem będzie udanie się do organizatora po zwrot kasy?
Czy jak dojedziemy do trasy, która przerasta nasze mozliwości albo nie ma na niej sniegu to wzywamy służby ratunkowe?
Czy rzeczywiście w każdym ośrodku narciarskim musi byc przedszkole dla dzieci a najlepiej przedszkolożłobek żebyśmy mogli się naszych pociech pozbyć i sami sobie posmigać? Im dłużej tym lepiej!
ITD ITD
To tylko pięć irracjonalnych ( dla mnie oczywiście ) pytań.
Co Wy na to kochani narciarze?
Pozdro
Może będę trochę "przejaskrawiony" w swojej odpowiedzi, ale myślę Mitku, że to dotyczy tej samej grupy odbiorców wrażeń śniegowych, co np. gromady spacerujących po naszych Krupówkach "narciarzy" z super wypasionym sprzętem pod pachą, albo na ramieniu, którzy spacerując po tym deptaku "realizują" się narciarsko, albo ... lansersko, a potem zjadą raz, czy dwa po Gubałówce albo Szymoszkowej i idą zziajani zakończyć żmudny dzień narciarski do jakiejś koliby ...
Dla takich narciarzy też jest miejsce i nie każdemu muszą odpowiadać spartańskie warunki na chacie, albo konieczność podchodzenia, czy dojeżdżania iluś tam m/km ...
Ale .. właśnie ... gdzie w tym całe sedno ...
Ja wiem.
I wiem, że Ty wiesz :-)
Zdravim :-)
Cześć
Może będę trochę "przejaskrawiony" w swojej odpowiedzi, ale myślę Mitku, że to dotyczy tej samej grupy odbiorców wrażeń śniegowych, co np. gromady spacerujących po naszych Krupówkach "narciarzy" z super wypasionym sprzętem pod pachą, albo na ramieniu, którzy spacerując po tym deptaku "realizują" się narciarsko, albo ... lansersko, a potem zjadą raz, czy dwa po Gubałówce albo Szymoszkowej i idą zziajani zakończyć żmudny dzień narciarski do jakiejś koliby ...
Dla takich narciarzy też jest miejsce i nie każdemu muszą odpowiadać spartańskie warunki na chacie, albo konieczność podchodzenia, czy dojeżdżania iluś tam m/km ...
Ale .. właśnie ... gdzie w tym całe sedno ...
Ja wiem.
I wiem, że Ty wiesz :-)
Zdravim :-) Nie Otisku Drogi - to są zwykli szpanerzy, którzy zawsze byli są i będą i zawszem będa postrzegani jako durnie.
Chodzi mi o ludzi chcących jeździć, zainteresowanych ale nie zauważających, że narciarstwo to nie kometka przez brame (nie badmigton).
Mitek
Tą edycją swojego pierwotnego posta mocno poszerzyłeś tematykę tego zagadnienia stawianego przez Ciebie, więc jakoś dziwnie wypadła w tym momencie moja odpowiedź, więc pozwól, że odniosę się do niej jeszcze raz, na poważniej ... Za dnia :-)
Zdravim a Dobrounoc :-)
Cześć
Tytuł może nie oddaje idei ale chciałbym żeby jak najwięcej osób tu weszło (wiem powinno byc: Fischer WC SC za darmo!! ale nie lubie kłamać;))
Zainspirował mnie pewien post i odpowiedź nań i reakcja na odpowiedź:
Pytający
"...najważniejsza sprawa której nie jestem pewien to czy skibus odjeżdża z przed hotelu czy trzeba dojść do przystanku?o apartamentach już trochę poczytałem w sieci i myślę że się zdecyduję na pobyt w tym obiekcie..."
Odpowiedź
"Z tego co pamiętam to jakieś 150-200m trzeba dojść"
Pytający
"...na stronie znalazłem rozkład jazdy skibusów i jeden z przystanków nazywa się Hotelowy czy to nie wskazywałoby że przystanek jest jednak przed hotelem..."
Mój komentarz był oczywiście prowokujący i nie na miejscu:
Jeden z kolegów na komentarz sie obruszył i powstała dyskusja. Bardzo słusznie zresztą mój adwersarz zwrócił mi po kolejnym poście uwagę, że to nie miejsce na taką dyskusję - więc próbuje je stworzyć.
Co myślicie???
Czy jesteśmy już na tym etapie, że 200 metrów dojścia do skibusa jest problemem decydującym o wyborze kwatery - to oczywiście żart ale chyba zrozumiały jest przekaz.
Wiem są biegacze, skitourowcy, freeriderzy itd. Chodzi mi o takiego zwykłego narciarza, amatora szusującego na stoku 7 do 14 dni w sezonie.
Czy rzeczywiście jesteśmy już na takim etapie że na mostku nad droga trzeba budować taśmy?
Czy rzeczywiście stoki trzeba równac dwa razy dziennie żeby dało się zjeżdżać?
Czy rzeczywiście jak się okaże że nie ma śniegu to standardem będzie udanie się do organizatora po zwrot kasy?
Czy jak dojedziemy do trasy, która przerasta nasze mozliwości albo nie ma na niej sniegu to wzywamy służby ratunkowe?
Czy rzeczywiście w każdym ośrodku narciarskim musi byc przedszkole dla dzieci a najlepiej przedszkolożłobek żebyśmy mogli się naszych pociech pozbyć i sami sobie posmigać? Im dłużej tym lepiej!
ITD ITD
To tylko pięć irracjonalnych ( dla mnie oczywiście ) pytań.
Co Wy na to kochani narciarze?
Pozdro ad1
nie dbam
ad2
nie dbam
ad3
nie dotyczy bo tam mnie nie ma
ad4
niewiem o co chodzi w tym pytaniu
ad5
to zostawiam do wyboru rodzicom
generalnie; dla mnie im trudniejsze warunki sniegowe i terenowe tym lepiej
natomiast lubie tak mieszkac,ze sie wyskakuje na nartach na stok;wtedy mam wiecej czasu zeby pospac ( a tego w czasie zycia zawodowego nie mam za duzo)
Mitku ale czy to ludzie - narciarze nie staja sie coraz wygodniejsi i to wlasnie wlasciciele stokow , producenci sprzetu robia wszystko by dogodzic klientowi a co za tym idzie nie stracic go . Z tego co widze wiekszosc stokow tutaj (a jest spora konkurencja ) stara sie zadowolic jak najszersza grupe i tych niedzielnych i tych codziennych , sztruksiarzy i free riderow , dzieci i starszych po to by na kazdym zarobic a nie na okrojonej grupie .
Pozwolcie, ze zalacze kika obserwacji z wlasnego podworka. Widze zasadnicza roznice pomiedzy osrodkami w Europie i tu gdzie mieszkam. Polega ona na tym, ze jest tu stosunkowo niewiele ski-in ski-out resorts, czyli, ze mozna dojechac do samych drzwi hotelu na nartach. Na przyklad w Banff National Park jest tylko jeden taki osrodek - Sunshine Village, w BC nieco wiecej. Czesto aby dotrzec do osrodka trzeba dojechac autem, autobusem, czasem tez dojsc. Niemniej jednak nie spotkalem osoby, a jezdzac na nartach trafiam na ludzi ze wszystkich zakatkow swiata, ktora by miala z tego powodu zrujnowany urlop:). Dlaczego? Wszyscy zgodnie oznajmiaja, ze nie ma drugiego takiego miejsca na swiecie i bycie w gorach jest wystarczajaca nagroda za kazda niewygode, jaka ta by nie byla (patrz 200m. do przystanku). Dotyczy to rowniez Niemcow, Austriakow, Szwajcarow itd., ktorych bylo tu sporo kilka lat temu, w czasie kiepskiego sezonu w Europie. To oni wlasnie wskazali te roznice. A co w takim razie sadzic o club fields w New Zeland, gdzie nie ma prawie zadnej infrastruktury, a pasjonaci leca z calego swiata zeby jezdzic na "wyrwiraczce"?
To tyle z punktu widzenia tzw. destination skiers, czyli tych co musza dojechac lub doleciec w gory z odleglych miejsc, podobnie jak np. z Polski w Alpy.
Sa jeszcze locals, do ktorych sam sie zaliczam, mimo ze do najblizszej gorki spod drzwi mam ok. godzine. Czesto zdarza mi sie jechac 2, 2,5 lub 3 godz. tylko na dzien. Bywalo, ze nawet 4 do Kicking Horse. Nie jest to nic nadzwyczajnego, bo tak robia zarowno weekend warriors (niedzielni narciarze) jak i ski bums.
Oczywiscie zrozumiale jest, ze jadac gdzies chcialoby sie jak najwiecej za ciezko zarobione pieniadze, ale bez przesady.
Ulatwiac? Jak najbardziej. Proponuje przeniesc gory blizej domu, zeby sie zelowki nie zdzieraly?:)
Pozdro.
Sam kocham spać pod namiotem (prawie całe wakacje tak spędzamy), jeździć na nartach, to samo na rowerze, łazić po górach i nie tylko ... potrafię (często) gnać 500 km w jedna stronę, po to by jeden dzień a może półtora, spędzić na stoku – wrócić o 5 rano a o 7.00 być w pracy ... ale to dotyczy mnie i tylko mnie, dlatego na pytania zawarte w temacie odpowiem ... można.
Oczywiście te wszelkie udogodnienia, które nas mogą bulwersować a i śmieszyć często, można nazywać różnie i różne ich może być podłoże.
Mitek, często piszesz (słusznie) o konieczności rozróżniania naszego narciarstwa od narciarstwa wyczynowego ... nasze narciarstwo to rekreacja i wypoczynek a dla osób które, na stokach spędzają w ciągu roku tydzień, to bardziej wypoczynek niż cokolwiek innego.
Każdy decyduje sam, w jakich warunkach i jak będzie wypoczywał. Sam wie najlepiej co jest mu potrzebne by wypoczął .... jego wola.
jarek
Wzrost popularności narciarstwa, jego wieksza dostepnośc powoduje, że pojawia sie więcej niz kiedyś leniuszków, bez przygotowania fizycznego, dla których samo przejście w butach narciarskich 200m to juz katorga (a przeciez podobno narciarstwo to taki fajny sport :( ).
Ludzie zasadniczo sa leniwi (wiem co mówię :D), naprawde tylko garstka stara się dowiedziec czegoś wiecej o tym co robia (bo po co zdobywać wiedze teoretyczną, skoro jedzie sie na nartki dwa-trzy razy w sezonie), tylko garstka chce doskonalić swoja technikę, aby w sytuacjach trudnych, radzić sobie bez problemu.
Wychodzą z założenia, ze im to nie potrzebne (zresztą na forum jest od groma takich dyskusji).
itd itp.
Generalnie rzecz ujmując, społeczność narciarska jest odbiciem całosci społeczeństwa, a tutaj panuje minimalizm, wygodnictwo, pościg za latwizną.
Czy to źle? Pewnie tak, ale skoro dla kogoś przejście 200m to mordega, albo trudny stok to powód do jego omijania, to tylko lepiej dla tych, którym to nie przeszkadza - wiecej miejsca. ;):D:D:D
pzdr
k
Ja mam uwagę bardziej ogólną. Zjawiska które opisał Mitek nie dotyczą tylko narciaży ,ale całego ,coraz bardziej rozleniwionego społeczeństwa. Mieszkam nad morzem w miejcu w którym plaże najczęściej są oddalone nieco od parkingów (nieco = 1-2 km). Oddziela je pas pięknych naturalnych nadmorskich borów , przez który ruch samochodowy został celowo niedopuszczony. I teraz moje obserwacje - zamiast się cieszyć ,że w ciszy i spokoju można się przespacerować lub przejechać rowerem, znaczna część ludu kąbinuje jak by tu wjechać samochodem na samom plażę. W ostateczności wsadza swoje leniwe d... do bryczki konnej lub rykszy. Mało tego ciągną za sobą dzieciaki robiąc z nich od maleńkości kaleków. Sytuacja ta niestety będzie się pogłębiać bo te ubezwłasnowolnione i rozpieszczone dzieci urodzą swoje dzieci i zrobią z nich jeszcze większe łamagi itd. Nie każdemu niestety wypoczynek kojaży cię z wysiłkiem ,a raczej przeciwnie. My ze swojej strony niewiele jednak możemy zrobić ,możemy zadbać jedynie żeby chociaż nasze dzieci nosiły za sobą narty i potrafiły przejść kilka kilometrów bez marudzenia.
Cześć
Tą edycją swojego pierwotnego posta mocno poszerzyłeś tematykę tego zagadnienia stawianego przez Ciebie, więc jakoś dziwnie wypadła w tym momencie moja odpowiedź, więc pozwól, że odniosę się do niej jeszcze raz, na poważniej ... Za dnia :-)
Zdravim a Dobrounoc :-) Wiem i bardzo przepraszam - w trakcie pisanie zostałenm oderwany nagle.
Pozdrawiam
Wit, Kurm, dzieki za post bo intencją moją była własnie szersza dyskusja. Narciarstwo słuzy tu tylko za pewnie przykład ogólnej tendencji.
Naturalne jest dążenie do ułatwiania sobie zycia. Ja też nie jestem psychicznie chory i z windy korzystam choc nie zawsze.
Zauważcie jednak że w wypadku narciarstwa mamy do czynienie z działaniem gdzie celem jest wysiłek. Przeciez chodzi o to żeby pojeździć i sie przy tym zmęczyć - to nieodłączny element w każdym sporcie. Nie chodzi o umartwianie ale o zachowanie naturalnych proporcji.
Idąc dalej zmierzamy nieuchronnie w stroną rzeczwistości wirtualnej i przeżyc sztucznie nam serwowanych, możliwych do przyswojenia w domu na kanapie.
Czy o taką przyszłośc nam chodzi?
Czy chcemy aby dzici naszych dzieci takie własnie był?
Co z tego, że my będziemy je wychowywac najlepiej jak sie da kiedy "cisnienie tłumu" pokaże im lekkie, łatwe i przyjemne bezwysiłkowe życie.
Mnie sie ta tendencja nie podoba zdecydowanie i staram sie jak moge walczyc z jej przejawami mnie bezposrednio dotyczącymi.
Pozdrowienia
Podoba mi się stwierdzenie Jarka, tym bardziej, że preferuję podobne atrakcje. Nie zdarzyło mi się zrezygnować z jakiegokolwiek wyjazdu jeśli miał być pozbawiony wygód. Wręcz przeciwnie - pozwala to na większe docenienie własnego wysiłku dla osiągnięcia zamierzonego celu.
Zdarzały mi się wycieczki rodzinne w pełnym narciarskim oporządzeniu długości około 1 kilometra pod górę do wyciągu. Łatwo nie było, język na brodzie, sterta nart na plecach, dzieciak pod pachą - ale nic to !! Dziś mamy więcej przygód do wspominania.
Wiemy też o istnieniu niedzielnych narciarzy, którzy chcieliby dojść w kaputkach do skibusa. Niech sobie będą - ich wybór.
Mnie to nie razi - bez oglądania się na innych robię swoje.
Skoro juz, zamiast opracowac porzadny przewodnik doboru nart dla poczatkujacych , naprawde musimy zajmowac sie glupstwami (200 m do wyciagu to tylko namiastka rozgrzewki, ktorej niedzielny narciarz i tak nie robi, wiec moze niechcacy mu sie przydac), to co myslicie o sensie uzywania takich ochraniaczy (biorac pod uwage jak bardzo sliskie i niebezpieczne buty narciarskie moga byc dla niedzielnego narciarza), poza kiepskim wrazeniem estetycznym zdartych podeszw?
Cat tracks:
http://ecom1.sno-ski.com/product200.html
Pozdrawiam.
Y.
ja jestem bardziej skąpy niż wygodny :D może dlatego nigdy nie jechałem dorożką :D a do stoku muszę dojeżdżać samochodem.
Naturalne jest dążenie do ułatwiania sobie zycia. Ja też nie jestem psychicznie chory i z windy korzystam choc nie zawsze.
Zauważcie jednak że w wypadku narciarstwa mamy do czynienie z działaniem gdzie celem jest wysiłek. Przeciez chodzi o to żeby pojeździć i sie przy tym zmęczyć - to nieodłączny element w każdym sporcie. Właśnie zmęczyć się na nartach a nie dochodząc z nartami na ramieniu lub dojeżdżając godzinami. Jaki jest sens tracić czas na dochodzenie lub dojeżdżanie ?
Ja lubię jeden z ośrodków w Polsce właśnie za to że z pensjonatu (i to nie jednego) mam do stoku max. 200 m. i nie muszę dochodzić codziennie po 500 m. albo co gorsze dojeżdżać samochodem. Na narty wyjeżdżam po to żeby być na stoku a nie ciągle obok niego.
A poza tym odnoszę wrażenie, że trochę się czepiasz. Każdy ma prawo lubić to co chce. Jeżeli do tego jest wybór to wszystko ok. Może akurat lubisz przejść sie kilometr w butach i z nartami na ramieniu do wyciągu. Masz do tego prawo. Ja na przykład za tym nie przepadam. I pozwól mnie i podobnym do mnie szukać miejsc do spania blisko wyciągu. Powinniśmy mieć prawo wyboru spędzania czasu na wyjazdach na narty i nie być oceniani niegatywnie za to że lubimy jeździć a nie chodzić:)
Pozdowienia.
Zauważcie jednak że w wypadku narciarstwa mamy do czynienie z działaniem gdzie celem jest wysiłek. Przeciez chodzi o to żeby pojeździć i sie przy tym zmęczyć - to nieodłączny element w każdym sporcie. Cześć.
Szanowny Kolego.
Nie dla każdego celem jazdy na nartach jest wysiłek.
Ja zawsze jeździłem dla przyjemności, podobnie jak kiedyś grałem w siatkówkę (oczywiście amatorsko ale intesywnie) też dla przyjemności i chęci wygrywania, a nie po to aby się zmęczyć.
Chyba reprezentujesz grupę ludzi podobnych do jednego z moich znajomych, który swego czasu po jednym dniu nart pokazywał mi czerwone golenie nóg chwaląc się tym, bo mu instruktor powiedział, że powinien jeździć na "przodach" a wyznacznikiem takiej jazdy będą siniaki na golenich.
Ów znajomy był bardzo zdziwiony jak mu powiedziałem, że ja jeżdżę tylko i wyłącznie dla przyjemności a nie po to żeby mnie bolały nogi.
Być może nie masz znajomych (chyba jesteś na to za młody), dla których sam wyjazd w góry na narty jest już wyzwaniem. Dla nich ostatni zjazd jest już katorgą i nie widzę powodu dla którego musieli by się dalej "katować" dojściem do hotelu jeżeli istnieje możliwość dojechania pod same drzwi.
Dalej się będę upierał, że dla nich też są góry i narty.
Pozdrowionka
Ależ tutaj nie chodzi o to, żeby na siłę szukać hoteli 1000m od stoku i do tego pod górkę.
"Problemem" (w sensie omawianego tematu) jest raczej to, że wyznacznikiem doboru miejsca jazdy staje się taka duperela, jak możliwość dowiezienia dupska pod sam orczyk.
Poza tym, jak napisał Mitek, problem jest natury bardziej ogólnej.
Pozwolę sobie przytoczyć przykłady z codziennego życia:
1) Parking przed basenem
2) Parking przed marketem.
W obydwu przypadkach, miejsca do parkowania jest od metra.
Ale zawsze znajdzie sie jakiś #@%#@@^, który (-a), nie może zaparkować na parkingu, tyko musi stanąć na wprost wejścia (przed marketem stają generalnie na wymalowanym na asfalcie znakiem zakazu zatrzymywania i postoju), tak jak gdyby przejście 20m miało zabić.
W efekcie: przed marketem zablokowana jest połowa drogi, a z obydwu miejsc wyjście jest mocno utrudnione.
Ale to wszystko nic.
Najgorszym objawem takiego podejścia do życia jest parkowanie osób nieuprawnionych, dla miejscach dla inwalidów.
Tego komentować chyba nie trzeba.
pzdr
k
Cześć
Cześć.
Szanowny Kolego.
Nie dla każdego celem jazdy na nartach jest wysiłek.
Ja zawsze jeździłem dla przyjemności, podobnie jak kiedyś grałem w siatkówkę (oczywiście amatorsko ale intesywnie) też dla przyjemności i chęci wygrywania, a nie po to aby się zmęczyć. Myślę, że nieodłącznym elementem każdej działalności sportowej jest wysuiłek i zmęczenie. Gdyby celem było tylko zwyciestwo lub przyjemnośc lepiej wybrać pokera lub gry komputerowe. To, że decydujemy sie na sport a więc wysiłek fizyczny oznacza że chcemy się zmęczyć, że takie działanie jest dla nas przyjemnością. Nie da sie uprawiac jakiegokolwiek sportu przestrzennego bez zmęczenia.
Chyba reprezentujesz grupę ludzi podobnych do jednego z moich znajomych, który swego czasu po jednym dniu nart pokazywał mi czerwone golenie nóg chwaląc się tym, bo mu instruktor powiedział, że powinien jeździć na "przodach" a wyznacznikiem takiej jazdy będą siniaki na golenich.. Raczej nie. Umiem odpowiednio zapinac buty a i z wyważeniem problemu nie mam. A rany na piszczelach zdarzały się oj zdarzały ale to w żadnym wypadku nie psuło mi rzyjemności z jazdy.
Ów znajomy był bardzo zdziwiony jak mu powiedziałem, że ja jeżdżę tylko i wyłącznie dla przyjemności a nie po to żeby mnie bolały nogi... Ja równiez jeżdże dla przyjemności a ból nóg jest elementem, który sie pojawia jak jeździsz intensywnie. Jak do tego dodamy brak przygotowania kondycyjnego to ból gotowy ale pretensje mozna miec tylko do siebie.
Być może nie masz znajomych (chyba jesteś na to za młody), dla których sam wyjazd w góry na narty jest już wyzwaniem. Dla nich ostatni zjazd jest już katorgą i nie widzę powodu dla którego musieli by się dalej "katować" dojściem do hotelu jeżeli istnieje możliwość dojechania pod same drzwi.
Dalej się będę upierał, że dla nich też są góry i narty.
Pozdrowionka Dzieki ale taki młody juz niestety nie jestem. W zeszłym roku po fajnym zjeździe z grupa kolegów, których byłem nominalnym szefem dostałem nawet tekst że taki schorowany dziadek a jeszcze daje radę;):) - nie wiedziałem czy to komplement czy nie?
Ze starszymi osobami jeździłem sporo i zawsze podziwałem ich odpornośc wole walki i nieopdpartą chęc kształcenia umiejetności, która może byc przykładem dla wszystkich młodych gniewnych.
Jedno jest pewne - jeżeli te 200 metrów to naprawdę dla kogoś problem to zastanawiam sie jak daje sobie on radę na stoku skoro przy schodzeniu z niego nie jest w stanie chodzić? To jest po prostu bardzo niebezpieczne bo porusza się na granicy swoich mozliwości. takiej wytuacji bardzo łatwo o kontuzje własną czy tez utrate panowania nad nartami i kontuzje cudzą - mowię całkiem powaznie.
Zresztą przeciez nie chodzi o te 200 metrów to tylko pretekst do szerszej dyskusji.
Pozdrowienia serdeczne
Ależ tutaj nie chodzi o to, żeby na siłę szukać hoteli 1000m od stoku i do tego pod górkę. Gwoli ścisłości dla sprostowania : nie szukam takowych, lecz jeśli się zdarzy nie drę szat na sobie tylko biorę d.... w troki i zapycham z uśmiechem. I bądźcie pewni, że będę się dobrze bawił. A kondycja pozwala mi dotrzymać pola na stoku koledze, który zaparkował przy orczyku żeby się nie zmęczyć. Sprawdzone - działa.
Cześć
Myślę, że nieodłącznym elementem każdej działalności sportowej jest wysuiłek i zmęczenie. Tak zgadzam się z Tobą, ale w poprzednim poście pisałeś że celem narciarstwa jest zmęczenie i z tym ja się nie zgodziłem, więc chyba trochę odwracasz kota ogonem.
Dla jednego przyjemnością jest gra np. w pokera, dla drugiego jazda na nartach, a dla trzeciego oba te "sporty" - czy to żle?
Raczej nie. Umiem odpowiednio zapinac buty a i z wyważeniem problemu nie mam. A rany na piszczelach zdarzały się oj zdarzały ale to w żadnym wypadku nie psuło mi rzyjemności z jazdy. Wydaje mi się, że nie zrozumiałeś o co mi chodziło.
Nie chodziło mi o to że ten ktoś nie umie zapinać butów, ale o to że są ludzie którzy po to aby pokazać jacy to są kozacy i jak potrafią "stylowo" jeździć są w stanie sobie sprawiać ból. Ja do takich nie należę (być może jest to nieprawidłowe podejście do nart ale niestety taki jestem).
Ja równiez jeżdże dla przyjemności a ból nóg jest elementem, który sie pojawia jak jeździsz intensywnie. Jak do tego dodamy brak przygotowania kondycyjnego to ból gotowy ale pretensje mozna miec tylko do siebie. Tak, oczywiście, ale chyba nie wszyscy muszą jeździć tak intensywnie jak Ty
Ze starszymi osobami jeździłem sporo i zawsze podziwałem ich odpornośc wole walki i nieopdpartą chęc kształcenia umiejetności, która może byc przykładem dla wszystkich młodych gniewnych. Ale chyba nie sugerujesz że znasz wszystkie starsze osoby?
Jedno jest pewne - jeżeli te 200 metrów to naprawdę dla kogoś problem to zastanawiam sie jak daje sobie on radę na stoku skoro przy schodzeniu z niego nie jest w stanie chodzić? Masz oczywiście rację. Bardzo ciężko mu idzie na stoku. Czy według Ciebie powinien natychmiast przestać jeździć na nartach i skupić się na piciu piwa?
Zresztą przeciez nie chodzi o te 200 metrów to tylko pretekst do szerszej dyskusji.
Pozdrowienia serdeczne Oczywiście, ja tylko się tak "przekomarzam".
Też uważam, że na nartach powinno się być: zdrowym, młodym, pięknym, z najlepszymi nartami, mieć nienaganną technikę, itp. Niestety nie wszyscy tacy są (ja też)
Pozdrowienia
Wydaje mi się, że nie zrozumiałeś o co mi chodziło.
Nie chodziło mi o to że ten ktoś nie umie zapinać butów, ale o to że są ludzie którzy po to aby pokazać jacy to są kozacy i jak potrafią "stylowo" jeździć są w stanie sobie sprawiać ból. Ja do takich nie należę (być może jest to nieprawidłowe podejście do nart ale niestety taki jestem).
Pozdrowienia Pozwolę sobie domniemać, że to raczej Ty nie zrozumiałeś kolegi, który sie swoimi piszczelami "chwalił".
Skłonny jestem uważać, ze skoro instruktor mu powiedział, ze ma jeździć na przodach i że objawem tego będą siniaki na piszczelach, to ten kolega później pokazał owe siniaki Tobie, jako dowód, ze miał dobrą (no powiedzmy szkolnie dobra), sylwetkę, a nie ze jest taki kozak, bo jeździł z bolącymi piszczelami.
Chwalił sie po prostu, ze robił tak, jak instruktor kazał.
Ty albo już nie pamiętasz jak to jest, kiedy piszczele na początku nauki bolą, bo nie są przyzwyczajone do takiego obciążenia, albo sam nigdy na przodach nie jeździłeś i zwyczajnie nie wiesz o co koledze chodziło.
Jego zdziwienie można tłumaczyć tym, ze on opowiadał o jednym, a Twoja odpowiedź była o czym innym.
Co do samej teorii jeżdżenia dla przyjemności z wyłączeniem zmęczenia, to zastanawiam się jak to robisz?
Zjazd i 30 min przerwy, krótkie stoki, długie kolejki... ewentualnie kosmiczna technika (chociaż to akuratnie zmęczenia całkowicie nie wyeliminuje).
Tak z ciekawości pytam.
pzdr
k
Tak zgadzam się z Tobą, ale w poprzednim poście pisałeś że celem narciarstwa jest zmęczenie i z tym ja się nie zgodziłem, więc chyba trochę odwracasz kota ogonem.
Dla jednego przyjemnością jest gra np. w pokera, dla drugiego jazda na nartach, a dla trzeciego oba te "sporty" - czy to żle?
Wydaje mi się, że nie zrozumiałeś o co mi chodziło.
Nie chodziło mi o to że ten ktoś nie umie zapinać butów, ale o to że są ludzie którzy po to aby pokazać jacy to są kozacy i jak potrafią "stylowo" jeździć są w stanie sobie sprawiać ból. Ja do takich nie należę (być może jest to nieprawidłowe podejście do nart ale niestety taki jestem).
Tak, oczywiście, ale chyba nie wszyscy muszą jeździć tak intensywnie jak Ty
Ale chyba nie sugerujesz że znasz wszystkie starsze osoby?
Masz oczywiście rację. Bardzo ciężko mu idzie na stoku. Czy według Ciebie powinien natychmiast przestać jeździć na nartach i skupić się na piciu piwa?
Oczywiście, ja tylko się tak "przekomarzam".
Też uważam, że na nartach powinno się być: zdrowym, młodym, pięknym, z najlepszymi nartami, mieć nienaganną technikę, itp. Niestety nie wszyscy tacy są (ja też)
Pozdrowienia ten temat przypomina mi sciganie czarownic i stereotypy w stylu
doskonale narty = pewnie tylko do "jazdy" na krupowkach
swietny ubior narciarski = z pewnoscia tylko do picia piwa
itd itp
jezeli jade na narty i chce z lozka wskoczyc prosto w sprzet to tak robie. nie znaczy , ze nie podchodze np na fokach po 5 -6 h zeby pozniej raz zjechac....
nie znaczy tez ze parkuje na miejscu dla inwalidow.
i nie znaczy tez ze narty mam zamkniete w szklanej szafie zeby pokazywac (zreszta komu??)
ten temat przypomina mi sciganie czarownic i stereotypy w stylu
doskonale narty = pewnie tylko do "jazdy" na krupowkach
swietny ubior narciarski = z pewnoscia tylko do picia piwa
itd itp
jezeli jade na narty i chce z lozka wskoczyc prosto w sprzet to tak robie. nie znaczy , ze nie podchodze np na fokach po 5 -6 h zeby pozniej raz zjechac....nie znaczy tez ze parkuje na miejscu dla inwalidow.
i nie znaczy tez ze narty mam zamkniete w szklanej szafie zeby pokazywac (zreszta komu??) moje pogrubienie w Twoim tekscie, jest kluczowe dla sprawy.
Pozwolę sobie domniemać, że to raczej Ty nie zrozumiałeś kolegi, który sie swoimi piszczelami "chwalił".
Skłonny jestem uważać, ze skoro instruktor mu powiedział, ze ma jeździć na przodach i że objawem tego będą siniaki na piszczelach, to ten kolega później pokazał owe siniaki Tobie, jako dowód, ze miał dobrą (no powiedzmy szkolnie dobra), sylwetkę, a nie ze jest taki kozak, bo jeździł z bolącymi piszczelami.
Chwalił sie po prostu, ze robił tak, jak instruktor kazał.
Ty albo już nie pamiętasz jak to jest, kiedy piszczele na początku nauki bolą, bo nie są przyzwyczajone do takiego obciążenia, albo sam nigdy na przodach nie jeździłeś i zwyczajnie nie wiesz o co koledze chodziło.
Jego zdziwienie można tłumaczyć tym, ze on opowiadał o jednym, a Twoja odpowiedź była o czym innym.
Co do samej teorii jeżdżenia dla przyjemności z wyłączeniem zmęczenia, to zastanawiam się jak to robisz?
Zjazd i 30 min przerwy, krótkie stoki, długie kolejki... ewentualnie kosmiczna technika (chociaż to akuratnie zmęczenia całkowicie nie wyeliminuje).
Tak z ciekawości pytam.
pzdr
k Kolegę zrozumiałem doskonale i wbrew pozorom wcale Go nie potępiam.
Jeszcze raz spróbuję wytłumaczyć o co mi chodzi.
Są ludzie dla których styl jazdy i jego ciągłe doskonalenie (dotyczy to różnych sportów) jest ważniejsze niż przyjemność jaką się czerpie z samego faktu uprawiania tego sportu.
Zaspokajam Twoją ciekawość:
Jeżeli zacytujesz mi gdzie napisałem, że jeżdżę nie męcząc się to stawiam duże piwo. Ja napisałem tylko że jeżdżę dla przyjemności a nie po to aby się zmęczyć.
Pozdrowienia
A nie chodzi tu o to, że ”ja tak robię i tak jest dobrze.” i dlatego wszyscy też tak powinni robić.
Wybaczcie Panowie ale w imię czego i dlaczego należy narzucać komuś jakiekolwiek standardy wypoczynku ... nadal twierdzę, że narty na naszym poziomie to rekreacja i wypoczynek.
j.
A nie chodzi tu o to, że ”ja tak robię i tak jest dobrze.” i dlatego wszyscy też tak powinni robić.
Wybaczcie Panowie ale w imię czego i dlaczego należy narzucać komuś jakiekolwiek standardy wypoczynku ... nadal twierdzę, że narty na naszym poziomie to rekreacja i wypoczynek.
j. O, o, o.
Z ust mi Pan to wyjął.
Czacuneczek
Mitek, ty jesteś "stara szkoła" i mimo "paru" lat na nartach nic ci nie minęło. Obawiam się, że gdyby nagle zlikwidowano wszystkie wyciągi dalej byś jeździł na nartach. To taka nieuleczalna choroba, nabyta jak mniemam w czasach młodości (podejrzewam, że pewnie nie raz ubijałeś sobie stok nartkami żeby zjechać kilkanaście metrów i w dodatku się z tego cieszyć :D). Jakieś 25 lat temu, jak zobaczyłem kolejkę do kolejki w Kuźnicach to wymiękłem i poszedłem piechotą na Goryczkową no i po drodze miałem kilka dialogów typu: Co, kolejka nie chodzi? - Chodzi ale ja też umiem chodzić.
Czy ty aby nie jesteś narciarskim idealistą? Jeżeli tak, to masz przechlapane, pauperyzacja idei amatorskiego narciarstwa już się dokonała, możesz walczyć tylko ze skutkami a to b. trudne. Życzę powodzenia, niestety nie umiem pomóc, też mnie trochę dopadło.
Pzdr
tatmak
to mój post na temat odległości do ski-busa spowodował Twoją prześmiewczą reakcję Mitku i chcę abyś przyjął do wiadomości kilka spraw:
-po pierwsze nie napisałem że 200m to dla mnie zaporowa odległość,bo po prostu jej w tym hotelu nie znam i gdyby to miało być np.500m to bardzo bym się mocno zastanawiał nad wyborem takiej kwatery
-na narty jeżdżę dla przyjemności a nie po to by się katować np.chodzeniem w butach narciarskich i z nartami na ramieniu a moje dziecko tego nie lubi tym bardziej(jeśli Tobie sprawia to przyjemność to nartki na plecy i można pośmigać po Krupówkach jak to jest często słusznie wyśmiewane na tym forum)
-piszesz że uprawianie sportu wiąże się nieodłącznie ze zmęczeniem i w związku z tym 200m to nie problem lecz ja wolę swe siły i CZAS spożytkować na dodatkowy zjazd(jakoś nie przypominam sobie by nawet zawodowcy dla których wg Twoich kryteriów wysiłek powinien być podstawą chadzali na treningi czy zawody piechotą ze swoim sprzętem na plecach)
-zastanów się czy gdybyś miał do wyboru kwaterę przy stoku lub oddaloną o jakąś odległość z podobnymi warunkami i ceną wybrałbyś tę drugą po to by sobie pospacerować z nartami na plecach lub pakować majdan do samochodu.tutaj sytuacja jest analogiczna,po to rezerwuję kwaterę już w sierpniu aby mieć wybór i wygodę a zaoszczędzony czas i siły spożytkuję w hotelowym basenie lub saunie
-nie drwij więc sobie z ludzi którzy wymagają odrobiny luksusu na zasłużonym wypoczynku(i wcale nie muszą być oni słabymi narciarzami) lub leniuchami,chcesz zamieszkaj w chałupie bez wody i prądu 5 km od stoku a mi nic do tego,jak będzie Was więcej to będę miał więcej luzu na stoku bo zanim dojdziesz to już wypadnie wracać żeby rozpalić ognisko i ugotować strawę:D:D
-w innych postach chwaliłeś się Mitku swoimi wielokrotnymi wyjazdami we włoskie alpy tak więc aby wnieść coś do wątku który rozpocząłem lepiej byś wykorzystał swoją niezgłebioną wiedzę i dał odpowiedż na postawione pytanie (bo dopiero czekam na odpowiedż z hotelu na e-maila) niż prowadził tę jałową dyskusję która do niczego nie prowadzi,a ta konkretna info.o którą prosiłem mogłaby się przydać również innym użytkownikom forum.
Jakieś 25 lat temu, jak zobaczyłem kolejkę do kolejki w Kuźnicach to wymiękłem i poszedłem piechotą na Goryczkową no i po drodze miałem kilka dialogów typu: Co, kolejka nie chodzi? - Chodzi ale ja też umiem chodzić. ostatnio słyszałem w radiu że w kolejce do wagonika na Kasprowy trzeba było odczekać 4 godziny. Czy przypadkiem średnio sprawna osoba nie weszłaby tam na piechotę w tym czasie? :) Ale ludzie mimo to jednak stoją.
Czy ty aby nie jesteś narciarskim idealistą? Jeżeli tak, to masz przechlapane, pauperyzacja idei amatorskiego narciarstwa już się dokonała, możesz walczyć tylko ze skutkami a to b. trudne. To jest nieodłącznie związane z masowością. Walczyć się z tym nie da. Trzeba się przyzwyczaić. Może następne pokolenia wrócą kiedyś do korzeni? :)
Pozdr
Marcin
ostatnio słyszałem w radiu że w kolejce do wagonika na Kasprowy trzeba było odczekać 4 godziny. Aby Cię jeszcze bardziej rozbawić to wyobraź sobie że jak wyjechałeś na Kasprowy, to do krzesełek były najczęściej 2 kolejki. Jedna troszkę krótsza dla "zawodowców" i druga dla całej reszty.
Podstawą było (jeśli się nie było zawodowcem) wkręcić się właśnie w tą krótszą kolejkę i stać powiedzmy pół godziny mniej.
Fajne czasy.
Aby Cię jeszcze bardziej rozbawić to wyobraź sobie że jak wyjechałeś na Kasprowy, to do krzesełek były najczęściej 2 kolejki. Jedna troszkę krótsza dla "zawodowców" i druga dla całej reszty.
Podstawą było (jeśli się nie było zawodowcem) wkręcić się właśnie w tą krótszą kolejkę i stać powiedzmy pół godziny mniej.
Fajne czasy. Nie o to mi chodziło- te 4 godziny trzeba było doczekać w te wakacje :)
Czyli ew. wejście na Kasprowy odbywałoby się bez wielkiego obciążenia.
Pozdr
Marcin
Cześć
Zainspirował mnie pewien post i odpowiedź nań i reakcja na odpowiedź:
Pytający
"...najważniejsza sprawa której nie jestem pewien to czy skibus odjeżdża z przed hotelu czy trzeba dojść do przystanku?o apartamentach już trochę poczytałem w sieci i myślę że się zdecyduję na pobyt w tym obiekcie..."
Odpowiedź
"Z tego co pamiętam to jakieś 150-200m trzeba dojść"
Pytający
"...na stronie znalazłem rozkład jazdy skibusów i jeden z przystanków nazywa się Hotelowy czy to nie wskazywałoby że przystanek jest jednak przed hotelem..."
Mój komentarz był oczywiście prowokujący i nie na miejscu:
Jeden z kolegów na komentarz sie obruszył i powstała dyskusja. Bardzo słusznie zresztą mój adwersarz zwrócił mi po kolejnym poście uwagę, że to nie miejsce na taką dyskusję - więc próbuje je stworzyć.
Co myślicie???
Pozdro Sam ze swoim sprzetem moge iść od ronda w kuznicach na goryczkową nawet codziennie (dawno tam nie byłam wiecej niż 1-2 dni) ale..... sytuacja sie diametralnie zmienia gdy moja mała pociecha (6) odaaje mi narty i mówi ze kijki poniesie.... a po drodze i żona zamienia swoje narty z nartami pociechy... w ten sposób dostaje dwie pary dorosłych nart, sowje kije i robi sie ciekawie... 200 może nawet 500 metrów można przejść ale wiecej robi sie nieprzyjemnie.... szczególnie jeśli sie spoci na rana i pozniej komfort jest słaby.
Cześć
to mój post na temat odległości do ski-busa spowodował Twoją prześmiewczą reakcję Mitku i chcę abyś przyjął do wiadomości kilka spraw:. Jak zapewne zauważyłeś ten post był tylko pretekstem do szerszej dyskusji. Że akurat trafiło na te nieszczęsne 200 metrów trudno sorry dla Ciebie. Temat otworzyłem cytując anonimowo bo nie chodzi mi o czepianie się Ciebie czy kogokolwiek. Chodzi o kwestię podejścia do narciarstwa wogóle.
-po pierwsze nie napisałem że 200m to dla mnie zaporowa odległość,bo po prostu jej w tym hotelu nie znam i gdyby to miało być np.500m to bardzo bym się mocno zastanawiał nad wyborem takiej kwatery :. Ta odległośc nie jest ważna tak naprawdę, choc jeżeli juz mam się do szczegółów odnieść to czy 200 czy 500 nie ma róznicy. Krótki spacer - rozgrzewka i nie doszukuj się jakiegoś twardzielstwa bo go tu nie ma.
--na narty jeżdżę dla przyjemności a nie po to by się katować np.chodzeniem w butach narciarskich i z nartami na ramieniu a moje dziecko tego nie lubi tym bardziej(jeśli Tobie sprawia to przyjemność to nartki na plecy i można pośmigać po Krupówkach jak to jest często słusznie wyśmiewane na tym forum):. No tu niestety róznica jest spora bo ja częściej na narty jeżdżę dla przyjemności ale i do pracy i często po prostu mieszkam gdzie mi każą specjalnie się nad tym nie zastanawiając. Moje dzieci jakos tego nie zauważają, na szczęście, dopóki to nie idzie w kilometry.
---piszesz że uprawianie sportu wiąże się nieodłącznie ze zmęczeniem i w związku z tym 200m to nie problem lecz ja wolę swe siły i CZAS spożytkować na dodatkowy zjazd(jakoś nie przypominam sobie by nawet zawodowcy dla których wg Twoich kryteriów wysiłek powinien być podstawą chadzali na treningi czy zawody piechotą ze swoim sprzętem na plecach) Oj nawet nie wiesz jak często chadzają piechotą, ile depczą na nartach i wylewają potu. Narciarstwo naprawdę nie polega jedynie na zjechaniu z górki wierz mi.
----zastanów się czy gdybyś miał do wyboru kwaterę przy stoku lub oddaloną o jakąś odległość z podobnymi warunkami i ceną wybrałbyś tę drugą po to by sobie pospacerować z nartami na plecach lub pakować majdan do samochodu.tutaj sytuacja jest analogiczna,po to rezerwuję kwaterę już w sierpniu aby mieć wybór i wygodę a zaoszczędzony czas i siły spożytkuję w hotelowym basenie lub saunie
-nie drwij więc sobie z ludzi którzy wymagają odrobiny luksusu na zasłużonym wypoczynku(i wcale nie muszą być oni słabymi narciarzami) lub leniuchami,chcesz zamieszkaj w chałupie bez wody i prądu 5 km od stoku a mi nic do tego,jak będzie Was więcej to będę miał więcej luzu na stoku bo zanim dojdziesz to już wypadnie wracać żeby rozpalić ognisko i ugotować strawę:D:D) Raczej nie mieszkam w hotelach - nie stac mnie poprostu. Tu nie chodzi czy narciarz jest dobry czy niedobry chodzi o podejście do uprawiania narciarstwa. Jak chcę to pojadę w miejsce odległe od stoku o 50 metrów ale mieszkałem też w chatach o jakich piszesz a Ty nie - tym się różnimy
w innych postach chwaliłeś się Mitku swoimi wielokrotnymi wyjazdami we włoskie alpy tak więc aby wnieść coś do wątku który rozpocząłem lepiej byś wykorzystał swoją niezgłebioną wiedzę i dał odpowiedż na postawione pytanie (bo dopiero czekam na odpowiedż z hotelu na e-maila) niż prowadził tę jałową dyskusję która do niczego nie prowadzi,a ta konkretna info.o którą prosiłem mogłaby się przydać również innym użytkownikom forum. Ja załozyłem temat i jeżeli dla Ciebie jest jałowy to przeciez nie musisz zabierać głosu ale skoro zabrałeś to jałowy nie jest;)
Nie dam Ci takiej odpowiedzi kolego. Pytaj o trasy, warunki pogodowe, szkoły narciarskie itd. Co do hoteli, basenów, sauny, parków rozrywki, kasyn i całego tzw.apres ski to nie mam o tym pojęcia, niestety nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Widzisz zazwyczaj trafiam do kwatery przez przypadek i dlatego w tej tematyce jestem zielony.
Pozdrawiam
Mitek, ty jesteś "stara szkoła" i mimo "paru" lat na nartach nic ci nie minęło. Obawiam się, że gdyby nagle zlikwidowano wszystkie wyciągi dalej byś jeździł na nartach. To taka nieuleczalna choroba, nabyta jak mniemam w czasach młodości (podejrzewam, że pewnie nie raz ubijałeś sobie stok nartkami żeby zjechać kilkanaście metrów i w dodatku się z tego cieszyć :D). Jakieś 25 lat temu, jak zobaczyłem kolejkę do kolejki w Kuźnicach to wymiękłem i poszedłem piechotą na Goryczkową no i po drodze miałem kilka dialogów typu: Co, kolejka nie chodzi? - Chodzi ale ja też umiem chodzić.
Czy ty aby nie jesteś narciarskim idealistą? Jeżeli tak, to masz przechlapane, pauperyzacja idei amatorskiego narciarstwa już się dokonała, możesz walczyć tylko ze skutkami a to b. trudne. Życzę powodzenia, niestety nie umiem pomóc, też mnie trochę dopadło.
Pzdr
tatmak Fajnie napisałeś - to dobry probierz. Czy jeźdizłbyśna nartach gdyby nie było wyciągów?
Oj chyba byłby luz na stokach. Bardzo pasuje do tematu.
Mam zdecydowanie przechlapane.
Pozdro
Wcale sie nie dziwie krotoszowi - wiadomo ze kazdy che miec kwatere jak najblizbej stoku , po to ze jedzie wypoczac zrelaksowac sie i zabawic a nie po ty by tachac swoj majdan ,i dzieci majdan na stok . Narty sa tak jak plaza czy jak jade na plaze tzn musze przeplynac 2 kilometry kraulem ? Wlasnie nie plaza czy narty czesto i nic w tym dziwnego sa dodatkiem , atrakcja wypoczynku skladajaca sie na pobyt w danym osrodku , w ktorym sa jeszcze baseny , sauny , restauracje , kuligi , ogniska , zabawy . Jadac na wypoczynek z rodzina mam ochote dluzej pospac wskoczyc w majdan i juz byc na stoku a nie tachac caly sprzet na przystanek czekac na przepelniony skibus , pozniej jeszcze dojsc do stoku , a pod koniec nart znowu to samo a gdzie czas na inne atrakcje > Takie stoki gdzie wszystko jest pod reka i sa przedszkola i trasy ratrakowane 2 razy dziennie ciesza sie najwieksza popularnoscia - czy ktos nie slyszal o Aspen ? czy Park City ? Pora przestac traktowac narty jak swietosc a zaczac jak normalna forme wypoczynku taka jak plywanie , serfowanie, tenis czy siatkowka plazowa , dostepna dla wszystkich bez wzgledu na przygotowanie fizyczne .
Zreszta zobaczcie podejscie jest a jakie efekty polskich zawodnikow - gorzej niz marne , natomiast austriacy , amerykanie , niemcy traktuja narty jako wypoczynek i przejazdzke z piwem a jako kraje w zawodach zajmuja 1 miejsca . Tak wiec mniej podejscia a wiecej czasu spedzonego na nartach
Witam,
Z ciekawością przeczytałam założony przez Mitka wątek. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że racja jest po obu stronach i wytworzyła się tylko z tego dysputa "o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą". Jednak myślę, że Mitek podjął się dość istotnej i dość... subtelnej kwestii.
Banałem będzie tu powtarzanie prawdy o wygodnictwie wśród społeczeństwa, szpanerstwie, "byciem trendy" itd.. Tego się nie uniknie. Problem tkwi w naszej świadomości - na ile odczuwamy romantyzm w jeździe na nartach i na ile ten romantyzm uległ brutalnej komercji?
Sama jestem z pokolenia, które zaczynało narciarstwo na poczciwych polsportach, butach Kasprowy, pożyczonych portkach, a radochę sprawiał nawet widok talerzyka het na horyzoncie. Była pełnia szczęścia, gdy dotarło się do kolejki... Kiedy po latach sama uczyłam swoich synów tego sportu, to podchodzenie pod wyciąg 500 czy 700 metrów, to była normalka. Dobra rozgrzewka na początek, ot część składowa tej imprezy. Było owszem zmęczenie, ale o to chodziło!
Z drugiej strony jednak nie potępiam tych, co uwielbiają zakładać narty pod drzwiami hotelu i w mig są na szczycie. Niech się cieszą...
Każdy ma swoją receptę na narciarskie szczęście...
Pozdrawiam!
Być może za parenaście lat mitek zacytuje jakiegoś "narciarza":
czy to prawda że w tym ośrodku nie ma gościa, który zapina klamry przy butach i trzeba to robić samemu, przecież to chyba nie możliwe?!
Znak czasów......
Witam,
Z ciekawością przeczytałam założony przez Mitka wątek. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że racja jest po obu stronach i wytworzyła się tylko z tego dysputa "o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą". Jednak myślę, że Mitek podjął się dość istotnej i dość... subtelnej kwestii.
Banałem będzie tu powtarzanie prawdy o wygodnictwie wśród społeczeństwa, szpanerstwie, "byciem trendy" itd.. Tego się nie uniknie. Problem tkwi w naszej świadomości - na ile odczuwamy romantyzm w jeździe na nartach i na ile ten romantyzm uległ brutalnej komercji?
Sama jestem z pokolenia, które zaczynało narciarstwo na poczciwych polsportach, butach Kasprowy, pożyczonych portkach, a radochę sprawiał nawet widok talerzyka het na horyzoncie. Była pełnia szczęścia, gdy dotarło się do kolejki... Kiedy po latach sama uczyłam swoich synów tego sportu, to podchodzenie pod wyciąg 500 czy 700 metrów, to była normalka. Dobra rozgrzewka na początek, ot część składowa tej imprezy. Było owszem zmęczenie, ale o to chodziło!
Z drugiej strony jednak nie potępiam tych, co uwielbiają zakładać narty pod drzwiami hotelu i w mig są na szczycie. Niech się cieszą...
Każdy ma swoją receptę na narciarskie szczęście...
Pozdrawiam! Tak od wczoraj się zbierałem z odpowiedzią Mitkowi w tym szalenie dyskusyjnym temacie, ale okazało się, że i moje spostrzeżenia przelała na papier "swojaczka" z mojego/ naszego miasta :-) Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko się zgodzić ze skifanką (no i przy okazji życzyć zacieśnienia więzów z narciarską bracią ze skiforum ;-))
Co do tego romantyzmu, który tak fajnie uwypukliłaś ... Ja, a myślę, że i spora część osób jeżdżąca wraz z nami, polubiła noclegi w starych alpejskich chatach gdzieś na samych krańcach wioski, do których prowadzi często mocno zawiła i nieodśnieżana dróżka pnąca się ostro pod górę, w których to chatach trzeba samemu rozpalić w piecu, ale za to jak TAM smakuje taka kolacyjka (np. na 1500 m npm). Wokół tylko My i przyroda. To taka pozostałość z harcerstwa chyba, kiedy to trzeba się zmierzyć z naturą ... samemu.
Ale ... Jak to kręci !
Można spać i w pensjonacie w dolinie przy kolejce.
Ale gdzie przygoda ?
Zdravim :-)
hej,
Właściwie to nie powinienem zabierać głosu w tej sprawie bo moja aktywność narciarska odbywa się w 80% z daleka od wyciągów. Mam jednak jakąś z nimi styczność, a że te 20% to zwykle jest więcej niż takiego "niedzielnego" narciarza o jakim pisał Mitek to coś poskrobałem.
Szczerze mówiąc to nigdy się nad takim problemem nie zastanawiałem. Dla mnie czy to jest 100 czy 200 czy 1000 metrów specjalnie nie robi, dla mojej najbliższej rodziny też nie. Więcej, na pewno nie byłoby to kryterium decydujące (znacznie ważniejsza byłaby jakość śniadań). Gdyby zresztą miejsce było urokliwe to wolałbym się przejść te paręset metrów. Ale nie mam nic przeciwko tym którzy chcą mieć jak najbliżej - tyle, że wtedy wybiera sie miejsca z wyciągiem "u drzwi". I dla mnie sensowne kryterium wyboru to pomiędzy tymi gdzie się praktycznie wychodzi na stok czy stację kolejki a tymi gdzie się dojeżdża. Jak już trzeba dojeżdżać to te parę minut nie robi isttnej różnicy. Ciekawi mnie tylko jedno - część osób przedstawiających się jako Ci "słabokondycyjni i niedzielni" narciarze argumentuje całą rzecz "czasem". Czyli te kilka minut w te czy wewte jest ważne bo można zjechać jeszcze np. raz. Wynika z tego, że te np. 5 godzin na wyciągu (przykłądowo 10-15) to dla nich mało. Gratuluję w takim razie kondycji bo ja tyle intensywnej jazdy przez więcej jak dwa dni nie wytrzymam....:D
Myślę, że te 200m to jest hasło, które miało wywołać reakcję trochę o naszym całościowym podejściu do świata widzianym przez pryzmat narciarstwa. I chyba trochę Mitek ma racji, że widzi w tym problem. Mam wrażenie, że staliśmy się coraz bardziej "życzeniowym" społeczeństwem - mnie się należy, ja chcę, mnie ma być dobrze. Owszem tak w dużej części ma być ale dla mnie paradoksem jest, że jesteśmy często bardziej wymagający niż społeczeństwa "starej europy". To dotyka narciarstwa także - czasem w śmieszny sposób (bo mnie też śmieszy dopytywanie się zacytowane przez Mitka, aczkolwiek pewnie bym nie zwrócił na nie uwagi), a czasem paradoksalny sposób (bo czasami gdy ktoś złamie nogę to wszyscy wokół są winni, od gestora wyciągu /bo o 14 w marcu nie było idealnego sztruksu/ po śnieg /bo był biały i się roztopił/ a tym czasem po prostu delikwent zapierdzielał grubo powyżej swoich umiejętności). Chcielibyśmy by wszystko było łatwe i tylko przyjemne. Owszem obecna infrastruktura bardzo wszytsko ułatwia ale nadal narty są sportem urazowym, wymagają przygotowania fizycznego no i niestety czasem bolą. Nawet w wydaniu niedzielnym.
I oczywiście są ludzie dla których narty są celem a inni dla których są tylko dodatkiem dla wyjazdu.
Być może nie masz znajomych (chyba jesteś na to za młody), dla których sam wyjazd w góry na narty jest już wyzwaniem. Dla nich ostatni zjazd jest już katorgą i nie widzę powodu dla którego musieli by się dalej "katować" dojściem do hotelu jeżeli istnieje możliwość dojechania pod same drzwi. To chyba nie o to chodzi. Są osoby starsze, są osoby które mają problemy z chodzeniem, a które świetnie dają sobie radę na nartach. Tylko, że chyba nie o nich była ta dyskusja i nie o nich Mitek chciał rozmawiać.
Zresztą ja mam wrażenie, że Ci starsi są w większości znacznie bardziej napaleni i do tego mniej nastawieni życzeniowo niż towarzystwo w wieku 30-40 lat. Zresztą chyba nie tylko u nas - w schroniskach alpejskich widać dużo osób starszych (nawet 60-70 letnich) tupiących sobie na fokach, przy znacznie mniejszym udziale wieku średniego i młodzieży. Jest to w pewien sposób funkcja wolnego czasu (emerytura) ale w dni wolne tych tupiących dziadków jest jeszcze więcej, znacznie się zwiększa liczba "średniowiekowców" natomiast 20-letnich małolatów jest nadal najmniej. W tym samym czasie w okolicach wyciągów są ich stada.
I to chyba jest jakiś obraz, jakiś "signum temporis".
Pora przestac traktowac narty jak swietosc a zaczac jak normalna forme wypoczynku taka jak plywanie , serfowanie, tenis czy siatkowka plazowa , dostepna dla wszystkich bez wzgledu na przygotowanie fizyczne Tyle, że basen czy kort masz z definicji bardziej dostępny, a co najważniejsze narty wymagają podbudowy kondycyjnej. Nie jest to niewiadomo jaki poziom ale z pewnością wyższy niż standardowego mieszkańca Polski. Niestety jego brak odbija się potem na liczbie wypadków.
Pozdrawiam,
Kuba
P.S. Się rozpisałem. Z następnym takim poczekam do zimy.
To chyba nie o to chodzi. Są osoby starsze, są osoby które mają problemy z chodzeniem, a które świetnie dają sobie radę na nartach. Tylko, że chyba nie o nich była ta dyskusja i nie o nich Mitek chciał rozmawiać.
Zresztą ja mam wrażenie, że Ci starsi są w większości znacznie bardziej napaleni i do tego mniej nastawieni życzeniowo niż towarzystwo w wieku 30-40 lat. Zresztą chyba nie tylko u nas - w schroniskach alpejskich widać dużo osób starszych (nawet 60-70 letnich) tupiących sobie na fokach, przy znacznie mniejszym udziale wieku średniego i młodzieży. Jest to w pewien sposób funkcja wolnego czasu (emerytura) ale w dni wolne tych tupiących dziadków jest jeszcze więcej, znacznie się zwiększa liczba "średniowiekowców" natomiast 20-letnich małolatów jest nadal najmniej. W tym samym czasie w okolicach wyciągów są ich stada.
I to chyba jest jakiś obraz, jakiś "signum temporis". Uwierz mi na słowo, że są również tacy o których ja piszę.
Tyle, że basen czy kort masz z definicji bardziej dostępny, a co najważniejsze narty wymagają podbudowy kondycyjnej. Nie jest to niewiadomo jaki poziom ale z pewnością wyższy niż standardowego mieszkańca Polski. Oj, chyba dawno nie spędziłeś "godzinki" na korcie jeśli twierdzisz że do tenisa nie jest potrzebna podbudowa kondycyjna.
Pozdrawiam
Cześć
Uwierz mi na słowo, że są również tacy o których ja piszę.
Oj, chyba dawno nie spędziłeś "godzinki" na korcie jeśli twierdzisz że do tenisa nie jest potrzebna podbudowa kondycyjna.
Pozdrawiam Parę powyzszych postów świadczy o tym, że jednak temat jest wart dyskusji i w tym tonie powinna sie ona odbywać więc wiesio nie uciekaj teraz od niej ;) czepiając się pojedyńczych zdań.
Tenis to sport boiska i jak jestes zmęczony to możesz z boiska zejść lub usiąść na ławeczce żeby odpocząć a na nartach jak jesteś w połowie zjazdu nie da rady i to jest ta zasadnicza róznica.
Wierz mi Wiesiu , że nawet w Tonale na samej przełęczy od której orientacyjnie trudno sobie coś łatwiejszego wyobrazić mozna sie zgubic, zabłądzić jeżeli się trafi nagły opad czy mgła a w górach to moment.
Temat nie został załozony po to żeby krytykowac miłosników luksusu. Abstrahując od szerszego problemu społecznego, który na pewno istnieje i został tu przez kolegów zasygnalizowany i skupiając sie na narciarstwie chodzi o użwiadomienie, że ten luksus nie może iśc za daleko bo zostanie zagubiona sama idea tego sportu.
Co więcej ten lusuks jest czesto po prostu niosiągalny i ważne żeby sobie z tego zdawać sprawę.
Tak jak niemozliwe jest przy duzym cągłym opadzie odsnieżenie dróg tak niemożliwe jest w takich warunkach przygotowanie sztruksu i ważne żeby sobie zdawac z tego sprawę i byc na to przygotowanym bo TO JEST NORMALNE!.
Ktoś - chyba Krotosz napisał o " dobrym czy bardzo dobrym narciarzu" a kyo to jest temn dobry narciarz?
Na dobrego narciarza składa się wiele elementów a technika jazdy to tylko jeden z nich i warto o tym pamietać.
Byc może wkrótce powstanie taka infrastruktura, że przy każdym większym hotelu będzie hala ze stokiem i tam mozna będzie sie realizowac w warunkach sterylnych.
Prawdopodobnie dokona sie wtedy pewien podział na narciarzy halowych i uprawiających ten sport w górach. Ja uważam, że taka hala to namiastka tak jak pływanie w basenie dla innych może byc odwrotnie.
Wazne jednak żeby zdawac sobie sprawę że tak jak jezioro to nie basen tak stok to nie hala i nie mozna oczekiwac tam idealnego przygotowania, stuprocentowego bezpieczeństwa, pełnej opieki i tego, że ktos będzie za nas myslał.
Zauważcie, że najbardziej wypadkowy stok w Polsce - Kotelnica w Białce tego co zostało tu nazwane narciarstwem niedzielnym.
Dlaczego???
Jak sądzicie.
Pozdarwiam
Uwierz mi na słowo, że są również tacy o których ja piszę. Ależ przecież o tym napisałem. Tylko, że ich jakby ta dyskusja nie dotyczy - jakby nie patrzeć to są przypadki specjalne, a nie norma. Sam zresztą o takowych piszę (np. pewne kontuzje) - chodziło mi o to, że jest grupa ludzi która mimo ma pewne ograniczenia, a świetnie daje sobie radę na nartach. I z ich perspektywy poszukiwanie ułatwień jest całkiem OK i nikt się z tego śmiał nie będzie. Moim tekstem chciałem zwrócić uwagę na pewną tendencję - jednak starsi są nieco mniej życzeniowi w wielu przypadkach.(*)
Wręcz przeciwnie. Twierdzę, że jest potrzebna. Podobnie jak do pływania. Ja się przeciwstawiam twierdzeniu, że do różnych gier i rekreacji ruchowych podbudowa kondycjna nie jest potrzebna. Padło na narty ze względu jednak na ich specyfikę (z reguły są to jakieś góry) i fakt, że przykładowo pływając trudno sobie coś złego zrobić jak się tejże kondycji nie ma, a nartach (podobnie jak w tenisie, czy innych sportach z dynamicznymi obciążeniami) łatwo. Nawiasem mówiąc to na korcie ostatni raz byłem około 1985 roku, moja matka próbowała mnie różnymi ruchami do tej gry nakłonić, ja byłem oporny, nie widząc ni sensu ni przyjemności. Nikt nie wiedział czemu jestem taki oporny, dopiero po latach ktoś stwierdził: to sport dla gentlemanów. I wszystko stało się jasne.
Pozdrawiam,
Kuba
(*) Mnie w ogóle trudno zrozumieć argumentację, że dziecko ma problem z przejściem 500m itp. Jak miałem lat kilka i zostałem zaprowadzony do szkółki narciarskiej prowadzonej na stoczku jakiś kilometr od domu, to jak za drugim razem matka niosła za mną narty, to się potem owa szkółka ze mnie przez cały sezon wyśmiewała, że za mną matka narty nosi i jestem maminsynkiem. Teraz pewnie by się śmiali jakbym przyszedł, a nie został odwieziony samochodem przez rodziców. Cóż takie czasy, czy lepsze, czy gorsze nie wiem. Na pewno inne.
K.
Narciarstwo naprawdę nie polega jedynie na zjechaniu z górki wierz mi.
I według mnie to jest sedno.
Cześć
Mnie w ogóle trudno zrozumieć argumentację, że dziecko ma problem z przejściem 500m itp. Jak miałem lat kilka i zostałem zaprowadzony do szkółki narciarskiej prowadzonej na stoczku jakiś kilometr od domu, to jak za drugim razem matka niosła za mną narty, to się potem owa szkółka ze mnie przez cały sezon wyśmiewała, że za mną matka narty nosi i jestem maminsynkiem. Teraz pewnie by się śmiali jakbym przyszedł, a nie został odwieziony samochodem przez rodziców. Cóż takie czasy, czy lepsze, czy gorsze nie wiem. Na pewno inne.
. Kuba mój syn Kacper właśnie stał sie pierwszoklasistą. Szedł do tzw. klasy sportowej (tam jest po prostu normalna ilośc WF a nie jak wszędzie) i musiał zdac egzamin sprawnościowy wg ustalonych norm, wyniki przeliczane były na punkty itd. tzw test Coopera. Na około 30 dzieci najlepszy wynik to było 216 punktów na 400 a 200 punktów rzekroczyło chyba 6 czy 7 dzieci. Pani komentując wyniki jednoznacznie powiedziała: "Z roku na rok coraz gorzej. Jeszcze 3,4 lata temu pierwsi przekraczali 250-260 ptk." A zauważ, że to były dzieci wychowywane w duchu sportowym Kacper od dwóch lat trenuje karate tradycyjne, jego koledzy pike nozna lub tenis ziemny - 3 treningi w tygodniu po 1,5 h.
Wyobraź sobie teraz jak wyglądałby przekrój calościowy i odpowiedz sobie na pytanie czy to lepsze czasy czy gorsze w perspektywie zdrowia naszych dzieci. Tu nie ma co chowac głowy w piasek bo ktos lubi luksusik. Trzeba jasna powiedzieć że społeczeństwa, w tym nasze oczywiście, stają sie inwalidzkie jeszcze przed osiągnięciem okresu dojrzałości bo właśnie problemem jest owe nieszczęsne 200 metrów.
Pozdrowionka i dzieki za jak zwykle celne i spokojne ujęcie tematu.
Ok Mitek. Nie będę czepiał się pojedyńczych słów. A jeśli chodi o meritum dyskusji to:
Czy jesteśmy już na tym etapie, że 200 metrów dojścia do skibusa jest problemem decydującym o wyborze kwatery - to oczywiście żart ale chyba zrozumiały jest przekaz. Jeśli mam do wyboru dwie podobne kwatery w tym jedna bezpośrednio przy stoku a druga w odległości 200 m to wybieram tą pierwszą. Być może dla Ciebie jest to dziwne.
Czy rzeczywiście jesteśmy już na takim etapie że na mostku nad droga trzeba budować taśmy? A dlaczego nie i komu to przeszkadza?
Czy rzeczywiście stoki trzeba równac dwa razy dziennie żeby dało się zjeżdżać? A dlaczego nie i komu to przeszkadza?
Czy rzeczywiście jak się okaże że nie ma śniegu to standardem będzie udanie się do organizatora po zwrot kasy? A dlaczego nie jeśli będzie to zawarte w umowie z operatorem.
Czy jak dojedziemy do trasy, która przerasta nasze mozliwości albo nie ma na niej sniegu to wzywamy służby ratunkowe? Zbyt abstrakcyjne pytanie jak dla mnie.
Czy rzeczywiście w każdym ośrodku narciarskim musi byc przedszkole dla dzieci a najlepiej przedszkolożłobek żebyśmy mogli się naszych pociech pozbyć i sami sobie posmigać? Im dłużej tym lepiej! A czy przedszkola narciarskie służą tylko i wyłącznie do pozbywania się dzieci?
Może wśród rodziców są tacy którzy nie umieją nauczyć swoich dzieci jazdy na nartach (i lepiej żeby tego nie robili). Mitek nie wszyscy są instruktorami tak jak Ty.
musiał zdac egzamin sprawnościowy wg ustalonych norm, wyniki przeliczane były na punkty itd. tzw test Coopera. Tak na marginesie to test Coopera to próba wysiłkowa obejmująca pokonanie w zadanym czasie jak najdłuższego dystansu. Może być realizowana biegiem (najczęściej), chodem, pływaniem lub na rowerze. To co Twój syn robił to pewnikiem jest test złożony z wielu ćwiczeń który nie wiadomo czemu jest kompleksowo nazywany testem Coopera (choć tylko sam test Coopera jest tylko jego częścią). Sam test Coopera znakomicie koreluje z wynikami wydolnościowymi osiąganym i w testach ergometrycznych i jest jakimś wyznacznikiem kondycji, natomiast nijak nie mówi o sprawności fizycznej (można mieć znakomitą wydolność, a nie dać rady zrobić skłonu czy podciągnąć się na drążku). Sorry za offtop ale akurat to ciut zahacza o to z czego częściowo się utrzymuję.
W pewien sposób się zgodzę - faktem jest, że nasze usportowienie jest tragiczne. Ale mam nadzieję, że za jakiś czas się odbijemy. W końcu część społeczeństw w europie jest znacznie bardziej wysportowana. Jak wiesz spędziłem trochę czasu w Szwecji i liczba biegających zawsze mnie oszałamiała. Nie mówiąc o tym, że circa 80% zespołu w którym pracowałem jeździła do pracy rowerem. Zresztą moi sąsiedzi z pracy (w sensie pokoi w korytarzu) w tym dwoje profesorów światowej słąwy i przygarść zwykłych naukowców, różnej płci i wieku prawie wszyscy tak robili. I nie jest to tylko pochodna ułatwień typu infrastruktura rowerowa ale również psychiki. Póbowałem przekonać kolegów z pracy na dojazdy rowerem (po drogach gdzie spokojnie mozna przejechać, to nie jest metropolia) i się nie dało. Blokada siedziała w psychice - jak to, pan nizinier do roboty rowerem, jak listonosz?
Pozdrawiam,
Kuba
Jeśli mam do wyboru dwie podobne kwatery w tym jedna bezpośrednio przy stoku a druga w odległości 200 m to wybieram tą pierwszą. Być może dla Ciebie jest to dziwne. To był pretekst - zasygnalizowanie pewnej postawy. Poza tym nie chodziło o bliskość stoku tylko przystanku itd.
Czy rzeczywiście jesteśmy już na takim etapie że na mostku nad droga trzeba budować taśmy?
A dlaczego nie i komu to przeszkadza? Nikomu. Tylko czy jak owa taśma to musimy z niej korzystać? To trochę tak jak pytanie czy musimy zawsze jechać samochodem, jak możemy do tego samego sklepu podejść 500 m?
Czy rzeczywiście stoki trzeba równac dwa razy dziennie żeby dało się zjeżdżać?
A dlaczego nie i komu to przeszkadza? Nikomu pewnie by nie przeszkadzało gdyby nie fakt, że np. w naszych warunkach klimatycznych stok potrzebuje godzin by się "związać". Inaczej jest tylko przegarnięty i dziury się w nim tworzą większe niż w nieruszonym, a już zjeżdżonym. To jest pochodna grubości pokrywy (temperatura przy gruncie zawsze jest w okolicach 0), średniej temperatury w pokrywie i rozkładu tejże.
Tylko, że jak się nie da, to nie mówmy, że się niedało jeździć, tylko, że my byliśmy za słabi coby jeździć. Ja na przygotowanym stoku jeżdżę dość pokracznie ale nie twierdzę, że to wina stoku bo za gładki itp., tylko jest to wina moich umiejętności.
Nie nie służą. Mi się wydaje, że chodziło głównie o to jak z udogodnień korzystamy i gdzie stawiamy akcenty. Też mam samochód, też korzystam z hoteli, często chodzę po górach korzystając ze schronisk i żywienia tam. Wszystko jest dla ludzi. Tylko, może czasem warto się zastanowić, czy nasze wymagania nie są już trochę przesadzone - człowiek bardzo łatwo przywyka do luksusu i prze naprzód. I to jest dobre. A, że czasem chyba nieco bardziej "ludzkie" byłoby postawienie sobie jakichś w sumie drobnych barier i wymagań.
Kuba
Nie wiem jak Wam ,ale mi utkwiły w pamięcici najbardziej te wyjazdy narciarski ,na których były naprawdę ciężkie warunki. Podobnie zresztą jest ze spływami kajakowymi.
Wydaje mi się ,że Mitek niechcący dotknął kwestie podejścia do życia - być czy mieć . I nie ulega wątpliwości ,że coraz więcej z nas skłania się w strone posiadania. No cóż takie czasy .
Nie wiem jak Wam ,ale mi utkwiły w pamięcici najbardziej te wyjazdy narciarski ,na których były naprawdę ciężkie warunki. Podobnie zresztą jest ze spływami kajakowymi.
Wydaje mi się ,że Mitek niechcący dotknął kwestie podejścia do życia - być czy mieć . I nie ulega wątpliwości ,że coraz więcej z nas skłania się w strone posiadania. No cóż takie czasy . te dwie rzeczy sie nie wykluczaja
powiem tak, nie zeby zamieszac , ale dlatego ze tak sadze;
madre korzystanie z zycia polega na tym , zeby "miec" jak najpelniej przeksztalcic w "byc".
(ale klasyk mi wyszedl...........)
Cześć Wiesio
Pytania były raczej przykladami czegoś co dla mnie brzmi mniej więcej tak jak pewnie dla większości z Was to co napisał Tomformat om butach:
po prostu to są rzeczy albo nie mają żadnego znaczenia i nie rozumiem jak mogą mieć albo są to oczekiwania wynikające z czystej niewiedzy (ratrakowanie stoku w ciągu dnia ,które wwiększości wyopadków nic nie da a często pogorszy sytuację)
Ok Mitek. Nie będę czepiał się pojedyńczych słów. A jeśli chodi o meritum dyskusji to:
Jeśli mam do wyboru dwie podobne kwatery w tym jedna bezpośrednio przy stoku a druga w odległości 200 m to wybieram tą pierwszą. Być może dla Ciebie jest to dziwne.
A dlaczego nie i komu to przeszkadza?
A dlaczego nie i komu to przeszkadza?
A dlaczego nie jeśli będzie to zawarte w umowie z operatorem.
Zbyt abstrakcyjne pytanie jak dla mnie.
A czy przedszkola narciarskie służą tylko i wyłącznie do pozbywania się dzieci?
Może wśród rodziców są tacy którzy nie umieją nauczyć swoich dzieci jazdy na nartach (i lepiej żeby tego nie robili). Mitek nie wszyscy są instruktorami tak jak Ty.
Pytania były raczej przykladami czegoś co dla mnie brzmi mniej więcej tak jak pewnie dla większości z Was to co napisał Tomformat om butach:
po prostu to są rzeczy albo nie mają żadnego znaczenia i nie rozumiem jak mogą mieć albo są to oczekiwania wynikające z czystej niewiedzy (ratrakowanie stoku w ciągu dnia ,które wwiększości wyopadków nic nie da a często pogorszy sytuację).
Co do gwarancji sniegu i kwestii umowy to wiem, że żartujesz oczywiście;):D a ostatni przykład wziąłem z forum.
Taką sytaucję opisywał jakiś - tu nawet nie wiem co napisać - dla mnie kosmita:
Sam jeżdżac słabo - choć myślał inaczej - zabrał rodzinę do Austrii wywiózl na górę, bez mapy, bez znajomości stoków, bez przygotowania po czym zjeżdżając pomylił drogę, natrafiłna brak śniegu a że jego rodzina już nie miała siły wezwał służby ratownicze i kazał sie zwieźć skuterem. - Sam to opisał, to nie abstrakcja ale sposób myslenia a raczej bezmyslności z którym nalezy walczyć.
A zaczyna się właśnie od tego należy mi sie, jak to nie ma śniegu - niech dowiozą itd.
Kiedys będąc u schyłku sezonu w Wierchomli obserwowałem jak chłopaki opiekujący się stokiem codziennie dokonywali cudów aby na rano przygotować choć nitkę śnigu do pojechania. Podziwiałem ich profesjonalizm i samozaparcie aby dosłaownie parenaście będących w dolinie osób mogło sobie przy pieknej wiosennej (ponad 20 stopnim i lampa) pogodzie pozjeżdżać. Zabił mnie wtedy jeden Pan z hotelu, który stwierdził, że wszystko tu jest OK ale te stoki to skandal. Z taką głupotą właśnie na stokach bym się spotykać nie chciał i mi ona przeszkadza. Rozciągnąc to mogę na całe dzisiejsze życie i stpać przykładami. O tym jest tak naprawdę ten temat.
Pozdro
To był pretekst - zasygnalizowanie pewnej postawy. Poza tym nie chodziło o bliskość stoku tylko przystanku itd.
Nikomu. Tylko czy jak owa taśma to musimy z niej korzystać? To trochę tak jak pytanie czy musimy zawsze jechać samochodem, jak możemy do tego samego sklepu podejść 500 m?
Nikomu pewnie by nie przeszkadzało gdyby nie fakt, że np. w naszych warunkach klimatycznych stok potrzebuje godzin by się "związać". Inaczej jest tylko przegarnięty i dziury się w nim tworzą większe niż w nieruszonym, a już zjeżdżonym. To jest pochodna grubości pokrywy (temperatura przy gruncie zawsze jest w okolicach 0), średniej temperatury w pokrywie i rozkładu tejże.
Tylko, że jak się nie da, to nie mówmy, że się niedało jeździć, tylko, że my byliśmy za słabi coby jeździć. Ja na przygotowanym stoku jeżdżę dość pokracznie ale nie twierdzę, że to wina stoku bo za gładki itp., tylko jest to wina moich umiejętności.
Nie nie służą. Mi się wydaje, że chodziło głównie o to jak z udogodnień korzystamy i gdzie stawiamy akcenty. Też mam samochód, też korzystam z hoteli, często chodzę po górach korzystając ze schronisk i żywienia tam. Wszystko jest dla ludzi. Tylko, może czasem warto się zastanowić, czy nasze wymagania nie są już trochę przesadzone - człowiek bardzo łatwo przywyka do luksusu i prze naprzód. I to jest dobre. A, że czasem chyba nieco bardziej "ludzkie" byłoby postawienie sobie jakichś w sumie drobnych barier i wymagań.
Kuba Witam
Wydaje mi się, że troszkę na siłę próbujesz tłumaczyć założyciela tego wątku w stylu "co autor miał na myśli"
Przypominam, że początek dyskusji wziął się stąd, że Mitek szydził z człowieka który dopytywał się czy hotel jest bezpośrednio przy stoku czy w odległości 200 m.
Pozdrowionka
Cześć
Witam
Wydaje mi się, że troszkę na siłę próbujesz tłumaczyć założyciela tego wątku w stylu "co autor miał na myśli"
Przypominam, że początek dyskusji wziął się stąd, że Mitek szydził z człowieka który dopytywał się czy hotel jest bezpośrednio przy stoku czy w odległości 200 m.
Pozdrowionka Nie sądzę aby Kuba mnie bronił czy tez nie - po prostu racjonalnie argumentuje a przypominam że w pierwszym poście napisałem jaki jest cel wątku. Odniosłem się równiez do swojego szyderstwa, ze było: "prowokujące i nie na miejscu". Nie wiem ile razy mam pisać że owe 200 metrów to coś w rodzaju przenośni.
Pozdrowionka
Ależ tutaj nie chodzi o to, żeby na siłę szukać hoteli 1000m od stoku i do tego pod górkę.
"Problemem" (w sensie omawianego tematu) jest raczej to, że wyznacznikiem doboru miejsca jazdy staje się taka duperela, jak możliwość dowiezienia dupska pod sam orczyk.
Poza tym, jak napisał Mitek, problem jest natury bardziej ogólnej.
Pozwolę sobie przytoczyć przykłady z codziennego życia:
1) Parking przed basenem
2) Parking przed marketem.
W obydwu przypadkach, miejsca do parkowania jest od metra.
Ale zawsze znajdzie sie jakiś #@%#@@^, który (-a), nie może zaparkować na parkingu, tyko musi stanąć na wprost wejścia (przed marketem stają generalnie na wymalowanym na asfalcie znakiem zakazu zatrzymywania i postoju), tak jak gdyby przejście 20m miało zabić.
W efekcie: przed marketem zablokowana jest połowa drogi, a z obydwu miejsc wyjście jest mocno utrudnione.
Ale to wszystko nic.
Najgorszym objawem takiego podejścia do życia jest parkowanie osób nieuprawnionych, dla miejscach dla inwalidów.
Tego komentować chyba nie trzeba.
pzdr
k
a ja uważam że inwalidzi nie powinni robic zakupów w marketach tylko w sieci:D:D:D
Cześć Wiesio
Pytania były raczej przykladami czegoś co dla mnie brzmi mniej więcej tak jak pewnie dla większości z Was to co napisał Tomformat om butach:
po prostu to są rzeczy albo nie mają żadnego znaczenia i nie rozumiem jak mogą mieć albo są to oczekiwania wynikające z czystej niewiedzy (ratrakowanie stoku w ciągu dnia ,które wwiększości wyopadków nic nie da a często pogorszy sytuację)
Pytania były raczej przykladami czegoś co dla mnie brzmi mniej więcej tak jak pewnie dla większości z Was to co napisał Tomformat om butach:
po prostu to są rzeczy albo nie mają żadnego znaczenia i nie rozumiem jak mogą mieć albo są to oczekiwania wynikające z czystej niewiedzy (ratrakowanie stoku w ciągu dnia ,które wwiększości wyopadków nic nie da a często pogorszy sytuację).
Co do gwarancji sniegu i kwestii umowy to wiem, że żartujesz oczywiście;):D a ostatni przykład wziąłem z forum.
Taką sytaucję opisywał jakiś - tu nawet nie wiem co napisać - dla mnie kosmita:
Sam jeżdżac słabo - choć myślał inaczej - zabrał rodzinę do Austrii wywiózl na górę, bez mapy, bez znajomości stoków, bez przygotowania po czym zjeżdżając pomylił drogę, natrafiłna brak śniegu a że jego rodzina już nie miała siły wezwał służby ratownicze i kazał sie zwieźć skuterem. - Sam to opisał, to nie abstrakcja ale sposób myslenia a raczej bezmyslności z którym nalezy walczyć.
A zaczyna się właśnie od tego należy mi sie, jak to nie ma śniegu - niech dowiozą itd.
Kiedys będąc u schyłku sezonu w Wierchomli obserwowałem jak chłopaki opiekujący się stokiem codziennie dokonywali cudów aby na rano przygotować choć nitkę śnigu do pojechania. Podziwiałem ich profesjonalizm i samozaparcie aby dosłaownie parenaście będących w dolinie osób mogło sobie przy pieknej wiosennej (ponad 20 stopnim i lampa) pogodzie pozjeżdżać. Zabił mnie wtedy jeden Pan z hotelu, który stwierdził, że wszystko tu jest OK ale te stoki to skandal. Z taką głupotą właśnie na stokach bym się spotykać nie chciał i mi ona przeszkadza. Rozciągnąc to mogę na całe dzisiejsze życie i stpać przykładami. O tym jest tak naprawdę ten temat.
Pozdro Mitek nie obrażaj się, to tylko luźna polemika.
Z tym co teraz napisałeś zgadzam się w całej rozciągłości.
Zabił mnie wtedy jeden Pan z hotelu, który stwierdził, że wszystko tu jest OK ale te stoki to skandal Tylko że czasami takie narzekanie wynika z niewiedzy a nie z "buractwa".
Nie wszyscy ludzie na świecie wiedzą np. że do tego aby armatki śnieżne mogły wytworzyć śnieg jest potrzebna ujemna temperatura itp. Można się z tego śmiać ale tak jest. Należy to tym ludziom wyjaśniać i ich uczyć, a nie się na nich obrażać i traktować jak matołów.
Jeśli chodzi o ratrakowanie stoków w czasie dnia to kiedyś byłem na nartach pod koniec marca w Szwajcarii w Krans-Montanie. Pamiętam, że tam pod koniec dnia wypuszczali na trasy ratraki i nie pamiętam aby ktokolwiek protestował (to tylko taka dygresja).
Co do "luksusów" na nartach to może mam trochę zboczone podejście do tego z tego powodu że uczyłem się jeździć na nartach nie korzystając z wyciągów (a więc "spacerując" na góre z nartami na ramieniu), sam sobie ubijając trasy, a jazda na orczyku była świętem - takie to były czasy.
Przyznaję się że wcale mi to nie odpowiadało i teraz wolę wyjść z hotelu, stanąć na nartach i pojechać.
Pozdrawiam
Chester z takim podejsciem jak twoje to Polska jeszcze europy zachodniej za 30 lat nie dogoni .
My Polacy swietni jestesmy w dysputach szkoda ze tylko w tym .Pisaliscie cos o w-f w szkolach , poziom wychowania fizycznego w Polsce jest zenujacy to relikt komunizmu a pozniej jak to sie dziwic ze Polacy zajmuja ostatnie miejsca np w narciarstwie alpejskim czy wielu innych . Poczytajcie ostatnio na w-f zmarl chlopak podano ze byl duzy , a biegali na kilometr i tak to jest w polskich szkolach tu idzie zima nauczyciel w -f u pakuje klase w autobus i jada na stok sie uczyc , baseny , korty , kryte hale do kosza czy siaty sa w kazdej szkole , jesli dziecko ma nadwage kieruje sie je na sport ktory polubi i w ktorym bedzie sie czol pewniej np pchniecie kula , podnoszenie ciezarow itp a nie kaze mu sie zapierniczac w kolko az wyzionie ducha , nikt nikogo nie zmusza do biegania czy grania na w-f a zacheca tak zeby cwiczenia byly przyjemnoscia i dlatego co 2 dzieciak zapisuje sie na zajecia pozalekcyjne(narty , plywanie , tenis ) dlatego ze nauczyciel pokazal mu droge pomimo jego nadwagi , niedowagi , wysokiego czy niskiego wzrostu
Mowcie wiec jak wykorzenic z wychowawcow komunistyczne i glupie sterotypy by mogli normalnie uczyc i traktowac kazda jednostke w sposob wlasciwy a nie jak bydlo - obojetnie chudy , gruby , kulawy kilometr ma przebiec wg czasu podrecznikowego z komuny bo inaczej pala na polrocze , to samo skok przez kozla , stania na rekach ( w polsce jako dziecko w szkole jakis cep na sile kazal stac mi i innym na rekach - i niezaliczylem tego stania na rekach) dzis majac ponad 30 lat potrafie stanac na 1 rece a to dlatego ze trafilem kiedys tutaj na nauczycieli ktorzy potrafili z usmiechem na ustach i bez wyzwisk spokojnie mnie i innych tego nauczyc
Chester z takim podejsciem jak twoje to Polska jeszcze europy zachodniej za 30 lat nie dogoni .
My Polacy swietni jestesmy w dysputach szkoda ze tylko w tym .Pisaliscie cos o w-f w szkolach , poziom wychowania fizycznego w Polsce jest zenujacy to relikt komunizmu a pozniej jak to sie dziwic ze Polacy zajmuja ostatnie miejsca np w narciarstwie alpejskim czy wielu innych . Poczytajcie ostatnio na w-f zmarl chlopak podano ze byl duzy , a biegali na kilometr i tak to jest w polskich szkolach tu idzie zima nauczyciel w -f u pakuje klase w autobus i jada na stok sie uczyc , baseny , korty , kryte hale do kosza czy siaty sa w kazdej szkole , jesli dziecko ma nadwage kieruje sie je na sport ktory polubi i w ktorym bedzie sie czol pewniej np pchniecie kula , podnoszenie ciezarow itp a nie kaze mu sie zapierniczac w kolko az wyzionie ducha , nikt nikogo nie zmusza do biegania czy grania na w-f a zacheca tak zeby cwiczenia byly przyjemnoscia i dlatego co 2 dzieciak zapisuje sie na zajecia pozalekcyjne(narty , plywanie , tenis ) dlatego ze nauczyciel pokazal mu droge pomimo jego nadwagi , niedowagi , wysokiego czy niskiego wzrostu
Mowcie wiec jak wykorzenic z wychowawcow komunistyczne i glupie sterotypy by mogli normalnie uczyc i traktowac kazda jednostke w sposob wlasciwy a nie jak bydlo - obojetnie chudy , gruby , kulawy kilometr ma przebiec wg czasu podrecznikowego z komuny bo inaczej pala na polrocze , to samo skok przez kozla , stania na rekach ( w polsce jako dziecko w szkole jakis cep na sile kazal stac mi i innym na rekach - i niezaliczylem tego stania na rekach) dzis majac ponad 30 lat potrafie stanac na 1 rece a to dlatego ze trafilem kiedys tutaj na nauczycieli ktorzy potrafili z usmiechem na ustach i bez wyzwisk spokojnie mnie i innych tego nauczyc Szacuneczek Karbon
Ale właśnie do tego o czym piszesz potrzebni są ludzie którzy myślą troszkę inaczej niż niektórzy nasi forumowi guru dla których narciarstwo jest jakimś "kręgiem wtajemniczenia" tylko dla wybranych.
Trzeba "wyjaśniać, zachęcać, uświadamiać, uczyć itd" a nie wyśmiewać.
Pozdrowienia
Chester z takim podejsciem jak twoje to Polska jeszcze europy zachodniej za 30 lat nie dogoni .
My Polacy swietni jestesmy w dysputach szkoda ze tylko w tym .Pisaliscie cos o w-f w szkolach , poziom wychowania fizycznego w Polsce jest zenujacy to relikt komunizmu a pozniej jak to sie dziwic ze Polacy zajmuja ostatnie miejsca np w narciarstwie alpejskim czy wielu innych . Poczytajcie ostatnio na w-f zmarl chlopak podano ze byl duzy , a biegali na kilometr i tak to jest w polskich szkolach tu idzie zima nauczyciel w -f u pakuje klase w autobus i jada na stok sie uczyc , baseny , korty , kryte hale do kosza czy siaty sa w kazdej szkole , jesli dziecko ma nadwage kieruje sie je na sport ktory polubi i w ktorym bedzie sie czol pewniej np pchniecie kula , podnoszenie ciezarow itp a nie kaze mu sie zapierniczac w kolko az wyzionie ducha , nikt nikogo nie zmusza do biegania czy grania na w-f a zacheca tak zeby cwiczenia byly przyjemnoscia i dlatego co 2 dzieciak zapisuje sie na zajecia pozalekcyjne(narty , plywanie , tenis ) dlatego ze nauczyciel pokazal mu droge pomimo jego nadwagi , niedowagi , wysokiego czy niskiego wzrostu
Mowcie wiec jak wykorzenic z wychowawcow komunistyczne i glupie sterotypy by mogli normalnie uczyc i traktowac kazda jednostke w sposob wlasciwy a nie jak bydlo - obojetnie chudy , gruby , kulawy kilometr ma przebiec wg czasu podrecznikowego z komuny bo inaczej pala na polrocze , to samo skok przez kozla , stania na rekach ( w polsce jako dziecko w szkole jakis cep na sile kazal stac mi i innym na rekach - i niezaliczylem tego stania na rekach) dzis majac ponad 30 lat potrafie stanac na 1 rece a to dlatego ze trafilem kiedys tutaj na nauczycieli ktorzy potrafili z usmiechem na ustach i bez wyzwisk spokojnie mnie i innych tego nauczyc
po tylu latach betonowej komuny,nigdy nie dogoni i nawet nie chciałbym żeby dogoniła,bo nie ma za czym gonić:)
a w ogóle wasza gadka jest kompletnie kosmiczna...to mowa o niczym bo chcecie w sposób dla was doskonały narzucić zachowania ludzkie(polskie)a to jest niewykonalne...przez tyle lat biedy i niedostatku w tym kraju każecie ludziom chodzić na piechotę do wyciągu z nartami na plecach...ale to już było:eek:...jak kogoś stać i ma ochotę to dla mnie może bryczką jeżdzić cały dzień po starówce w Gdańsku,Warszawie czy Krakowie....a wy zachowujecie się jak zwykła polska wspólnota osiedlowa...rozgadana,rozmądrzała,wyedukowana...ty lko nie życiowa:o...wszystko ma być jak wy chcecie...wy wielcy narciarze:p
po tylu latach betonowej komuny,nigdy nie dogoni i nawet nie chciałbym żeby dogoniła,bo nie ma za czym gonić:)
a w ogóle wasza gadka jest kompletnie kosmiczna...to mowa o niczym bo chcecie w sposób dla was doskonały narzucić zachowania ludzkie(polskie)a to jest niewykonalne...przez tyle lat biedy i niedostatku w tym kraju każecie ludziom chodzić na piechotę do wyciągu z nartami na plecach...ale to już było:eek:...jak kogoś stać i ma ochotę to dla mnie może bryczką jeżdzić cały dzień po starówce w Gdańsku,Warszawie czy Krakowie....a wy zachowujecie się jak zwykła polska wspólnota osiedlowa...rozgadana,rozmądrzała,wyedukowana...ty lko nie życiowa:o...wszystko ma być jak wy chcecie...wy wielcy narciarze:p ????????????????????
???????????????????? chester popraw mnie jezeli jestem w bledzie
cheter'owi chodzilo zapewne o to, ze grupa osob usiluje stworzyc wizerunek "jedynie slusznego" narciarza. takiego co to jezdzi w kurtce 10-letniej, nie zmienia nart ( a najchetniej jezdzi na poslportach bo to poteguje wrazenie "macho"), wstaje o 4 rano, zeby pokazac jaki to jest gotowy i neguje potrzebe wygod, bo jest ponad to. i tylko taki wizeruenk jest wizerunkiem "prawdziwego narciarza".
ludzie, ktorzy mieszkaja przy wyciagu, maja dobry sprzet (co z tego ze dobrze jezdza) i doskonale ubrania (co z tego ze dobrze je uzywaja) i na dodatek jeszcze bezczelnie maja dobry samocho ( co z tego ze np zapracowany uczciwa praca) to nie sa prawdziwi narciarze, bo ................bo nie............
to "tlumaczenie z chester'a" mam nadzieje ze trafne
chester popraw mnie jezeli jestem w bledzie
cheter'owi chodzilo zapewne o to, ze grupa osob usiluje stworzyc wizerunek "jedynie slusznego" narciarza. takiego co to jezdzi w kurtce 10-letniej, nie zmienia nart ( a najchetniej jezdzi na poslportach bo to poteguje wrazenie "macho"), wstaje o 4 rano, zeby pokazac jaki to jest gotowy i neguje potrzebe wygod, bo jest ponad to. i tylko taki wizeruenk jest wizerunkiem "prawdziwego narciarza".
ludzie, ktorzy mieszkaja przy wyciagu, maja dobry sprzet (co z tego ze dobrze jezdza) i doskonale ubrania (co z tego ze dobrze je uzywaja) i na dodatek jeszcze bezczelnie maja dobry samocho ( co z tego ze np zapracowany uczciwa praca) to nie sa prawdziwi narciarze, bo ................bo nie............
to "tlumaczenie z chester'a" mam nadzieje ze trafne
Janku...poprostu czytasz w moich myślach...nie ujął bym tego lepiej:)
P.S w moim poście nie chciałem nikogo obrażic,ani ośmieszyć...już napewno nie inwalidów,ale jak się czyta tak wydumane i wirtualne wyobrażenia o "niezłomnych narciarzach" to już poprostu nie ma miejsca dla "normalnych narciarzy"
Te ostatnie posty są dla mnie doskonałym podsumowaniem tematu.
Mianowicie to o czym najpiew pomyślał a następnie idealnie zakamuflował chester a co w sposób doskonały (jak się później okazało) rozszyfrował i zwerbalizował jan koval :).
Dzięki raz jeszcze. W takim sposobie myślenia jestem z Wami.
Carbon, moim zdaniem to ciut mieszasz. Owszem masz rację, że dużo w polskiej szkole jest zaszłością, że WF jest traktowany per noga. Ale nie jest to wynik wyłącznie komunizmu itp. Jest mnóstwo innych determinant w tym mnóstwo pozaszkolnych.
nikt nikogo nie zmusza do biegania czy grania na w-f a zacheca tak zeby cwiczenia byly przyjemnoscia Super, tyle, że przebiec 1 kilometr dzieciak w wieku tych 10 lat powinien bez problemu. Czy jest gruby, czy jest chudy, czy w ciapki. Jeżeli nie daje rady to to jest patologia. I według Ciebie wszyscy powinni zakrzyknąć: hurra nic ze sobą nie rób zacznij podnosić ciężary? Abstrahując od tego, że w takim wieku to się powinno unikać zarówno biegania na długie dystanse jak i ćwiczeń z ciężarami.
Tu masz, rację, że do tego potrzeba mądrego nauczyciela. Ale poza tym takie możliwości muszą istnieć. Co zrobisz jak najbliższy basen jest 50 km dalej (a w polskich warunkach to JEST limitująca odległość), korty podobnie? U nas często nawet super nauczyciel ma problemy z organizacją innych zajęć. I owszem wiele do tego ma komuna ale akurat w innym sensie.
Poza tym wielki wpływ ma mentalność społeczeństwa. Z czego zrezygnować jak są problemy w szkole? Z W-F. Jeżeli dzieciak ma problemy z WF to co robi rodzic - załatwia zwolnienie bez względu jakiego typu są to problemy. I owszem wielu jest nauczycieli którzy działają tak jak Ty napisałeś ale również dużo którzy borykają się z tym, że są traktowani przez rodziców i szefostwo szkól jako piąte koło u wozu. Wiesz ile jest godzin WF w polskiej szkole? A ile w innych? Ja jak chodziłem przez pół roku do szkoły w Szwajcarii to miałem ich 6 i planowane dodatkowe zajęcia w zimie. W Polsce po powrocie miałem 2. Nie ma ze strony społeczeństwa nacisku, żeby coś zmienić.
W niedaleko położonej miejscowości prywatny hotelarz ma basen. Ponieważ poza sezonem, zwłaszcza wczesnym popołudniem stoi pustkami zaproponował szkołom, że za symboliczną opłatą mogą korzystać (naprawdę symboliczną - chodziło o jakieś sprawy podatkowe, bez niej musiałaby albo szkoła, albo on płacić jakieś podatki od darowizny). Szkoły miały się zająć organizacją (nauczyciel WF), a rodzice wyrazić zgody no i dostarczyć pociechy na tenże basen. Po początkowym entuzjaźmie, większość rodziców wycofała swoje dzieci ponieważ: eee w sumie poco, dzieciaki nie mają czasu. I dzieci zamiast dwa popołudnia na basenie spędzają przed komputerem. Póki się tej mentalności nie zmieni nic z tego nie będzie. Ja mogę tylko być wdzięczny swojej matce, że nie pozwalała mi gnić w domu tylko wyganiała na narty. I pomimo, że wyganiała mnie prawie siłą to potem (już na stoku) byłem przeszczęśliwy. A wygonić mnie jak każdego dzieciaka/wczesnego nastolatka bywało trudno.
Abstrahuje nawet od takich mechanizmów jak stypendia dla sportowców coby studiowali na uczelni i ją reprezentowali....
Powoli się zaczyna zmieniać w miastach - coraz więcej osób zaczyna biegać i zwracać na to uwagę. To się zmieni - zresztą jest to naturalna droga zmiany poziomu (głównie zamożności i luzu w społeczeństwie).
To samo dotyczy tychże luksusów. I ja nie mam nic naprzeciwko. Sam z wielu korzystam. Tylko pytanie jest kiedy ona się zaczyna robić śmieszna. I dla mnie dyskusja o 200 metrów jest (zwłaszcza jak dotyczy skibusa a nie stoku). Dyskusja czy wynająć dom na stoku czy z dojazdem już nie bo to wprowadza istotną zmianę jakości.
Poza tym mam wrażenie, (i chyba o tym pisałem), że ów nacisk na luksusy (często właśnie ciutke przesadzony) jest właściwy dla świeżo awansowanych społeczeństw. To trochę tak jak z reakcją przeciętnego polaka na przeciętnego szweda. Tenże Szwed ma domek (z reguły szkieletowy), samochód kombi. Zwykle reakcja była taka: domek? taki mały? drewniany??? ale bieda... samochód kombi? to on se nie może lepszego kupić? przecież wygląda jak przedstawiciel firmy. Podobnie większość Polaków nie mogła zrozumieć jak można było mieszkać na wyspie do której dopływało się promem, samochód trzeba było zostawić na specjalnym parkingu (10 minut od promu) na wyspie nie było samochodów, a zakupy woziło się w taczkach. Można to było podsumować jednym: eee, takie coś to głupota. Natomiast moi koledzy z pracy szwedzkiej mówili, że super, że mi zazdroszczą, że to pewnie drożej wychodzi, no i kłopoty ale jednak to ja mam codziennie wakacje. To jest to o czym chyba pisał Kuba Jankowaty ( ;) ) - mieć nie po to, żeby mieć tylko po to by realizować swoje pasje. Kosztem często drobnych wyrzeczeń.
Pozdrawiam,
Kuba
Janku...poprostu czytasz w moich myślach...nie ujął bym tego lepiej:)
P.S w moim poście nie chciałem nikogo obrażic,ani ośmieszyć...już napewno nie inwalidów,ale jak się czyta tak wydumane i wirtualne wyobrażenia o "niezłomnych narciarzach" to już poprostu nie ma miejsca dla "normalnych narciarzy" Jeśli o to chodziło to popieram w "całej rocciągłści i szerokości"
Jeśli o to chodziło to popieram w "całej rocciągłści i szerokości" o to Wiesiu:)...i jestem tego samego zdania co Ty....
a ja uważam że inwalidzi nie powinni robic zakupów w marketach tylko w sieci:D:D:D poczucie humoru pierwsza klasa. :(
obys nigdy nie musial stosowac sie do tej rady.
poza tym takie opinie (nawet wyrażane w żartach (?)) dają pewien obraz Ciebie i stawia w ciekawym swietle Twoje opinie.
Watek się rozwinął pięknie, tylko odnoszę wrażenie, że piszecie/piszemy o dwóch rożnych sprawach
Z jednej strony mamy problem z niezbyt dobrze rozwiniętym fizycznie społeczeństwem (fakt niezaprzeczalny), a z drugiej problem pewnego rodzaju luksusu w poszukiwaniach miejsc zimowego, narciarskiego wypoczynku.
Moim zdanie, jedno z drugim może mieć wspólny mianownik ale nie oznacza, że ma.
Każdy w zależności od własnego widzimisię tworzy własne standardy – i dobrze, bo małpowanie nie zawsze wychodzi na dobre. Sam decyduje o tym, co jest dla niego dobre a co nie.... i to nie jest problem.
Problem jest wtedy gdy chcemy nasze standardy narzucić (nie pokazać, nie zasugerować, nie przekonać) innym. Dlaczego? .....nie wszyscy jesteśmy jednakowi (i dobrze) .... a dlaczego mielibyśmy być autorytetem dla innych, tylko dlatego że sami tak uznaliśmy?
Trochę to egoistyczne, prawda?
Zgadzam się z Kubą, - często występuje coś, co można by było określić; przerostem formy nad treścią. Coraz więcej napotykam postaw roszczeniowych, które niekiedy graniczą ze zwykłym chamstwem....
Cóż, człowiek ma tendencję do skrajnych zachowań ale to jego wybór ... narzucaniem własnej woli, na pewno nie przekonamy nikogo do swoich racji.
Czy narciarz jadący na górę kolejką (Kasprowy) jest gorszy/lepszy od tego, który wejdzie tam na piechotę?... nie, on tylko inaczej postępuje.
Pytanie w temacie brzmi ”czy można sobie ułatwiać bez granic?” .... granicą powinna być sfera praw innej osoby.
j.
Czy narciarz jadący na górę kolejką (Kasprowy) jest gorszy/lepszy od tego, który wejdzie tam na piechotę?... nie, on tylko inaczej postępuje. Dokladnie tak.
I chyba o to właśnie (w jednym tu z poruszanych tu wątków) chodzi.
Zgadzam się też z tym co pisał wczesniej Wiesio - czasami te postawy "irytujące" wynikają nie z buractwa tylko z niewiedzy. Ale może powinniśmy być bardziej otwarci na innych? To co pisaliśmy o stokach - inaczej stok mozna utrzymywać na wys. >1500 czy 2000 m, a zupełnie inaczej na 600. Na prawdę w większości przypadków gestor nie zatrudnia ludzi by mu specjalnie rozrzucali kamienie, czy podgrzewa okolicę by się szybciej muldy robiły. Owszem są sytuacje kiedy gestor zawinił ale czy zawsze? Żyjemy i mieszkamy w takich, a nie innych warunkach sniegowo klimatycznych i jak to celnie kiedyś ujęto: "wyżej dupy nie podskoczysz". Oczywiście nie piszę o sytuacjach ewidentnych: braku zwrotu punktów niewyjeżdżoncyh, bezsensownych parkingach, chamowatej obsłudze. Chodzi mi tylko o warunki zewnętrzne. I myślę, że właśnie tego typu posty, wskazujące na kompletną nieznajomość realiów, spowodowały reakcję Mitka, a owe "200 m" było tylko prowokacją.
Kuba
P.S. Narciarstwo na pewno nie jest niczym wielkim ani poważnym. Czasem tylko ma nieco inne, czasem wyższe wymagania. Ale tak samo jest w przypadku każdego sportu potencjanie urazowego i "outdorowego".
K.
Cześć
Zgadzam się z Kubą, - często występuje coś, co można by było określić; przerostem formy nad treścią. Coraz więcej napotykam postaw roszczeniowych, które niekiedy graniczą ze zwykłym chamstwem.... . O tym właśnie jest ten temat. Część kolegów jakby nie zastanowiła sie wogóle nad niektórymi postami tylko z założenia okopała sie na swoich pozycjach bronic tych durnych 200 metrów jakby miały jakieś znaczenie. Zachowania, o których pisze Jarek sa i bedą pewnie coraz częstrze niestety. Dla mnie tłumaczenie, że jak zyłem długo w biedzie to teraz musze sie nachcapac bogactwa i wolności wogóle nie przemawia. Też żyłem w komunie, tez uczyłem sie jeździć na drewnianych nartach bez kraędzi gdy w sklepach stały jakieś magiczne Fischery cz Heady Pro (te słynne odrzuty) w skórzanych wiązanych butach na stoku, który musiałem sobie udeptać. Czy to daje mi przepustke do innych zachowań??
Gdyby nie poczatkowa prowokacja to nikt na temat nie zwrciłby uwagi a tak - udało się.
Cóż, człowiek ma tendencję do skrajnych zachowań ale to jego wybór ... narzucaniem własnej woli, na pewno nie przekonamy nikogo do swoich racji.. Wypowiadanie własnego zdania nie jest narzucaniem czegokolwiek. jak słusznie zauważył Wiesio to po prostu polemika
Czy narciarz jadący na górę kolejką (Kasprowy) jest gorszy/lepszy od tego, który wejdzie tam na piechotę?... nie, on tylko inaczej postępuje... Oczywiście, że nie, a kto to pisze. Ale narciarz, który wjeżdża na górę i odsądza wszystkich od czci i wiary bo w kotle muldy albo mgła zachowuje sie idiotycznie i trzeba mu to uświadomic.
Pytanie w temacie brzmi ”czy można sobie ułatwiać bez granic?” .... granicą powinna być sfera praw innej osoby.... Moja osobista dewiza brzmi, że wolno mi robic wszystko byle nie przeszkadzac innym - czyli to samo.
Tylko, że sprawa nie jest taka prosta. Zobacz, ze pewne zachowania, które jeszcze niedawno uważane były za złe stały sie poprzez przyzwolenie społeczne standardem postępowania.
Jak byłem uczniem to standardem było ustepowanie miejsca kobietom czy osobom starszym w autobusie. Zdarzało się, że siedząćej młodzieży zwracano uwagę. Bardzo rzadko korzystam z komunikacji ale zauwazyłem, że tego zwyczaju już nie ma. Chamstwo stało się standardem.
Wjeżdżanie samochodem prawie do sklepu, choc miejsc na parkingu dostatek jest standardem - ochrona nie zwraca na to uwagi. Chamstwo stało się standardem.
Parkowanie na trawnikach nikomu nie przeszkadza. Chamstwo stało sie standardem.
Jeżdżenie kładem czy na motorze po plaży. Chamstwo stało się standardem.
Muzyka z samochodu na polu namiotowym. Chamstwo stało się standardem.
Brak dzięń dobry jak wchodzimy do pomieszczenia. Brak dziekuję jak wychodzimy z windy czy zsiadamy z krzesełka.
Nie zatrzymywanie sie gdy zepsuty samochód tamuje ruch.
Nie zatrzymywanie sie gdy narciarz wywróci sie na stoku.
itd itd.
jak się zastanowic to większośc tych zachowań wynika z chęci ułatwienia sobie życia.
O tym jest ten temat a nie o wzorze narciarza jak niektórzy przeniliwi analitycy napisali.
Jesteśmy grupą pasjonatów, uprawiamy sport w którym mozna sobie srobic krzywdę albo się zabić - nawet w Białce dlatego uważam, że pwininismy równiez prezentowac wyższe standardy czasami za cenę rezygacji z luksusiku.
Pozdrwionka
Pozdrowionka
j.[/QUOTE]
nieważne
Cześć
A czy przedszkola narciarskie służą tylko i wyłącznie do pozbywania się dzieci?
Może wśród rodziców są tacy którzy nie umieją nauczyć swoich dzieci jazdy na nartach (i lepiej żeby tego nie robili). Mitek nie wszyscy są instruktorami tak jak Ty. Uścislę bo to ważne. Oczywiście przedszkola są niezbędne i oczywiście, że jak sie nien umie to lepiej nie uczyc bo mozna zrobic dużo więcej złego niz dobrego. Krytykuje tu pewne podejście znane mi róniez z postów na forum.
Np. Hotel ale żeby był z bawialnia dla dzieci bo jak pójdziemy na narty żeby było je gdzie zostawić - taka full opcaj na cąły dzień. Ktos informował o takiej wspaniałej usłudze w Austrii bodajże. No a na stoku oczywiście przedszkole a my smigamy bo mamy spokój.
Takie oferty gdzie opieke nad dziecmi w wiekszym czy mniejszym zajresie przejmują "specjalisci" sa drogie i należą do luksusowych.
Pytanie dla kogo są stworzone. Dla mnie przebywanie z dziecmi to radość i szczęście nieważne czy cos tracę czy nie.
Zgoda, że nie wszyscy są instruktorami ale jeżeli ktoś podchodzi do jazdy na nartach świadomie to wiele cennych rad może dziecku przekazać podczas wspólnej zabawy w jeżdżenie.
Mamy na forum w temacie o nauce jazdy dzieci wiele przkladów jak fantastycznie rodzice nie będący instruktorami pokazali dzieciom piekno narciarstwa. Ile wymagało to od nich pracy by nie będąc w czymś doskonałym nauczyć się jak jeźzić i jak uczyć tylko dlatego żeby więćej czsu spędzic razem i cieszyć się tym czasem
Wynajęcie instruktora to tez nie pozbycie się kłopotu. Ktoś komu zależy powinien - dyskretnie pooserwować sobie co instruktor robi z dzieckiem i jak mu sie podoba. Zaznaczam dskretnie pozostając niezauważonym. wynajęcie instruktora na dwie godziny. Nie więcej ewentualnie na dwie tury po dwie godziny przedzielone długą przerwą. idziałem nie raz jak fantastycznie dzieci po ledkscajch z instruktorem uczyły rodziców nabytych umiejetności.
Jeżeli ktos jedzie na wakacje z dziećmi żeby się ich pozbyc na cały dzien to jest to dla mnie objaw choroby.
O takie naganne podejście mi chodziło. i Rozumiem że mogo Ci to nie przyjść na mysl bo ja jakbym nie poczytał to też bym nie wymyslił.
Tylko że czasami takie narzekanie wynika z niewiedzy a nie z "buractwa".
Nie wszyscy ludzie na świecie wiedzą np. że do tego aby armatki śnieżne mogły wytworzyć śnieg jest potrzebna ujemna temperatura itp. Można się z tego śmiać ale tak jest. Należy to tym ludziom wyjaśniać i ich uczyć, a nie się na nich obrażać i traktować jak matołów. Oczywiście i po to między innymi ten temat.
Jeśli chodzi o ratrakowanie stoków w czasie dnia to kiedyś byłem na nartach pod koniec marca w Szwajcarii w Krans-Montanie. Pamiętam, że tam pod koniec dnia wypuszczali na trasy ratraki i nie pamiętam aby ktokolwiek protestował (to tylko taka dygresja).. Jasne i robili błąd. Nie puszcza się ratraków na stok przy normalnym ruchu narciarskim a jeżeli juz to część stoku po której poruszają się ratraki musi byc zamknieta dla ruchu narciarskiego i w sposób widoczny wydzielona.
Co do "luksusów" na nartach to może mam trochę zboczone podejście do tego z tego powodu że uczyłem się jeździć na nartach nie korzystając z wyciągów (a więc "spacerując" na góre z nartami na ramieniu), sam sobie ubijając trasy, a jazda na orczyku była świętem - takie to były czasy.
Przyznaję się że wcale mi to nie odpowiadało i teraz wolę wyjść z hotelu, stanąć na nartach i pojechać.).. Ja tez tak miałem i powiem Ci szczerze że czasami z nostalgią to wspominam. Chodzenie po górach i szukanie sniegu żeby zjechać sześć czy osiem skretów. 95% czasu spędzam na trasach ale włsnie przez perspektywe tamtych lat do głowy mi przychodzą irracjonalne pretensje o ich popołudniowy stan czy brak sniegu na wiosnę i masz rację że w większości powoduje takie rzeczy niewiedza związana z tym że traktuje sie narciarstwo bez żadnego zaanagazowania.
Pozdrawiam
serdecznie
To teraz wiem co i jak ....
Mitek, Kurum .... o kanonach wychowania nie dyskutujmy, to jest tak oczywista oczywistość, że nie ma sensu....
Co do dzieci, to przedszkole (nartowe) tak, ale po to by nabyć umiejętności a nie w jakimś innym, samolubnym celu ..... .
W zeszłym sezonie spędziłem ponad 40 dni na nartach z czego najpiękniejszych było 8 ... ferie z moimi dziewczynami.
:)
Też żyłem w komunie, tez uczyłem sie jeździć na drewnianych nartach bez kraędzi gdy w sklepach stały jakieś magiczne Fischery cz Heady Pro (te słynne odrzuty) w skórzanych wiązanych butach na stoku, który musiałem sobie udeptać.
Jak byłem uczniem to standardem było ustepowanie miejsca kobietom czy osobom starszym w autobusie. Zdarzało się, że siedząćej młodzieży zwracano uwagę. Bardzo rzadko korzystam z komunikacji ale zauwazyłem, że tego zwyczaju już nie ma. Chamstwo stało się standardem.
Wjeżdżanie samochodem prawie do sklepu, choc miejsc na parkingu dostatek jest standardem - ochrona nie zwraca na to uwagi. Chamstwo stało się standardem.
Parkowanie na trawnikach nikomu nie przeszkadza. Chamstwo stało sie standardem.
Jeżdżenie kładem czy na motorze po plaży. Chamstwo stało się standardem.
Muzyka z samochodu na polu namiotowym. Chamstwo stało się standardem.
Brak dzięń dobry jak wchodzimy do pomieszczenia. Brak dziekuję jak wychodzimy z windy czy zsiadamy z krzesełka.
Nie zatrzymywanie sie gdy zepsuty samochód tamuje ruch.
Nie zatrzymywanie sie gdy narciarz wywróci sie na stoku.
itd itd. Mam podobne wspomnienia i spostrzeżenia, ale co to wszystko ma wspólnego z ułatwianem sobie życia na wyjazdach na narty. Moim zdaniem zupełnie nic.
Brak kultury i wychowania, czy jak to nazywasz chmstwo jest było i zapewne będzie w każdej epoce i niestety jest związane nie tylko z nowobogackimi którym się wydaje, że nie ma dla nich ograniczeń.
Chamem można być z pieniędzmi i bez nich, jeżdząc na 20 letnich nietaliowanych Blizzardach i najnowszych Headach, Volklach, Rossignolach czy co tam kto lubi.
A że Polacy lubią i potrafią narzekać, wybrzydzać i marudzić to już inna sprawa.
Szczególnie szpetne zachowania można zauważyć na wszelkiego rodzaju wyjazdach, gdzie postawa roszczeniowa i agresywne, prostackie zachowania dość często dominują. Taki syndrom psa który urwał się z łańcuch i nie wie co z tą nagłą i nieoczekiwaną wolnością zrobić.
Trudno nic na to nie poradzimy. Można unikać niektórych miejsc, polskich wycieczek zagranicznych itp.
Musimy po prostu przyjąć do wiadomości że jest pewna być może nawet znaczna część naszego społeczeństwa która daje upust swoim kompleksom, frustracjom zachowując się w taki sposób.
Pozdrawiam.
poczucie humoru pierwsza klasa. :(
obys nigdy nie musial stosowac sie do tej rady.
poza tym takie opinie (nawet wyrażane w żartach (?)) dają pewien obraz Ciebie i stawia w ciekawym swietle Twoje opinie. mam znajomego księdza i ma większe poczucie humoru niż Ty...nieraz trzeba trochę spóścić ciśnienia,bo to zdrowiej...trudno jak nie rozumiesz emotek to juz nie moja wina...i proszę Cie nie moralizuj bo mam na codzień wśród swoich klientów(w pracy) osoby które nie potrafią spojrzeć na siebie i innych z zupełnie innej perspektywy...i widzę że się z tym męczą:o
Mam podobne wspomnienia i spostrzeżenia, ale co to wszystko ma wspólnego z ułatwianem sobie życia na wyjazdach na narty. Moim zdaniem zupełnie nic.
Brak kultury i wychowania, czy jak to nazywasz chmstwo jest było i zapewne będzie w każdej epoce i niestety jest związane nie tylko z nowobogackimi którym się wydaje, że nie ma dla nich ograniczeń.
Chamem można być z pieniędzmi i bez nich, jeżdząc na 20 letnich nietaliowanych Blizzardach i najnowszych Headach, Volklach, Rossignolach czy co tam kto lubi.
A że Polacy lubią i potrafią narzekać, wybrzydzać i marudzić to już inna sprawa.
Szczególnie szpetne zachowania można zauważyć na wszelkiego rodzaju wyjazdach, gdzie postawa roszczeniowa i agresywne, prostackie zachowania dość często dominują. Taki syndrom psa który urwał się z łańcuch i nie wie co z tą nagłą i nieoczekiwaną wolnością zrobić.
Trudno nic na to nie poradzimy. Można unikać niektórych miejsc, polskich wycieczek zagranicznych itp.
Musimy po prostu przyjąć do wiadomości że jest pewna być może nawet znaczna część naszego społeczeństwa która daje upust swoim kompleksom, frustracjom zachowując się w taki sposób.
Pozdrawiam.
ja bym jeszcze dodał...że świata nie uleczymy trybem życzeniowym,to jest tak trudne jak Tatry przenieść do centralnej Polski....dziś jechałem ul.Dzwigową w stolicy(kto wie to wie) dla jasności...mega korek jak codzień i jak codzień nieustająca walka...autobusów,gazowników,taksówkarzy,handlowcó w,emerytów itp żeby przedrzeć się 2-3 samochody do przodu...po ciągłej,po wydzielonym pasie dla ruchu...po chodniku:eek:(kurier)...i co należałoby za każdym pojechać i go pouczać że tak nie wolno,patrzy na ciebie dziecko,babcia,policjant itp NIE WOLNO TAK...no pewnie że nie wolno i co z tego:(....
P.S i ja z mojej strony dziękuję za dyskusje w tym wątku bo nie widzę żeby był on rozwojowy,a może tylko spowodować niepotrzebną falę agresji i nieporozumień....z narciarskim pozdrowieniem