ďťż

straaaaaaaaaaaaach????

Katalog wyszukanych fraz

Filmy z polskim lektorem i dubbingiem nowości rapidshare download.

kiedy poczuliscie prawdziwy strach na nartach???????

ja moge podac przyklady ale chyba najbardziej pamietam w andach musielismy zjechac po sladach dopiero co zeszlej lawiny.......... glowa mi sie prawie odkrecila od ciaglego ogladania.a innej drogi nie bylo......


Pierwszy raz na prawdziwych nartach (ołówki) na prawdziwej górze (Słowacja) na obozie młodzieżowym. Spojrzałem w dół i ...:eek:
Potem poziom radochy wzrastał proporcjonalnie do umykających metrów.;)
Kiedy wpadłem na Nosalu w armatkę, która strzelała wodą... Hamulce awaryjne się włączyły.
Pamietam to do dzis mialem 4 lata,moj ojciec zabral mnie do karpacza wiechalismy kanapa postawil mnie i na tym koniec wial taki wiatr ze porwalo mnie jak latawiec balem sie ze odlece i nikt mnie nie znajdzie a podobno dzieci na nartach niczego sie nie boja...


Takiego prawdziwego "strachu" na szczęście nie miałem .:):):)
Natomiast zawsze mam "stracha" jak stoję w kolejce przed wyciągiem a rozpędzeni " super narciarze " hamują na 2-3 m przed kolejką .:mad:

Takiego prawdziwego "strachu" na szczęście nie miałem .:):):)
Natomiast zawsze mam "stracha" jak stoję w kolejce przed wyciągiem a rozpędzeni " super narciarze " hamują na 2-3 m przed kolejką .:mad:
To prawda !!! Hamują,to ambitnie powiedziane.Próbuja sie zatrzymać,raczej :D

Pamiętam,jak z moim dzieckiem,zjeżdżaliśmy z Pilska ( to nie tak światowe stoki jak Szacownego Jana-niestety:mad: ) ,ogromna mgła ,jak to na Pilsku,ostatni zjazd ,ludzi brak.Pod nartami miękki śnieg i córa,która ufa ojcu.Oj,ciężki to był zjazd.Gdy pojawił się grunt,padliśmy sobie w ramiona,jakbyśmy niewidzieli się ze 100-to lat !!!

Pozdrowienia serdeczne.
Strach ? Nie wiem czy to można nazwać strachem,ale gorąco mi się zrobiło 11.XI.2000 r. kiedy pojechałem z racji posiadanego rocznego karnetu na Stubai,choć do tej pory odwiedzałem raczej zwykle Kaprun a wjeżdżam zwykle pierwszą kolejką...
Dwa dni jezdzilismy we mgle na jednej sciance..., na następny dzien wyszlo slonce i przyszedl strach:eek::D
Pierwszy prawdziwy narciarski strach był tutaj (brrrr...) http://www.skiforum.pl/showpost.php?...&postcount=170,
a kolejny w tym sezonie był mi się przytrafił, gdy po przeszło latach ośmiu wróciłam na stok... po pierwszym paralitycznym zjeździe minął, bo okazało się, że jednak pamiętam czym to się je ;)
Ja w swojej krótkiej karierze miałam strach w oczach kilka razy, ale najbardziej wtedy, kiedy mi się kurtka wplątała w pałąki na krzesle i nie mogłam zejsc...Powiesiłam się na moment:eek: ale w ostatniej chwili zeskoczylam z niewielkiej, półmetrowej wysokości...
Dla początkującego to było traumatyczne przeżycie.Believe me.
przychodzi mi do głowy jeden raz, gdy miałam naprawdę porządnego stracha. Trwał pewnie kilka sekund... Pierwszy dzień tygodniowego wyjazdu do Les Arcs ze studentami z Politechniki, jakaś potwornie wymuldzona trasa, niewyratrakowana, jak na Francuzów przystało, wybiło mnie na muldzie, poleciałam jakoś niefortunnie, trafiłam zębami na kijek... patrzę, kijek złamany i nastąpiło owe kilka sekund grozy - moja górna jedynka również MUSI być złamana :eek:
Na szczęście jednak okazała się trwalsza od kijka i skończyło się tylko na niezwykle namiętnie spuchniętych ustach :D :p
Pierwszy dzień w Saalbach po chyba tygodniu opadów śniegu. Pierwszy wjazd kolejką. Na górze okazuje się, że jedna z tras jest dziewicza, niestety nie od wczoraj tylko od początku opadów. Szalony przyjaciel decyduje - to jedziemy tą z puchem. Okazało się, że było jakieś 40 - 50 cm miękkiego śniegu. Po kilku zakrętach robię błąd, dzioby idą łukiem pod śnieg, narty się zatrzymują, a ja też łukiem, najpierw w powietrzu, a potem tak jak narty - dziobem w głąb śniegu. Pierwsza w miarę przytomna myśl - dlaczego się duszę - ciemno przed oczami - jasne, jestem pod śniegiem. "Wypływam" na powierzchnię, wstaję - tylko dlaczego dalej się duszę!!! Usiłuję złapać oddech i nic. Mijają sekundy, ogarnia mnie przerażenie, co się stało, że nie mogę złapać oddechu. Duszę się! Nie wiem ile to trwało - 15 sekund, może 30. Wszystko jedno ile i tak trwało to całe wieki... Powoli zaczynam oddychać. Po paru minutach dochodzę do siebie i zaczynam kompletować sprzęt...
Przyznam, że w nigdy nie przeżyłem takiego przerażenia. Do tej pory, wjeżdżam w świeży śnieg z obawą. Wtedy byłem tak psychicznie zmaltretowany, że grzecznie trawersem przez laski i łąki dojechałem do trasy.

Zastanawiam się co się stało.
    lAlbo po zanurkowaniu wciągnąłem do płuc, oskrzeli i tchawicy sporą porcję śniegu i dopiero jak się stopiła, mogłem złapać oddech.l lAlbo lądując przyłożyłem o coś klatką piersiową i mnie "zatkało". Tylko tam wszędzie było miękko :D. Ale może jakiś kamień pod śniegiem?l
A może jedno i drugie???.
Janek, ciekawy jestem co ty o tym sadzisz.

Pozdrawiam wszystkich przerażonych :rolleyes:.
Tadek.

PS.
A co czują porwani przez lawiny, choć w niewielkim stopniu wiemy tylko Kurczak i ja, bo oboje się dusiliśmy pod śniegiem. :eek:

Pierwszy dzień w Saalbach po chyba tygodniu opadów śniegu. Pierwszy wjazd kolejką. Na górze okazuje się, że jedna z tras jest dziewicza, niestety nie od wczoraj tylko od początku opadów. Szalony przyjaciel decyduje - to jedziemy tą z puchem. Okazało się, że było jakieś 40 - 50 cm miękkiego śniegu. Po kilku zakrętach robię błąd, dzioby idą łukiem pod śnieg, narty się zatrzymują, a ja też łukiem, najpierw w powietrzu, a potem tak jak narty - dziobem w głąb śniegu. Pierwsza w miarę przytomna myśl - dlaczego się duszę - ciemno przed oczami - jasne, jestem pod śniegiem. "Wypływam" na powierzchnię, wstaję - tylko dlaczego dalej się duszę!!! Usiłuję złapać oddech i nic. Mijają sekundy, ogarnia mnie przerażenie, co się stało, że nie mogę złapać oddechu. Duszę się! Nie wiem ile to trwało - 15 sekund, może 30. Wszystko jedno ile i tak trwało to całe wieki... Powoli zaczynam oddychać. Po paru minutach dochodzę do siebie i zaczynam kompletować sprzęt...
Przyznam, że w nigdy nie przeżyłem takiego przerażenia. Do tej pory, wjeżdżam w świeży śnieg z obawą. Wtedy byłem tak psychicznie zmaltretowany, że grzecznie trawersem przez laski i łąki dojechałem do trasy.

Zastanawiam się co się stało.
    lAlbo po zanurkowaniu wciągnąłem do płuc, oskrzeli i tchawicy sporą porcję śniegu i dopiero jak się stopiła, mogłem złapać oddech.l lAlbo lądując przyłożyłem o coś klatką piersiową i mnie "zatkało". Tylko tam wszędzie było miękko :D. Ale może jakiś kamień pod śniegiem?l
A może jedno i drugie???.
Janek, ciekawy jestem co ty o tym sadzisz.

Pozdrawiam wszystkich przerażonych :rolleyes:.
Tadek.

PS.
A co czują porwani przez lawiny, choć w niewielkim stopniu wiemy tylko Kurczak i ja, bo oboje się dusiliśmy pod śniegiem. :eek:


mysle ze to pierwsze: "wdychnales" snieg ktory spowodowal brak wymiany tlenowej: jest to bardzo paskudne uczucie...... wszyscy radza zeby przed wpadnieciem w snieg nie oddychac ale to jest odruch i latwo mowic. snieg po kilku secundach sie stopil i umozliwil oddychanie.........
ja pozwolę sobie podłączyć się pod ten temat, chociaż nie jest to aż takie spektakularne zjawisko, a raczej delikatna kwestia, chociaż BARDZO często spotykana i niestety ignorowana lub (częściej) niezauważana - mam nadzieję :).. - chodzi mi raczej o te małe "straszki" - drobne lęki - obawy przed troszkę większą prędkością, "wielkie oczy" przed przejściem linii spadku stoku, drżenie kolan i wszelkie tego typu obawy i objawy.. . Z moich doświadczeń to właśnie te sytuacje mają duży wpływ na to czy będziemy się szybko uczyć jazdy, czy polubimy ten sposób spędzania czasu.. . Niestety najczęściej te delikatne, króciutkie chwile gdzieś umykają większości uczących innych jazdy.. - to takie moje spostrzeżenia ze stoków..
A niestyty częstym widokiem jest "trzęsący" się narciarz i drugi - 100 metrów niżej ryczący "jedź !, jedź !!.. :) - no szlak mnie trafia jak widzę coś takiego.., i trafia mnie niestety dość często..

pozdro
jahu

ja pozwolę sobie podłączyć się pod ten temat, chociaż nie jest to aż takie spektakularne zjawisko, a raczej delikatna kwestia, chociaż BARDZO często spotykana i niestety ignorowana lub (częściej) niezauważana - mam nadzieję :).. - chodzi mi raczej o te małe "straszki" - drobne lęki - obawy przed troszkę większą prędkością, "wielkie oczy" przed przejściem linii spadku stoku, drżenie kolan i wszelkie tego typu obawy i objawy.. . Z moich doświadczeń to właśnie te sytuacje mają duży wpływ na to czy będziemy się szybko uczyć jazdy, czy polubimy ten sposób spędzania czasu.. . Niestety najczęściej te delikatne, króciutkie chwile gdzieś umykają większości uczących innych jazdy.. - to takie moje spostrzeżenia ze stoków..
A niestyty częstym widokiem jest "trzęsący" się narciarz i drugi - 100 metrów niżej ryczący "jedź !, jedź !!.. :) - no szlak mnie trafia jak widzę coś takiego.., i trafia mnie niestety dość często..

pozdro
jahu
Bardzo dobra uwaga...

Ja bym to określiła w ten sposób: "Nie pamięta wół, jak cielęciem był..."
Mój ostatni wypad na majowego Moelltala.
Siedzimy sobie na małym co nieco na pięknym słonku w Arena Ski Bar przy górnej stacji kreta, a dolnej stacji gondolki.

Kupę ludzi, opalanie, śmiechy, kawały etc. itd.

Wtem z dosyć stromej końcówki zjazdu z 9-tki sunie koleżka z ... dzieckiem w nosidełku na plecach !!!

Zrobiło się trochę nieprzyjemnie, bo każdy sobie od razu coś nieprzyjemnego wyobraził. No i ten koleżka (chyba kasztan) nawet jeszcze sobie lekko "halsował", naturalnie bez kijków, no i ... przy samej stacji jak nie wyrypał się jak długi !!!

Koleś naturalnie zaraz się pozbierał, ale wszyscy myśleli, że dziecku coś sie stało, bo leżało buzią w śniegu przez dłuższą chwilkę zupełnie się nie ruszając !!!
Na całe szczęście po chwili, która wydawała się wiecznością dzieciątko się uniosło, poczym okazało się, że nic mu się poważnego nie stało !

Ale i tak zapanowała konsternacja i wielkie oburzenie wśród międzynarodowego towarzystwa siedzącego przy tej knajpce. Każdy po swojemu wyraził opinię o tym typie, tak że nawet typ nie usiadł w ogródku tylko czmyhnął od razu do kreta.

Zawsze na stoku nie boję się o sobie, a o bezmyślnych - często - ludzi jadących przede mną, którym wydaje się, że stok należy wyłącznie do nich.

Zaś jazdę z niemowlęciem powinno się zakazać na stałe we wszystkich narciarskich resortach !

Zdravim :-)
W czasach swoich studiów w liceum w Karpaczu startowaliśmy w klubie k.s.Budowlani ( dzisiaj, chyba, Śnieżka ) Było to w czasach, gdy jeszcze nie wymyślono bezpiecznikowych wiązań i w uzyciu były tzw. langrymeny ( nazwa wszystko tłumaczy ) No i pojechałem na swoje pierwsze w życiu zawody, m.in. w biegu zjazdowym do Szklarskiej Poręby. Trasa zjazdowa podówczas biegła zw Szrenicy do kotła szrenickiego a potem wąską i okropnie muldziastą z natury przecinką w dół. Byłem wówczas juniorem grupy B a organizatorzy, aby uniknąć przechwalania się, kto komu dołożył, każdą grupę zawodników poszczali z innego miejsca. Nam wypadło startować już na stromym stoku kotła, na którym nie można było ustać w linii spadku. Na sygnał sędziego ( elektronicznego pomiaru także wówczas jeszcze nie było ) trzeba było skoczyć, obrócić się w powietrzu i rzucić w tą studnię. Miałem dość daleki numer, więc miałem czas napatrzeć sie na wszystki przypadki, jakie zdażały sie na widocznej części trasy. Czułem jak serce stopniowo podjeżdża mi do gardła i mało się nie pożygałem ze strachu. Oczywiście - udawałem że comitam. Wreszcie przyszła kolej na mnie. Strach minął gdy tylko ruszyłem. Trzeba było się skupić, żeby się nie dać zabić. Jak widzicie - przeżyłem i mam się dobrze. Po latach koledzy, których wówczas podziwiałem za newzruszoną odwagę, przyznali się, że oni także umierali ze strachu, ale przecież - kto by się przyznał - kwas :)
ja swój pierwszy prawdziwy strach miałem w tym roku na hintertux-ie, chciałem pojeździć trochę poza szlakami i jedyny zjazd to był miedzy dwoma blisko siebie skałami, jak przejechałem to nogi miałem jak z waty hehe
Takich straszków i strachów o których pisze jahu i większych i mniejszych miałem i miewam sporo, towarzyszom chyba każdem narciarzowi i to bez względu na umiejętności. Jednak najwięcej obaw i strachu przed (wogóle) stanięciem na nartach, miałem 10 miesięcy po tym jak(dosłownie) zostałem skasowany przez snowbordzistę. Pozwolicie że o szczegółach nie będę pisał. Do dzisiaj (a było to 12 lat temu ) bardzo często jadąc spoglądam kątem oka co dzieje się za mną, pozostał taki mały straszek;):)
Mimo wszystko jednak narty to coś wspaniałego:):):);

Pozdrawiam
mam 11 lat i jezdze na nartach pierwszy rok ;) żadnego strachu nie mialem ;) ale np. gdy ni zauwazylem kepki sniegu i zrobilem salto w powietrzu, przjechalem troche i sie wywalilem xDD albo zjechalem z szwagrem bez nart z 300 metrow w dol xD jak narazie bylismy tylko w zakopanym ;) ale mam nadzieje ze za 2 lata pojedziemy do doliny słońca ;)
ja mialem stracha, gdy zjezdzajac z lodowca w passo de tonale, rozpedzilem sie niemilosiernie i niestety wywaliłem. Na poczatku probowalem utzymac rownowagę, ale na muldzie wyrwało mi prawą nartę oraz obróciło. jechałem jeszcze może z 2/3 sek. tyłem na jednej narcie, po czym uderzyłem głową w zmarzlinę, a jak się już zatrzymałem, otworzyłem oczy i zobaczyłem, że jeszcze z 3metry i poleciałbym dalej, ale ostro w dół poczułem "strach". Do końca dnia ciężko mi się jeździło...
witam!

strach? a co to?...
...oczywiście żartuję :P
tak naprawdę panicznego strachu na nartach jeszcze nie miałem okazji przezyc :P, ale...
w oparciu o jakieś tam badania (słyszałem to w radiu) udowodniono iż jeśli się boimy wyzwala się w nas ogromna siła (fizyczna), która w niektórych przypadkach może nam uratowac zycie.

Strach działa również na naszą psychikę. Często (ale nie zawsze) pomaga w szybszym podejmowaniu decyzji (niekoniecznie trafnych, ale jednak :P)

pozdrawiam ;)
No ja miałem jedną dość nietypową sytuacje związaną z nartami .
Lat temu to było sporo , obóz narciarski z liceum w Czechosłowacji (był kiedyś taki kraj;) )
Miejscowości nie pamiętam , ale była to strefa wściekle przygraniczna co jak się okazało miało duży wpływ na całą przygode.
Palma nam z kumplem odbiła i wybraliśmy sie wieczorem na spore podejście i potem zjazd po świeżym śniegu.
Oczywiście najpierw trzeba było zmylić nadopiekuńczą kadre opiekuńczą .
Głupota to była pierwyj sort bo w razie wpadki w najlepszym razie wywalili by nas z obozu a w najgorszym pewnie z budy . ;-)
Ale do rzeczy : wdrapaliśmy się na miejsce które upatrzylismy sobie do zjazdu - prawie dwie godziny podejścia z plecakami z butami i nartami wklinowanymi w stelarze plecaków.
Chwila na złapanie oddechu i ruszamy.
Jazda fajna , w miare widno bo noc księżycowa.
Jedziemy szeroką przecinką .
W pewnej chwili wydaje nam sie , że przy scianie lasu stały jakies dwie postacie .
Eeee tam zwidy jakieś mamy.
Po chwili mijają nas jakieś dwa cienie na nartach i ostro hamują kilkanaście metrów przed nami.
O żesz ????????? widzimy dwie lufy wycelowane prosto w nas !!!
Obaj wpadamy w panike i wywijamy po efektownym orle zarywając sie nosami prawie pod nogami dwóch pograniczników !
Lufy jakoś nie chcą sie opuścić a my modlimy się by któryś nie miał skurczu palca i zastanawiamy się czy po powrocie trzeba będzie zmieniac gacie:D
Po chwili pozwalaja nam podnieść sie ze śniegu i widzimy , że ledwie panują nad smiechem .
No nam cały czas nie do smiechu .
Sytuacja wyjaśnia się po chwili , i widzimy jak pogranicznicy zwijają sie z radości:rolleyes: .
Podobno miny mamy nietęgie ;)
No ale w końcu nie codziennie w człowieka na nartach celuja dwa kałachy;)
Koniec końców zjechali z nami do wiochy w której mieliśmy kwatery.
Obiecali , ze nie puszczą farby o naszej eskapadzie , ale nie wiem czemu jak wchodziliśmy wieczorami do knajpy to miejscowi na nasz widok krztusili sie piwem z radości.:D
Sytuacja po latach jest komiczna ale ja wiecej nie mam ochoty na wylot lufy kałasznikowa przed nosem.
Bez względu czy to ma być na nartach czy bez.....:D
A stracha miałem naprawde koncertowego......
Nightgale konkretnie mnie rozbawiłeś tą opowieścią :D:p
Nightgale: fajnie opisana historia :)
no ale regulamin na obozie to Ty przekraczales dosc czesto np wychodzac wieczorami do knajpy :)
pozdrawiam
Bardzo fajny temat. Tez mam kilka fajnych opowiesci, ale za duzo by pisac, wiec wybiore jedna :)

Spindlerovy Mlyn. ok. 9-10 rano. Malo ludzi na stokach, ale wiadome, ze ktos sie znajdzie :) pogoda swietna, a ja bylem na nartach z kumplem, z ktorym od dziecka jezdzilismy i robilismy przerozne glupie rzeczy, w tym czesto lubilismy sie poscigac :P czerwona trasa, homologacja FIS, moga sie rozgrywac na niej zawody pucharu swiata w super gigancie :D haha, a my jak te debile poszlismy krecha w dol, kto szybciej (dodam, ze jechalem na slalomkach :P ). Kto byl w spindlu, ten wie jak wyglada czerwona trasa, co chwila 'polki' gdzie narciarze sie zatrzymuja, a my jedziemy dobre z ok. 80km/h (ciezko okreslic jaka to byla predkosc, ale jeszcze nigdy tak szybko nie jechalem, a czesto sie startowalo w zawodach :) ) i wyskakujemy z nich przelatujac obok glow narciarzy :D tzn. to naprawde glupie bylo, ale w polowie trasy juz nie dalo rady wychamowac z takiej predkosci, trzeba bylo jechac. krawedzie po prostu slizgaly sie na zakretach, nie dalo rady tego utrzymac, a zeby wychamowac trzeba bylo sie lekko wyprostowac i lapac powietrze w kurtke bo inaczej nie dalo rady :P na dodatek nie mielismy kaskow, a w okolo las. Zawsze jak sie spotkamy to wspominamy tamten zjazd :) to bylo po prostu 'cos' :D
;)
Nightgale: fajnie opisana historia :)
no ale regulamin na obozie to Ty przekraczales dosc czesto np wychodzac wieczorami do knajpy :)
pozdrawiam
Bo człowiek nie wielbłąd :D a piwo lubił już za młodu
;)
Cześć!
Trochę nie na temat, ale a propos.
W styczniu podczas bardzo burzliwych dyskusji o bezpieczeństwie część z dyskutantów twierdziła, że bardzo dobrzy narciarze nie stanowią zagrożenia dla innych narciarzy. I wtedy miałem i teraz mam na ten temat inne zdanie.
Całkiem niedawno, w innym temacie Mitek napisał:


...
Prawdziwym zagrożeniem sa Ci co nie myslą!!!
...
I tu zgadzam się w 100%.

Tadek
Witam
Powraca stary temat;).
Dobry narciarz to taki, który zawsze ma narty pod kontrolą. Jeżeli ktos jedzie tak, że tą kontrole traci to nie jest dobrym narciarzem.
Pozdrawiam
Dziadki, wyluzujcie :P jak byscie nigdy nic szalonego na nartach nie robili, akurat w to nie uwierze :D

Dziadki, :D ...bez odpowiedzi nie mogę,choć praca cierpi...
...i tylko mam nadzieję,że to cytat z Piaskowego Dziadka, który jeszcze Ci się pewnie śni...a nie określenie obraźliwe...
...a jeśli szaleć chcesz to...szalej sobie lecz samotnie gdzieś...może w Szalejowie/rzut kamieniem od Kłodzka masz/, albo w jakimś innym ...Pacanowie...
Wy chyba tak z nudow piszecie :)
Ale zastanowmy sie teraz, czy wprowadzajac do nart taka monogamie, tzn. wjazd na gore i zjazd na dol, czy to nam sie nie znudzi? :) (wiem, ze zaraz powiecie, ze mozna zjechac roznymi trasami i na wiele roznych sposobow, argumentow jest duzo wiecej niz kontrargumentow) bardzo lubie tak pojezdzic, ale maksymalnie 1-2h, potem z checia na jakis tyczkach bym sie wyzyl albo skrecil w las, a jak jeszcze kolano mi pozwalalo to do skiparku poskakac :rolleyes: wszyscy ludzie jezdzili by zgodnie z zasadami, wolniejsi jedna strona szybsi druga, wolniejsi ustepowali by miejsca szybszym, a szybsi by zwalniali zeby przypadkiem nie jechac za szybko :D w koncu gdyby narty nie dawaly tego zastrzyku adrenaliny to stracily by na uroku. ale to juz chyba watek na inny temat, bo ten jest o strachu :D

Witam
Powraca stary temat;).
Dobry narciarz to taki, który zawsze ma narty pod kontrolą. Jeżeli ktos jedzie tak, że tą kontrole traci to nie jest dobrym narciarzem.
Pozdrawiam
Narciarz ktory ma zawsze narty pod kontrola to jest kontroler nie narciarz.
W/g cytatu wole/jestem, byc zlym narciarzem aby podczas jazdy niespodziewnie tracic i spowrotem zyskiwac kontrole nad nartami.

temudzin: "Dziadki, wyluzujcie :P jak byscie nigdy nic szalonego na nartach nie robili, akurat w to nie uwierze".
Racji to za duzo nie masz, ale mozesz uwierzyc ze sa tu "dziadkowie"
ktorzy bedac w twoim wieku na nartach jeszcze nie jezdzili a szalenstwo
na dechach to przywilej mlodych.

Wy chyba tak z nudow piszecie :)
Ale zastanowmy sie teraz, czy wprowadzajac do nart taka monogamie, tzn. wjazd na gore i zjazd na dol, czy to nam sie nie znudzi? :) (wiem, ze zaraz powiecie, ze mozna zjechac roznymi trasami i na wiele roznych sposobow, argumentow jest duzo wiecej niz kontrargumentow) bardzo lubie tak pojezdzic, ale maksymalnie 1-2h, potem z checia na jakis tyczkach bym sie wyzyl albo skrecil w las, a jak jeszcze kolano mi pozwalalo to do skiparku poskakac :rolleyes: wszyscy ludzie jezdzili by zgodnie z zasadami, wolniejsi jedna strona szybsi druga, wolniejsi ustepowali by miejsca szybszym, a szybsi by zwalniali zeby przypadkiem nie jechac za szybko :D w koncu gdyby narty nie dawaly tego zastrzyku adrenaliny to stracily by na uroku. ale to juz chyba watek na inny temat, bo ten jest o strachu :D
robilismy przerozne GLUPIE rzeczy, a my jak te DEBILE, i wyskakujemy z nich przelatujac obok glow narciarzy tzn. to NAPRAWDE GLUPIE bylo, nie dalo rady wychamowac z TAKIEJ predkosci, NIE DALO rady tego utrzymac, na dodatek NIE mielismy kaskow

Przeczytaj jeszcze raz i POMYSL chlopcze kochany...
Ps: Hamowac, jednak za malo czasu w domu nad ksiazkami sie spedzilo;)

Witam
Powraca stary temat;).
Dobry narciarz to taki, który zawsze ma narty pod kontrolą. Jeżeli ktos jedzie tak, że tą kontrole traci to nie jest dobrym narciarzem.
Pozdrawiam
Napewno coś w tym jest, ale...Czy narciarz, który ma zawsze wszystko pod kontrolą, stylowo jeździ "tak sobie" jest lepszy niż ten, który jeździ technicznie dobrze lecz w wyniku różnych zdarzeń na stoku ową kontrolę nagle traci?
Freedowski full support :)

Aniouk: watek jest o strachu, wiec opisalem historie, ktora mi go nawiala :) gdybym napisal o rady jak bezpiecznie jezdzic na nartach to bym napisal do pani psycholog, bo tylko ona mogla by mi naprawic glowe, chociaz i tak watpie aby cos zrobila w tej kwesti :D

Freedowski full support :)

Aniouk: watek jest o strachu, wiec opisalem historie, ktora mi go nawiala :) gdybym napisal o rady jak bezpiecznie jezdzic na nartach to bym napisal do pani psycholog, bo tylko ona mogla by mi naprawic glowe, chociaz i tak watpie aby cos zrobila w tej kwesti :D
Hmmm, mysle, ze jakbys wtedy w kogos przywalil z braku kontroli nad nartami, co przyznales ze jej nie miales, to nie bylbys taki glupi (co sam zaznaczyles ze madre to to nie bylo) i pewny siebie...i wtedy raczej pani psycholog bylaby potrzebna....zeby wyciagnac Cie z dolka ze komus krzywde zrobiles...byc moze do konca zycia...wiem ze to GDYBANIE....ale chyba wiesz o co mi chodzi...taka drobnostke...jak myslenie:)
A ja odnioslam wrazenie ze Ty nie opisywales swojego strachu tylko tych ludzi nad glowami ktorych fruwales....
A jak juz tak dobrze jezdzisz i chcesz tak szybko i wariacko to czemu nie poza szlakami, albo tam gdzie nie ma innych ludzi? Mozna by bylo nawet wprowadzic takie przejazdy wariatow na trasach, chetnie bym popatrzyla... jak co niektore geny wypadaja z obiegu ziemskiego:D

Ps. Moze ja nawet nie powinnam sie odzywac, bo ja jestem totalnie poczatkujaca i na dodatek zafundowalam sobie juz nowe acl...ale generalnie mi chodzi o to, ze mnie wystarczy ze ja nie panuje jeszcze nad nartami jak szybciej pojade...mnostwo poczatkujacych znacznie gorszych ode mnie takze nie panuje, takze wolalabym zeby Ci ktorzy potrafia jezdzic panowali nad nimi...jak kolo mnie jezdza:) albo jezdzili sobie gdzies poza ludzmi...
ehhhhh ehhhhhhh n/c. to przenosnia, przeciez nikomu nad glowa doslownie nie przelecialem :P ludzie tam sie zatrzymuja na blokach i wszystko dokladnie widac :) a co do przejazdow wariatow to ja juz sie moge zapisac, bo to bardzo dobry pomysl :D

dla rozloznienia atmosfery opowiem inna historie, bo mam ich sporo w zanadrzu :D

zawody, super gigant, bardzo prosty czyli duza predkosc, bo stoczek niczego sobie :) dojezdzam do mety, zwalniam lekko, i podjezdzam w strone wyciagu. Po drodze jest male wzniesienie, dalej barierka i kolejka. Chcialem sobie lekko z tego podjazdu wyskoczyc, ale nie czulem jaka mam predkosc bo takim gigancie :D myslalem, ze jade wolno, ale to bylo tylko odczucie w porownaniu do wczesniejszej predkosci i na tym wzniesieniu tak mnie wybilo w gore (nie na odleglosc, bo bylo strome) i z sila skierowana w kierunku jazdy, ze zrobilem salto w przod :p niestety nie do konca i spadlem na plecy doslownie kilkadziesiat cm od zakonczenia barierki, haha. A wylecialem naprawde wysoko, ludzie od razu na gopr zadzwonili. Troche sie wtedy przestraszylem jak pomyslalem, co sie moglo stac jak bym spadl plecami na ta barierka z takiej wysokosci i z obciazonymi nogami. Po jakis 2min. jak juz zlapalem oddech i moglem cos powiedziec, to kazalem im odwolac GOPR, bo za jakies 30min. mialem kolejny przejazd, wiec nie moglem tracic czasu :)

ta historia juz lepsza? :p czy znowu dostane jakies rady? :D

ehhhhh ehhhhhhh n/c. to przenosnia, przeciez nikomu nad glowa doslownie nie przelecialem :P ludzie tam sie zatrzymuja na blokach i wszystko dokladnie widac :) a co do przejazdow wariatow to ja juz sie moge zapisac, bo to bardzo dobry pomysl :D No, np. w godzinnach wczesnie rannych, jak tylko swita...kamikadze na stoku, obudze sie i przyjde popatrzec, ale wczesniej zrobie sobie dyplom z psychologii...daj mi jakies pare lat...a sobie i innym pare lat zycia;) Taki zarcik makabryczny chlopcze:D
WŁOCHY SZWAJCARIA Valle D'AOSTA - CERVINIA / ZERMATT u stóp Matterhornu ...Tam podobno są specjalnie wyselekcjonowane stoki dla tych, którzy kochają jak im się adrenalina uszami wylewa.;)

ta historia juz lepsza? :p czy znowu dostane jakies rady? :D Rada Ani: nastepnym razem zadzwon jednak po GOPR, dostarczysz kobietom na stoku dodatkowych wrazen pojawieniem sie panow w czerwonych kurteczkach:)
Ps. Za to juz z gory przepraszam ale takowy dzis nastroj smieszno makabryczny posiadam... Nastepna rada cioci Ani: NIE PIJ, NIA PAL, ZDROWO SIE ODZYWIAJ...GENERALNIE DBAJ O TWOJE ORRGANY WEWNETRZNE...zawsze komus sie moga przydac:D Przepraszam, tak na powaznie jak najwiecej zdrowia i predkosci zycze w bezpiecznym otoczeniu!!!!!Powaznie!!!!Ale nie bylabym soba gdybym nie napisala o tych nerkach i watrobie:)


zawody, super gigant, .......... bo za jakies 30min. mialem kolejny przejazd, wiec nie moglem tracic czasu :)

ta historia juz lepsza? :p czy znowu dostane jakies rady? :D
Witam
A od kiedy w supergigancie sa dwa przejazdy.
Pozdrawiam


Narciarz ktory ma zawsze narty pod kontrola to jest kontroler nie narciarz.
W/g cytatu wole/jestem, byc zlym narciarzem aby podczas jazdy niespodziewnie tracic i spowrotem zyskiwac kontrole nad nartami.
Cześć Fredi
Ja tam jak jeżdżę to kontroluję co sie dzije z nartami i Ty napewno też, momenty kiedy narty próbują nas nie słuchać i gdy je zmuszamy do posłuszeństwa to właśnie kontrola.
Pozdrawiam


Cześć Fredi
Ja tam jak jeżdżę to kontroluję co sie dzije z nartami i Ty napewno też, momenty kiedy narty próbują nas nie słuchać i gdy je zmuszamy do posłuszeństwa to właśnie kontrola.
Pozdrawiam
Jasne, ze piszemy o tym samym ale troche inaczej.
Mnie chodzi o to, ze nie chce caly czas kontrolowac.
Czesto puszczam narty niech sobie jada, w ten sposob doprowadzam do sytuacji mogacej stwarzac zagrozenia dla mnie czy innych uczestnikow.
Wtedy wlacza mi sie zolta kartka, i wszystko wraca do normy.
Poza trasa jest podobnie, jadac jakas tam zaplanowana linia okazuje sie, ze po drodze pojawia sie cos ciekawszego i czesto ide za tym nowym wariantem az do pierwszego strachu.
Zeby bylo w temacie to wielkich straaaaaaaaaaachow nie pamietam.
ale tych malych straszkow to funduje sobie sporo.
Jezeli system ostrzegawczy wlacza sie odpowiednio wczesnie,
to do takiej nie do konca kontrolownej jazdy zapraszam.

Jasne, ze piszemy o tym samym ale troche inaczej.
Mnie chodzi o to, ze nie chce caly czas kontrolowac.
Czesto puszczam narty niech sobie jada, w ten sposob doprowadzam do sytuacji mogacej stwarzac zagrozenia dla mnie czy innych uczestnikow.
Wtedy wlacza mi sie zolta kartka, i wszystko wraca do normy.
Poza trasa jest podobnie, jadac jakas tam zaplanowana linia okazuje sie, ze po drodze pojawia sie cos ciekawszego i czesto ide za tym nowym wariantem az do pierwszego strachu.
Zeby bylo w temacie to wielkich straaaaaaaaaaachow nie pamietam.
ale tych malych straszkow to funduje sobie sporo.
Jezeli system ostrzegawczy wlacza sie odpowiednio wczesnie,
to do takiej nie do konca kontrolownej jazdy zapraszam.
Witam
I to jest właśnie dla mnie pełna kontrola. Jasne, że nie bedziemy jeździć cały czas pługiem żeby było absolutnie bezpiecznie:)
Pozdrawiam

Zeby bylo w temacie to wielkich straaaaaaaaaaachow nie pamietam.
ale tych malych straszkow to funduje sobie sporo.
Jezeli system ostrzegawczy wlacza sie odpowiednio wczesnie,
to do takiej nie do konca kontrolownej jazdy zapraszam.

znam jednego wariata, który też sobie często funduje "małe straszki" ;).
Czasem mogą przerodzić się w niezłą katastrofę..
Fotka poniżej - kontrolowany zakręt zerwany w połowie, położony na biodro, "wypięte" krawędzie ze śniegu - i tak sobie sunie, sunie.. - i zatrzymuje się ... - zdjęcie poniżej..
Gorąco było i to bardzo...
Ku przestrodze Wszystkim.. ! - tak łatwo można zrobić krzywdę innym ..

pozdro
jahu
stracha miałem 2 razy, oba na chopoku(możliwe, że w ten sam dzień:)).
a więc:
1. Jadę sobie czarną majstrovską w dół. Jako, że zanim ruszyłem obejrzałem się dookoła UWAŻNIE i nie było nikogo, zachciało mi sie pojechać jak B. Miller na krechę:D
Ci, którzy tam jeździli wiedzą, że na majstrovskiej sa 3 hopki, z czego trzeci jest największy(tak jeszcze przed połową trasy i rozgałęzieniem na Jasną i Bielą Put).
Jadę sobie pięknie, chwale moje gigantki, pierwszy hopek ustany spokojnie, drugi hopek ustany spokojnie, trzeci..... cholera, jakiś miły pan nagle tuż za załamaniem sobie przejeżdża (przejedzie przede mną spokojnie myślę), a za nim jego oczywiście 6-7 letnie dziecko!!!! I głowa dziecka w miejscu gdzie miały się znaleźć czuby moich nart na około 1,5 sekundy(w tej wysokości właśnie:O).
Nie wiem jak to się stało, ale zdążyłem wyhamować i dziecko sobie spokojnie pojechało. Ja z wysokości tak 1,5 metra i przy prędkości 50-60 przeleciałem sobie na biodrze po lodzie z 50 metrów. Pojechałem do Jasnej pod krzesło, a koleś(chyba mnie nie widział w ogóle, że stoję 2 metry za nim) jeszcze wydziera się w niebogłosy, że szaleńcy na stoku.
Fajnie.
Gościu jeśli jesteś może na tym forum i byłeś ze swoim dzieckiem w zeszłym roku około 5 marca na chopoku weź sobie do serca, że z 7letnim dzieckiem nie jeździ się 5 KM/H W POPRZEK po CZARNYCH trasach, ani nie wyjeżdża się z lasu, ani nie leży się na ???? na takich trasach.
2. Tego samego dnia jadę pretekarską. Już pod sam koniec trasy, gdzie łączy się ona z FISowską jest takie coś, że w jednym miejscu(po lewej) jest równo, a na prawej stronie jest tak, że pretekarska jest może metr wyżej.
Jako, że muldy się porobiły jadę sobie prawą stroną trasy gdzie było ich mniej.
Myślę se: fajnie, tu można troche już luźniej.
Okazało się ze nie zauważyłem tego spadku na prawej stronie trasy i nagle ni z tego ni z owego jestem w powietrzu. Uczucie takie jakby ktoś po ciemku schodził po schodach;/
Oczywiście gleba:)
Więc wywalam się, prędkość może 45-50, obraca mną, że narty z tyłu głową do przodu i jadę sobie na plecach i myślę kiedy będzie słup z kolejki 6osobowej.
Słup minąłem gdzieś o 2 metry, zatrzymałem się 10 metrów dalej koło jakiejś budki.
Strach był wielki, GDY NIE WIESZ CO CI GROZI, tzn. nie widzisz tego, a wiesz że się zbliża. NA szczęście skonczyło się dobrze, kupiłem sobie żółwia, a na pałę jeżdż tylko gdy jestem sam na stoku, najlepiej o 8.30 rano.
Cześć Janica!
O mały włos zabiłeś człowieka. I co? Jakaś refleksja - a jakże - kupiłeś żółwia.
Pomyślałeś jak ma się zabezpieczyć człowiek na którego wpadniesz z prędkością 80 - 90 km/h?

Napisałeś "zachciało mi sie pojechać jak B. Miller na krechę:D"
Tylko zapomniałeś o drobiazgu - ta trasa nie była zamknięta!!!

Napisałeś "że z 7letnim dzieckiem nie jeździ się 5 KM/H W POPRZEK po CZARNYCH trasach, ani nie wyjeżdża się z lasu, ani nie leży się na ???? na takich trasach."

Mylisz się! Na otwartej trasie może jechać każdy, także w poprzek (np karwingiem) a nawet pługiem!!! I każdy ma prawo na otwartej trasie się wywrócić. Tak więc napisałeś stek bzdur!

Na zakończenie parę cytatów:

Komentarz FIS do punktu 2 Kodeksu narciarskiego:
"Kolizje na stoku najczęściej zdarzają się z powodu nadmiernej szybkości, niezapanowania nad nartami lub niezauważenia innego uczestnika ruchu. Narciarz zobowiązany jest poruszać się tak, aby w razie konieczności zatrzymać się lub skręcić w ramach umiejętności jakie posiada.Narciarz zobowiązany jest poruszać się wolno w miejscach zatłoczonych, w okolicach wyciągów, na zakończeniu trasy, lub zmniejszenia widoczności z powodu warunków pogodowych lub załamania stoku."

Punkt 3 Kodeksu narciarskiego:
"Znajdujący się na stoku narciarz, który za względu na lepszą widoczność z góry, dysponuje większą możliwością wyboru trasy jazdy, musi wybrać taki tor jazdy aby uniknąć wszelkiej możliwości zderzenia z narciarzem znajdującym się poniżej na stoku."

Może jednak trochę refleksji nad swoim postępowaniem.

Tadek.
znam kodeks. Pisałem przecież że rozglądnąłem się UWAŻNIE i DŁUGO i po fakcie stwierdziłem, że Ci ludzie musieli SIEDZIEĆ akurat za tym załamaniem, gdzie nawet jak wolniej jedziesz to możesz polecieć, bo naprawdę nigdzie ich nie widziałem, a ślepy to nie jestem (dodam, że ruszyłem nie od razu na Łukowej, gdzie kończy się krzesło, ale tam gdzie kończy się orczyk.
(kodeks mówi, że po upadku nie należy zatrzymywać sie na środku trasy, ale albo jechać dalej, albo zejść na bok)
"W mijescach zatłoczonych"- stok był niezbyt zatłoczony skoro były na nim 3 osoby jak się okazało:)
Dlatego też pisałem strach nie w kontekscie strachu o siebie, ile właśnie o to dziecko.

A miałem też trzeci strach:D
Rok temu w lipcu tak mi się zachciało na narty, że pojechałem do Hintertux moim starym golfem, oczywiście sam:D (bo kto to widział na narty w lipcu jechać)
Koło Rosenheim na autostradzie auto stanęło, wpsomaganie kierownicy out... :O
niemiłe uczucie powiem tyle- stałem akurat w korku a tu takie coś...
pojechałem do Rosenheim i wjeżdżam do garażu i modlę się, żeby mieć za co zatankować w drogę powrotną, już natychmiast zapomniałem o lodowcu i tylko modliłem się żeby mi nie powiedział z 400 albo 500 jewro;/
Facet w warsztacie okazał się super typem i choć nie zrozumiałem ani słowa (znam niemiecki, ale nie bawarski:)), to od tego czasu bardzo lubię Bawarczyków.
A na Tux i tak pojechałem, starczyło kasy na 3dni jeżdżenia. A propos, ciekawych ludzi można spotkać w lipcu na lodowcu:D
Tadziu-kodeks pięknie napisany tylko patrząc na poczynania większości ludzi na stoku mało kto się do niego stosuje.Owszem nie pochwalam piratów na stokach w miejscach gdzie powinni jechać wolniej jednak szlag mnie trafia gdy sierota po trzech dniach w życiu na deskach wali na czerwoną lub czarną trasę i rżnie kozaka-to jest dopiero zagrożenie1!!!Ale oczywiscie zawsze wina spadnie na tego co już umie...bo za szybko!!!
Gdyby ludzie rozsądniej podeszli do wyboru trudnosci trasy w stosunku do swoich umiejętności byłoby napewno mniej wypadków...

znam kodeks. Pisałem przecież że rozglądnąłem się UWAŻNIE i DŁUGO i po fakcie stwierdziłem, że Ci ludzie musieli SIEDZIEĆ akurat za tym załamaniem, gdzie nawet jak wolniej jedziesz to możesz polecieć, bo naprawdę nigdzie ich nie widziałem, a ślepy to nie jestem...
Dlatego też pisałem strach nie w kontekscie strachu o siebie, ile właśnie o to dziecko....
...to jakby strzelać i bać się, że się w kogoś trafi...

Tadziu-kodeks pięknie napisany tylko patrząc na poczynania większości ludzi na stoku mało kto się do niego stosuje.Owszem nie pochwalam piratów na stokach w miejscach gdzie powinni jechać wolniej jednak szlag mnie trafia gdy sierota po trzech dniach w życiu na deskach wali na czerwoną lub czarną trasę i rżnie kozaka-to jest dopiero zagrożenie1!!!Ale oczywiscie zawsze wina spadnie na tego co już umie...bo za szybko!!!
Gdyby ludzie rozsądniej podeszli do wyboru trudnosci trasy w stosunku do swoich umiejętności byłoby napewno mniej wypadków...
Witam
I tu nie masz racji. Słabsi narciarze jeżeli ulegają wyadkom to są to zazwyczaj niegroźne narciarskie kontuzje (zwichniecia, skrecenia). Problem polega na zmianie struktury wypadków narciarzy dobrych (tak oni myślą) są to zazwyczaj zderzenia których efektem są uszkodzenia głowy, kręgosłupa itd. Dobrze prowadzony w miare wysportowany kursant zjedzie z czarnej trasy po 4-5 dniach szkolenia, ładnym rytmicznym skretem, byc może z upadkiem ale i z wielka radością i ma do tego takie samo prawo jak wszyscy inni a ktos kto mieni sie narciarzem dobrym powinien sie cieszyc jego postepami, słuzyć mu pomocą i nauką. A jak chce sobie pojeździc naprawdę konkretnie to prosimy poza trasy - tylko, że tam to juz trzeba naprawdę sporo umieć.
Pozdarwiam
Cześć!
Janico, fajnie, że podjąłeś temat w sposób konstruktywny.
Też postaram się konstruktywnie.

Piszesz: "Ci ludzie musieli SIEDZIEĆ akurat za tym załamaniem". To byli narciarze, więc nie siedzieli. :D Ze sporym prawdopodobieństwem można przewidzieć, że mieli wywrotkę, A sam wiesz ile czasu zajmuje pozbieranie sprzętu rozrzuconego po upadku na stromym. A upadek zdarza się każdemu.

Piszesz: "a ślepy to nie jestem". Mimo to nie zauważyłeś wytłuszczenia "lub załamania stoku" w komentarzu do punktu drugiego.
Czyli nie możesz jechać na krechę, jak nie widzisz trasy i zatłoczenie nie ma żadnego znaczenia - proste.
Także dlatego, że deskarze zawsze siedzą na środku trasy, zawsze za załamaniem i zawsze zajmują przynajmniej połowę trasy. :D:D. Rozumiem - wolno nie lubić deskarzy, ale żeby aż tak??? :rolleyes:

Drogi Lawino - tym razem nie całkiem się z Tobą zgadzam. Mitek wyręczył mnie w odpowiedzi. Dodam tylko jeszcze jedną jego wypowiedź - "wypadki powodują ci co nie myślą, bez względu na umiejętności techniczne" (cytat z pamięci :D)

Pozdrawiam wszystkich.
Tadek.
Rok temu postawiłem pierwsze kroki na nartach-było to w Białce-za namową znajomych skorzystałem z pomocy instruktora.Po kilku dniach zrobiło się nudno,postanowiłem zwiększyć poziom trudności i wybrać się na Kasprowy.(mam przecież do tego pełne prawo).Na Gąsienicowej było bardzo stromo,stok był zmuldzony .Po kilku skrętach nabrałem prędkośći i straciłem kontrolę nad nartami.Wpadłem w gościa i uszkodziłem mu kolano.Ja miałem tylko strach w oczach.Według Waszych opinii -jestem usprawiedliwiony.Czy tak mam rozumiec Wasze wypowiedzi????
To jest tylko przykład.
Nie popieram ścigaczy na trasach ,chyba że jest zamknieta specjalnie dla nich .Doradzając ludziom sprzęt przestrzegacie aby nie kupowali za trudnych nart,których nie będą w stanie wykorzystać ,które nie pomogą w nauce a wręcz przeszkodzą .Dlaczego bardziej nie propagujecie poprawnych zachowań na stoku dzięki którym zwiększy się bezpieczeństwo i kultura na trasach...???

Rok temu postawiłem pierwsze kroki na nartach-było to w Białce-za namową znajomych skorzystałem z pomocy instruktora.Po kilku dniach zrobiło się nudno,postanowiłem zwiększyć poziom trudności i wybrać się na Kasprowy.(mam przecież do tego pełne prawo).Na Gąsienicowej było bardzo stromo,stok był zmuldzony .Po kilku skrętach nabrałem prędkośći i straciłem kontrolę nad nartami.Wpadłem w gościa i uszkodziłem mu kolano.Ja miałem tylko strach w oczach.Według Waszych opinii -jestem usprawiedliwiony.Czy tak mam rozumiec Wasze wypowiedzi????
To jest tylko przykład.
Nie popieram ścigaczy na trasach ,chyba że jest zamknieta specjalnie dla nich .Doradzając ludziom sprzęt przestrzegacie aby nie kupowali za trudnych nart,których nie będą w stanie wykorzystać ,które nie pomogą w nauce a wręcz przeszkodzą .Dlaczego bardziej nie propagujecie poprawnych zachowań na stoku dzięki którym zwiększy się bezpieczeństwo i kultura na trasach...???
Witam
Poniekąd tak. Jako osoba, która jeździła na nartach kilka dni w Białce nie mogłeś `mieć o nartach i narciarstwie za dużego pojecia w a więc i podejmowane przez Ciebie decyzję były nieświadome. To Cię w pewien sposób usprawiedliwia. Błędem oczywiście było, że nie skonsultowałeś Swojej decyzji z instruktorem albo że nie pojechałeś na Kasprowy z kims dobrze jeżdżąćym kto mógłby Ci słuzyc rada czy pomocą. No ale cóz na brak instynktu samozachowawczego już nic nie poradzimy.
Daleko bardziej naganne jest zachowanie narciarza dobrego który zdaje sobie sprawę z ryzyka a jednocześnie je podejmuje przkraczając granicę zdrowego rozsądku. Chyba się zgodzisz.
Jeżeli chodzi o propagowanie poprawnych zachowań to tyle już było wylanych na forum czcionek w tej kwestii ale jak widac nigdy za mało. Zreszta tematy dotyczące bezpiczeństwa i taktyki poruszania sie po stoku powróca jak tylko sezon sie zacznie.
A co do nart to nie mają one aż tak wielkiego znaczenia, można sie nauczyc jeździć na wszyskim. Chodzi tylko o przyjemnośc od pierwszej chwili stąd narty łatwe i trudne itd.
Pozdrawiam
Trzeba mierzyć siły na zamiary, a może raczej zamiary na nasze siły. I zachować zdrowy rozsądek.

Mnie np. zawsze irytują osoby które np. na czerwonej trasie czy czarnej przed większą stromizną robią przystanek i analizę przez 20 minut jak to ugryźć, Jak już stawać to po boku. I najgorsze jest, że nawet nie spojrzą w górę czy ktoś jedzie [często ze sporą szybkością] tylko zaczynają się toczyć pługiem... masakra. Albo po prostu jadą wolno w poprzek stoku i trzeba mocno korygować tor jazdy. Pomijam już przypadki włączania się do ruchu bez rozglądania i najlepiej 2 m przed jadącym z góry narciarzem.

To tak jak z jazdą samochodem... wiadomo... że za szybko to źle... ale za wolno... też źle. Nie powinno się na autostradzie jechać 30km/h bo stwarza się imo większe zagrożenie niż ktoś kto by śmigał 140km/h. To samo jest na stoku. Nie bez powodu są trasy znakowane wg. skali trudności. Trzeba znać swoje możliwości.
Są dwie strony medalu….piszę teraz z pozycji narciarza początkującego. Próbowałam czerwonej trasy, w dodatku cholernie muldziastej i przyznam bez bicia, ze robiłam przystanki, ale starałam się to robić z boku i startując zawsze rozglądałam się kilka razy aby nie być zagrożeniem dla innych. Zawsze tez brałam się za cos takiego w godzinach wieczornych jak jest najmniejszy ruch. Uważam, że uczący się tez musza kiedyś spróbować czegoś bardziej wymagającego bo w przeciwnym razie zero postępu w nauce…Nie mam oczywiście zamiaru teraz być stałym bywalcem czerwonych tras (o czarnych nawet nie myślę), ale od czasu do czasu chcę tam raz zjechać aby przełamać jakiś swój wewnętrzny opór i strach…i mieć satysfakcje, ze radzę sobie powoli w trudniejszych warunkach.
Może i się mylę w tym co pisze, ale tak czuje i proszę o niewielki wymiar kary…:o
Aha, Janica...gdzieś we Włoszech są specjlanie wyselekcjonowane trasy dla tych co szukają adrenaliny...
Witam

Trzeba mierzyć siły na zamiary, a może raczej zamiary na nasze siły. I zachować zdrowy rozsądek. . Oczywiście, że tak, tylko, że jak pisałem wyżej słaby narciarz czesto nie ma przesłanek do podjęcia prawidłowej decyzji z czystej niewiedzy a my jako Ci lepsi musimy to rozumieć.


Mnie np. zawsze irytują osoby które np. na czerwonej trasie czy czarnej przed większą stromizną robią przystanek i analizę przez 20 minut jak to ugryźć, Jak już stawać to po boku. I najgorsze jest, że nawet nie spojrzą w górę czy ktoś jedzie [często ze sporą szybkością] tylko zaczynają się toczyć pługiem... masakra. Albo po prostu jadą wolno w poprzek stoku i trzeba mocno korygować tor jazdy. Pomijam już przypadki włączania się do ruchu bez rozglądania i najlepiej 2 m przed jadącym z góry narciarzem. . Postępuja prawidłowo. Staja przed trudniejszą partią a nie w jej trakcie są więc widoczni bo stoją przed przełamaniem. Analizuja teren i satarja sie zaplanowac przejazd - profesjonalne zachowanie, tak właśnie nalezy robić a nie leciec na pałę.
Pług to bardzo pomocna i dojrzała ewolucja. Kto lekceważy pług nie ma pojęcia o narciarstwie. Korekta toru jazdy nawet przy większej szybkości dla dobrego narciarza to żaden problem ale dla takiego, któremu wydaje się, że jest dobry ...


To tak jak z jazdą samochodem... wiadomo... że za szybko to źle... ale za wolno... też źle. Nie powinno się na autostradzie jechać 30km/h bo stwarza się imo większe zagrożenie niż ktoś kto by śmigał 140km/h. To samo jest na stoku. Nie bez powodu są trasy znakowane wg. skali trudności. Trzeba znać swoje możliwości. Dlatego są przepisy (chyba art 91 prawa o ruchu drogowym) i znaki dotyczące prędkości minimalnej a na nartach jesteśmy wolni od ograniczeń i nakazów i to jest piekne. Kolory tras służą informacji a nie są nakazami. No chyba, że wypadkowośc bedzie wzrastała tak jak wzrasta to wtedy nie wiem. Ale napewno nie sa za to odpowiedzialni Ci słabsi i najsłabsi.
Pozdrawiam
w kwestii bezpieczeństwa - wyjątkowo - tylko na poważnie.. :).
Przestrzegać, przypominać, powtarzać, uświadamiać o tym na okrągło i każdemu bez względu na poziom umiejętności.. .
Każdy się wywraca, każdy ryzykuje (mniej lub więcej) jeżdżąc na dechach.. - takie hobby sobie wybraliśmy i powinniśmy mieć świadomość, że narty to nie tylko sielanka-opalanko z drineczkiem w rączce - to sprzedaż łączona niestety - niosąca za sobą spore ryzyko i czym bardziej przewidujący jesteśmy na stoku tym lepiej dla wszystkich.. .
I żadne Przepisy, Kodeksy nie zastąpią Naszego zdrowego rozsądku..

pozdro
jahu

Staja przed trudniejszą partią a nie w jej trakcie są więc widoczni bo stoją przed przełamaniem. Analizuja teren i satarja sie zaplanowac przejazd - profesjonalne zachowanie, tak właśnie nalezy robić a nie leciec na pałę.
Pług to bardzo pomocna i dojrzała ewolucja. Kto lekceważy pług nie ma pojęcia o narciarstwie. Korekta toru jazdy nawet przy większej szybkości dla dobrego narciarza to żaden problem ale dla takiego, któremu wydaje się, że jest dobry ...
Zgadza się, ale to trochę tak, jak z kierowaniem samochodem - trzeba mieć oczy dookoła głowy i raz jeszcze podkreślę, rozum na swoim miejscu i działający. Nie potępiam samego faktu analizy, ale niejako sposobu jej przeprowadzenia.
Często widzi się przypadki, że ludzie w ogóle nie rozglądają tylko zaczynają jechać -> szybko wolno pługiem na stromiźnie na płaskim , to już w tym momencie nieistotne. Liczy się sam fakt włączenia do ruchu bez rozeznania trasy 'w górę'. Albo robią analizę za załamaniem, że narciarz jadący z góry widzi ich dopiero jak wjedzie na stromiznę. Bo wg mnie to analiza trasy w dół to jedna sprawa, ale po analizie a przed włączeniem się do ruchu winno być jeszcze rozejrzenie się dookoła i rozwaga w doborze miejsca do analizy.
Korekta toru faktycznie dla sprawnego narciarz to pikuś. CO do pługi to oczywiście nie deprecjonuję jego wartości, sam z niego korzystam i uważam za pomocny.

Od razu wyjaśniam, sam też kiedyś byłem początkującym, teraz jakimś orłem nie jestem, a na pewno nie jestem kozakiem, który chce pokazać, jak to on nie jeździ. Do ski-kodeksu staram się oczywiście stosować. Tylko często to inni się nie stosują. I to jest najniebezpieczniejsze. Bo jednak najbardziej urazowe są wszelkiego rodzaju 'kontakty' z innymi narciarzami... i to budzi mój strach ;)

a z tymi początkującymi na mega trudnych trasach to mnie się wydaję, że w sumie każdy kij ma dwa końce.

Pozdrawiam
Twoja wypowiedz Wojtek jest chyba tym do czego dążyliśmy w tej dyskusji-do zdrowego rozsądku ,bez podziału na stopień zaawansowania-dotyczy to wszystkich użytkowników.
Jak będziemy rozsądnie podchodzić do narciarstwa to wtedy będzie większy fun.I bać się trzeba bo tylko głupcy się nie boją ale zazwyczaj szybko zle kończą...szkoda tylko że czasem ranią niewinnych którzy na to nie zasługują....
Widzicie jak odświeżyłem wątek:D
co do tej sytuacji na Chopoku-wiadomo, że nikomu nie chciałem zrobic krzywdy, zwłaszcza w taki sposób i wcale nie jeżdżę tak brawurowo (bardzo rzadko, bo wiem jakie są warunki), akurat pech chciał, że akurat wtedy, akurat tam spotkałem tych ludzi.
Mam nauczkę i od tego czasu jeżdżę głównie poza trasami, gdzie sam sobie jedynie robię krzywdę jakby co:D

"...to jakby strzelać i bać się, że się w kogoś trafi..."
ejj, przeciez nie chce nikomu zrobić krzywdy, chodziło o strach w danym momencie, gdy dziecko się nagle wyłoniło zza tego progu.

a z drugiej strony powiedzcie- branie 7letniego malucha na najtrudniejsza trase na chopoku, to sprawa (jak na moj gust) podobna do brania niemowlaka w nosidełku na narty.
Witam wszystkich pozytywnie zakręconych, po mojej dłuższej "niebytności" na forum.
Podobnie jak Mitek, Tadeusz T i wielu innych uważam, że każdy niezależnie od poziomu swoich umiejętności ma prawo do korzystania dokładnie ze wszystkich stoków. Jednak zanim zdecydują się na trudniejsze trasy wpierw pomyślą nad konsekwencją swoich wyborów. Jak napisał jahu, nic bowiem nie zastąpi myślenia i zachowania zdrowego rozsądku, zresztą nie tylko na stokach.

Ale, aby być w prawdzie... :)
Tadziu, napisałeś do Janicy:

Może jednak trochę refleksji nad swoim postępowaniem. i na podstawie tego co On napisał wcześniej:

NA szczęście skonczyło się dobrze, kupiłem sobie żółwia, a na pałę jeżdż tylko gdy jestem sam na stoku, najlepiej o 8.30 rano. wydaje się, że taka refeksja miała miejsce :)

"...to jakby strzelać i bać się, że się w kogoś trafi..."
ejj, przeciez nie chce nikomu zrobić krzywdy, chodziło o strach w danym momencie, gdy dziecko się nagle wyłoniło zza tego progu.

a z drugiej strony powiedzcie- branie 7letniego malucha na najtrudniejsza trase na chopoku, to sprawa (jak na moj gust) podobna do brania niemowlaka w nosidełku na narty.
Witam
Mój syn 7 lat skończy w marcu 2009 a zapewniam się, że narciarsko wielu dorosłych możę się od niego uczyć - tak techniki jak i taktyki i narciarskich zachowań. Sprawa nie w wieku tylko w stopniu narciarskiej wiedzy.
Wiadomo, że nie chcesz nikomu zrobić krzywdy - inaczej to byłby kryminał. Chodzi mi tylko o to że pewne zachowania powinny byc odruchem. Takim oddruchem w moim mniemaniu jest zwalnianie do prędkości absolutnie bezpiecznej i odpowiedni najazd na przełamanie stoku. To po prostu powinien być naturalny bezwarunkowy odruch tak jak i wiel innych zachowań.
Pozdrawiam serdecznie

a z drugiej strony powiedzcie- branie 7letniego malucha na najtrudniejsza trase na chopoku, to sprawa (jak na moj gust) podobna do brania niemowlaka w nosidełku na narty. Myslę, ze to juz jest sprawa rodzicow. Jesli dziecko bardzo dobrze sobie radzi , widzialem jak maluchy na tej samej trasie "Lataly", ze prawie ich dopędzic bylo strasznie:D, to czemu nie.:)

a z drugiej strony powiedzcie- branie 7letniego malucha na najtrudniejsza trase na chopoku, to sprawa (jak na moj gust) podobna do brania niemowlaka w nosidełku na narty. ee tam,
moja córa miała niecałe 5 lat jak jeździła ze mną na Pilsku :), radziła sobie całkiem swobodnie.., nawet z "wtelepaniem" się na tą górkę - kto świadomy ten wie o czym mówię.. :)
Swoją drogą - Taaaka góra, taki potencjał, takie możłiwości.. - pomażyć o dopasowanej infrastrukturze do niej - ehhh.. - żadne Chopoki czy inne Donovale razem wzięte nawet by nie mogło się równać..
W tej chwili (7 lat) i już z dużą swobodą układa całość skrętu na krawędzi.. ;), ... że się tak pochwalę.. :D

pozdro
jahu
no, ale chodzi o to żeby uczyć go tam jeździć. Jak sobie dobrze radzi, no to no problem przecież;)
Mam takie 3:
1. Największy, gdy postanowiłem zjechać z trasy i pojeździć po puchu pobłądziłem. (prawie umarłem ze zmęczenia i strachu)
2. Zjazd na całkowita krechę po oblodzonej trasie na Pilsku 5a(zaraz za wyciągiem w prawo) i tu chyba rekord prędkości, a przy wyjeździe na trasę normalną jest uczucie jak gdyby narty miały odlecieć. Tak sobie myślę, że gdybym popełnił jakikolwiek błąd to bym się zabił.
3. To były około 3 lata temu gdy jeździłem gdzieś na Słowacji podpatrzyłem narciarzy skaczących z kickera(HURA), no to jadę na pełnym piecu, no i lecę, może niektórzy znają to uczucie jak w locie narty wyprzedzają narciarza...
Ja mialem taka sytuacje:

Kilka lat temu, bedac jeszcze mlody i glupi ^^ Jezdzilismy z chlopakami przy IV stopniu zagrozenia lawinowego w kotle Szrenickim - na wprosy, coby nie obciazac pokrywy, i mi przytrzymalo narte glebiej w sniegu, wypiela, a ja polecialem na twarz, a za mna maly osow...nie widzialem czy zejdzie za mna jakas normalna lawina czy nie, na szczescie dobrze sie skonczylo. Teraz przy IV i V nie wjezdzam na otwarte, niezadrzewione polacie sniegu...

Druga sprawa - kiedys poszedlem sobie po szkole pojezdzic i przecinalem na skos dojazd do "Sciany" na Szrenicy, zamiast jechac literka L. Byla bulka - nawiew, wiec pomyslalem, ze sie odbije...yhy jasne z tym, ze obok byly dwa rozdzaje sniegu i jedna narte mi przytrzymalo, polecialem do przodu na klate i zrobilo mi literke U z kregoslupa...pochrupalo ze maskara, po upadku nie moglem nogami ruszac, ale na sczescie czucie wrocilo, choc bolalo, zjechalem na dol i tatus zabral mnie do GOPRowego landka i do szpitala. Skonczylo sie na przeswietleniu pleckow, okropnym bolu miesni kregoslupa w odcinku ledzwiowym i naciagnietym wiezadle w kolanie...Wtedy jak lezalem balem sie, ze polamalem sobie kregoslup...dobrze ze bylem wytrenowany przed sezonem...mialem wtedy strach w oczach i mysli, ze nie bede wiecej jezdzil...
* Ja sie najbardziej balam na nartach jak w wieku 16 lat mialam szok tlenowy na lodowcu... Bylam pierwszy raz w zyciu w alpach, sniegu akurat malo,wiec od razu na lodowiec Hintertux. I od razu na sama gore.... -16 stopni... Nikt mi nie powiedzial, ze jak sie nigdy nie bylo wyzej niz w Beskidach to trzeba uwazac, a nie jezdzic szybko i bez sekundy przerwy przez pół godziny na wysokosci 3000-3250 m.... a ja 2 lata nie mialam nart na nogach i sie tak zachwycilam szeroka trasa. Skonczylo sie skokiem tetna, klopotami z oddychaniem (troche jak atak astmy to wygladalo :p) i co najgorsze-najpierw ciemno przed oczami... w czasie jazdy...szybka wywrotka i duuuze przerazenie...

*a tak teraz to najczesciej sie boje, ze ktos we mnie wjedzie od tylu!!! dotad mialam takiego stracha podczas jazdy w Polsce jak byl tlok ,ale w styczniu w Alpach na czerwonej trasie znow ktos na mnie wpadl...:( Niewazne, ze na trasie swiezy snieg (wiec nieduze predkości..), na 300 metrach z 8 osob.... a jedna młoda niemka i tak we mnie wcelowala... :mad:
Ja nie wiem, jak ludzie to robia... nawet na prawie pustym stoku wceluja...
Przeciez jak jade w miare rytmicznie i rownym skretem to kazdy z gory moze przewidziec moj tor jazdy... Przeciez ja nie moge caly czas widziec co dzieje sie za mna... jak slysze dziwne odglosy za soba to uciekam (spanikowany, bezradnie jadacy na kreche po czerwonej niemiec krzyczacy do wszystkich "Achtung!" :p:p:p ale to nawet dobre,bo wszyscy zdazyli uciec z trasy :p),ale inaczej niekoniecznie slysze,ze ktos zaraz wemnie wjedzie... Jak ktos ZUPEŁNIE nie panuje nad nartami to niech jedzie plugiem albo idzie na niebieska.

Teraz przy IV i V nie wjezdzam na otwarte, niezadrzewione polacie sniegu... To i tak masz dobrze. IV to nawet w Tatrach kilka dni w roku, a poza nimi to maks 2/3 dni. V to się chyba poza jakąś nieprawdopodbną katastrofą ogłosić w Polsce nie da. Ja to zresztą niezwykle płochliwy jestem i już tak od silnej II zaczynam być niezwykle ostrożny.

Zresztą sam temat strachu jest ciekawy - ja jak napisałem to płochliwy jestem. Bardzo często odczuwam, może nie strach ale pewien dyskomfort w górach czy na nartach.
Natomiast regularnie się boję gdy mam kogoś pod mniej lub bardziej formalną opieką. Wtedy to miewam taką gonitwę myśli że uchachacha.

Kuba

To i tak masz dobrze. IV to nawet w Tatrach kilka dni w roku, a poza nimi to maks 2/3 dni. V to się chyba poza jakąś nieprawdopodbną katastrofą ogłosić w Polsce nie da. Ja to zresztą niezwykle płochliwy jestem i już tak od silnej II zaczynam być niezwykle ostrożny. No jak to sie nie da? GOPR nie klamie, co roku jest kilka/kilkanascie dni z IV w Karkonoszach, z V Tez jak spadnie wiecej sniegu kilka dni sie zdarza. Nie wierzysz? Posledz ta strone zima: http://gopr.karkonosze.net.pl/. Bylem osobiscie przy kilku testach zagrozenia lawinowego z naszym specem od tego. Jak on mowi uwazajcie, tzn, ze tak trzeba. Wiem, ze Karkonosze to nie Tatry, ale gory to gory bez wyjatku i u nas tez pada snieg. Sa strome stoki, zleby i niestety lawiny.

Pozdro ze stacji centralnej GOPR Jelenia Gora:)

No jak to sie nie da? GOPR nie klamie, co roku jest kilka/kilkanascie dni z IV w Karkonoszach, z V Tez jak spadnie wiecej sniegu kilka dni sie zdarza. Od co najmniej kilku lat nie było nigdzie w Polsce ogłoszonego stopnia V (chyba żeby w Tatrach przed 2005). Co do Karkonoszy to w sezonie 2005/2006 faktycznie było kilkanascie dni z IV, ale do co najmniej kilku z nich można by mieć pewne zastrzeżenia (nie ze względu na fachowość oceniających tylko pewnego dostosowywania skali do standardów). W sezonie 2006/2007 nie było w Karkonoszach ani jednego dnia z IV (3 na Babiej Górze w momencie dużego opadu w końcu stycznia). W tym sezonie 5 dni z IV w okolicy świąt w Karkonoszach, poza nimi chyba coś w Tatrach ale też pojedyncze dni.

Jak się przyjrzysz definicji stopni zagrożenia, to zauważysz, że jest tam pewna "cezura" wielkości lawin i z tego powodu ciężko jest ustalić IV taką eksplicite zgodną ze skalą. Ponieważ jednak ludzie korzystają z metod określania zagrożenia bazujących na skali, robi się taki myk, że w tych mniejszych górach wyższe stopnie skali odnosi się głownie do stabilności (m in. zagrożone nachylenia) pokrywy pomijając trochę wielkość.

Wystarczy, że musze oficjalny komunikat na www.gopr.pl sledzić.

A kursik jakiś większy już zaliczony?;)

Nikt nie deprecjonuje Karkonoszy. W Polsce poza Tatrami tam jest najwiecej lawin i niestety najwięcej wypadków. Tylko, w tak małych górach IV musi być rzadkością, a na rzetelną V to musiałaby być katastrofa.

No to miłego dyżuru....

Kuba
Wszytsko, co piszesz zgadza sie, ale nie do konca. Na stronie u nas 2 lata temu byla piatka, 3 albo 4 lata temu rowniez. IV jest tez wcale nie tak zadko. Chodzi o to zagrozenie dla samych Karkonoszy, dla rejonu Szklarskiej Poreby i Karpacza.

Co do kursow - bedzie w tym roku, bo jestem dopiero kandydatem, ktory wlasnie zdaje nocke.

Jak chce sie dowiedziec o zagrozeniu, to ide do dyzurki i jak ktos tam mi powie jaki jest.

Wszytsko, co piszesz zgadza sie, ale nie do konca. Na stronie u nas 2 lata temu byla piatka, 3 albo 4 lata temu rowniez. To, że była na stronie nie oznacza, że była faktycznie (w sensie oficjalnego komunikatu GOPR GK). Co więcej jeżeli chodzi o sezon 2005/2006 i późniejsze, to na pewno nie było, chyba, że Służba Śneigowo - Lawinowa w Twojej Grupie co innego publikuje na stronie, a co innego podaje w swoich rocznych sprawozdaniach. Co do sezonów wcześniejszych to musiałbym iść po sprawozdania do starego mieszkania, jak chcesz mogę to prześledzić jeszcze kilka lat wstecz.

Jest/bywa rzadziej niż kilka lat temu. Wynika to z ujednolicania skali pomiędzy krajami i służbami. Stąd zarówno w Tatrach jak i w innych górach Polski jakiś czas temu nieco stopnie "spadły" - mniej się używa tych "wysokich". Skala jest wynalzakiem Alpejskim i stosowana w komunikatach ma dawać informację dla ludzi łażących i posługujących się róznymi STOP OR Go! czy innymi Munterami :-). Stąd niestety by dawała taką samą odpowiedź w mniejszych górach ulega nieco "spłaszczeniu". Niestety jest inny wniosek również - w tej sytuacji III jest już bardzo poważnym stopniem, czego część turystów/narciarzy nie kuma. I zresztą to było takim głównym powodem dyskusji z tym, że przy IV/V nie wychodzisz :-)
Po prostu kiedyś to co teraz uznajemy za III było bardziej "rozdrobnione". Zresztą problem nie tylko dotyczy Karkonoszy czy innych gór w Polsce ale także Tatr i innych mniejszych, niealpejskich gór w Europie. Cały czas są dyskusje. Nawet na tegorocznym spotkaniu Sudecko-Karpackich Służb Lawinowych będzie temat: "the description of various avalanche risk levels (with intermediate stages) for harmonization".

Czyli załapiesz się na I stopień? Gratuluję. Mnie bardziej chodziło o taki kilkudniowy stricte lawinowy ale i na "jedynce" to Junior czy Tosiek na pewno wam super zajęcia zrobią.

To jak będziesz w tejże (w Szklarni?) i jak spotkasz Shreka to go pozdrów od Kuby z Rabki.

Pozdrowienia,
Kuba
Hmm mialem nieprzyjemną sytuację. Jechałem na półce jakiś metr nad moją ciocią która jechała na niższej połce 1 metr niżej odemnie. Była mgła. Pędziliśmy zdrowo^^ nagle moja połka kończyła się jakimiś 2 metrowymi świerkami. Pomyślałem wyprzedze szybko ciocie i "wskocze" na jej półkę....za późno. Ona była szybsza. Nie chcialem jej zrobić krzywdy więc "zaparkowałem" w drzewo. Skończyło się tak że i tak i tak upadłem na połkę cioci (bez nart już ^^) i przeszorowałem jakieś 4 - 5 metrów policzkiem i brwią po twardym śniegu. Skutki to rozwalona brew, boloące stawy no i ścięta gałązka od świerku :D
Raz mi się zdarzyła totalna panika. Uczyłam się jeździć dopiero ale jako, że byłam baaardzo pojętna + silne nogi, to przy którymś tam zjeździe postanowiłam zjechać bez zatrzymywania cały zjazd. Słowacja - trasa długa i na dole szeroka o ciekawym nachyleniu. To na szczyt i ogniaaa... W połowie trasy stwierdziłam, że jednak powinnam odpocząć. Próbuję się zatrzymać... i nic... Hamuję na wszelkie możliwe sposoby. I nic. Prędkość się nie zmniejsza wyraźnie. Pomyślałam, że robiąc skręty będę tracić prędkość. I znowu niewiele. Odkryłam zastosowanie kijków - można nimi hamować! Niewiele, ale to była najskuteczniejsza metoda. I wjeżdżać bokiem w hopki. Ile hamowałam? Ze 300m. Masakra. Na dole nadal jechałam zbyt szybko, ale w moim kierunku z dużą prędkością zbliżał się ogonek narciarski czekający do wyciągu ;) W duszy mam już widok krwi tych ludzi po spotkaniu z moimi nartami i ze mną samą. To sobie pomyślałam, że już lepiej sama się wywalę... i tak zrobiłam... Nic sobie nie zrobiłam. Innym też nie. Ale ślizg na tyłku wzbudził ogólny podziw.
Strach i wielka panika. Jadę, jadę i nie mogę się zatrzymać... ile tak można... I cały czas jadę... nogi powoli zaczynają boleć... A ja jadę i jadę... i gdzie ja dojadę, czy już nigdy się nie zatrzymam? Wielka bezradność.

Czy to była moja głupota? Nie tylko. Ktoś, kto nie ma doświadczenia i nie ma tradycji narciarskich nie zdaje sobie sprawy, nie jest w stanie przewidzieć takiej sytuacji. Nie planowałam jechać tak szybko...

Odkryłam zastosowanie kijków - można nimi hamować! Nie planowałam jechać tak szybko... To faktycznie desperacja. ;) Mogę uchodzić za asekuranta, ale mam zasadę, że zawsze, po trzech skrętach powinienem się zatrzymać. Może dla tego ciągle żyję :D
Do tej pory na szczescie nie mialem do czynienia z wiekszym strachem.
Wiadomo jak kazdy doswiadczylem "drobnych" strachow:
1 W 2 sezonei mojej jazdy,będąc na Slotwinach(Krynica) zjezdzalem w dol stoku prawie na kreche. W pewnym momecie slysze pisk z tylu po prawej stronie, szarpniecie i wywijam niezlego orla - okazalo sie ze jakas narciarka jadac szybciej niz ja (ciekawe jak ona to zrobila) przejechala mi po tylach nart. Gdy wstalem zobaczylem ze jedna z nart jest wbita pionowo w snieg pare centymetrow nad miejscem gdzie przed chila lezala moja glowa. Wole nie myslec co by bylo gdybym dostal tak spadajaca narta w twarz.
2. W 3 sezonie wymyslilem sobie ze zmierze sie z czarnym FIS-owym szlakiem w Krynicy. Pech chial ze tego dnia mialem drobny problem z nosem - tydzien przeziebienia leczone aspiryna poskutkowalo czestym kapaniem krwi z byle powodu. Jak mozna sie domyslec ta trasa okazala sie dla mnie zbyt trudna - bylo na niej zbyt durzo muld. Przy ktorejs z kolei muldzie zostalem wyrzucony w gore(nie jechalem bardzo szybko), a nastepnie wyladowalem nosem w sniegu - co spowodowalo niemaly krwotok z nosa. Bardzo szybko snieg wokolo przybral kolor czerwony, a ilosc osob chcacych pomoc tez przybywala w dosc szybkim tepie. Jestem b.wdzieczny ze chcieli mi pomoc, ale ciezko bylo mi ich przekonac (moze bylem malo wiarygony z cala zakrwawiona twarza) ze nie potrzebuje pomocy i naprawde nie trzeba dzwonic do GOPRu -Ci wszyscy ludzie byli bardziej przerazeni niz ja.
A ja to trochę się raz przestraszyłem- Bormio,Włochy

Popołudniowa godzinka,ostatni zjazd przed przerwą.
Czerwona trasa jadę z siostrą, jest górka,carving,duża prędkość,prawie pusty stok a tam niemcy sobie fotki robią....i to co pamiętam a potem pamiętam jak jestem pod wyciągiem i jak mnie ocucili.Podobno nawet sam zjechałem i wogóle...z samej góry na sam dół...do dziś tego nie pamiętam.Teraz czekam na inaugurację sezonu aby sprawdzić czy dalej jeżdzę jak przed wypadkiem.:D

Pozdrawiam

stok a tam niemcy sobie fotki robią....i to co pamiętam ma się rozumieć że niemcy zrobili Ci fotke i tak się tego przestraszyłeś :eek:
Wy się z tego śmiejecie a ja niewiem czy będę jeździł...w niemców(chyba) to wpadłem przez ich nieumyślność i brak rozsądku.

Wy się z tego śmiejecie a ja niewiem czy będę jeździł...w niemców(chyba) to wpadłem przez ich nieumyślność i brak rozsądku. niemcy tam stali nieumyślnie a Tobie poprostu zabrakło rozsądku:eek:

i wcale się z Ciebie nie śmieję, podali Cię chociaż do sądu o odszkodowanie bo jak nie to miałeś naprawdę dużo szczęścia
Tutaj ciekawy moment.

robienie sobie zdjęć na stokach. Warto pamiętać, że jak jedziemy znaną nam przecinką pomiędzy stokami, albo szusujemy "pustym stokiem", to w najmniej oczekiwanym miejscu zawsze może pojawić się grupka ludzi, lub jak w moim przypadku dwie panny, całkiem zresztą ładne, które w miejscu, gdzie chciałem zakręcić znalazły sobie plan do zdjęć. Na szczęście na nikogo nie wpadłem, ale było blisko.

Stety lub niestety stoki są dla wszystkich i musimy o tym pamiętać.

A co do zamkniętych tras to w trzech dolinach albo Les2Alpes, są miejsca, gdzie można zjeżdżać samemu na zamkniętej trasie.

A co do zamkniętych tras to w trzech dolinach albo Les2Alpes, są miejsca, gdzie można zjeżdżać samemu na zamkniętej trasie. hej alfiski, gdzie i kiedy konkretnie take trasy w 3 dolinach widziałeś i ma się rozuumieć że właśnie wtedy miałeś straaaaaaaaaach?
Czegoś nie rozumiem, albo ktoś mnie nie rozumie.
Na zamkniętej trasie właśnie nie ma straaaachu, ani straachu ani nawet obaw, że wpadniesz na kogoś.

a co do klasówki z trzech dolin.
Orczyk Stade w VT, zawozi Cię na Stade de slalom. Trasę na którą żeby wejść musisz się zapisac albo być z klubem. Tak o sobie na niej nie zjedziesz. Bo własnie jest zamknięta. Zdałem ? :)
Cześć

Czegoś nie rozumiem, albo ktoś mnie nie rozumie.
Na zamkniętej trasie właśnie nie ma straaaachu, ani straachu ani nawet obaw, że wpadniesz na kogoś.:)
To albo krótko jeździsz na nartach albo masz naprawdę mocną psyche.
Ja nawet w sytuacji gdy kumpel stoi i zabezpiecza trase mam czerwone swiatło :eek:gdy wjeźdząm na przełamanie i lekko unoszę pozycje. Po prostu odruch którego nie jestem w stanie powstrzymać wyrobiony przez wiele lat jeżdzenia po trasach. Prawidłowy zresztą, ale w sytuacjach, o której piszesz nie jestem w stanie nad nim zapanowac i pozostaje niedosyt, że się nie poszło na maxa.:(
Pozdrawiam
U mnie dwa razy był straaaach:
1. Kiedy uczyłem się jeździć (sprawnie płużyłem) i w na wąskim odcinku przede mną wywróciło się dziecko. Jakoś się udało wyglebać obok niego....
2. Kiedy w Zieleńcu stwierdziłem, że przejadę sobie na parking w poprzek przez inne stoki. Tylko zapomniałem, że tylko winterpol na którym jeździłem był sztucznie sypany. Na górze było jeszcze sporo śniegu, ale niżej .....
W końcu jechałem koleiną polnej drogi, po czystej szklance przez którą było widać ziemię, coraz szybciej... Co jakiś czas wystawały kamienie. W końcu musiałem zahamować. wybrałem kawałek na którym był firno/beton. Brakło go i na kamieniach wyleciałem....Jak wstałem to ledwo mogłem oddychać, a narty były 30 metrów wyżej...
Fantastyczny koniec dnia :)

Cześć

To albo krótko jeździsz na nartach albo masz naprawdę mocną psyche.
Ja nawet w sytuacji gdy kumpel stoi i zabezpiecza trase mam czerwone swiatło :eek:gdy wjeźdząm na przełamanie i lekko unoszę pozycje. Po prostu odruch którego nie jestem w stanie powstrzymać wyrobiony przez wiele lat jeżdzenia po trasach. Prawidłowy zresztą, ale w sytuacjach, o której piszesz nie jestem w stanie nad nim zapanowac i pozostaje niedosyt, że się nie poszło na maxa.:(
Pozdrawiam
Hi Mitku,

ani jedno ani drugie.
Pisałem, o strachu spowodowanym wjechanym na innych na stoku i o tym, że czasem wyjeżdżasz na trasę, albo robisz skręt a tu po środku trasy dwie panny robią sobie fotki. I o fakcie, ze jak jest trasa trenningowa lub zamknięta to nie boje się, że wjadę na innych. Psychę mam w normie i myślę, że jak chodzi o brak strachu w zakresie jeżdżenia i kontrolowania tego co się robi w danym momencie jadąc na nartach, to zwykle staram się jechać na tyle ostrożnie żeby po prostu nie przegiąć i nie skończyć w szpitalu - nie wiem jak inaczej to opisać.

avec estime

Hi Mitku,

ani jedno ani drugie.
Pisałem, o strachu spowodowanym wjechanym na innych na stoku i o tym, że czasem wyjeżdżasz na trasę, albo robisz skręt a tu po środku trasy dwie panny robią sobie fotki. I o fakcie, ze jak jest trasa trenningowa lub zamknięta to nie boje się, że wjadę na innych. Psychę mam w normie i myślę, że jak chodzi o brak strachu w zakresie jeżdżenia i kontrolowania tego co się robi w danym momencie jadąc na nartach, to zwykle staram się jechać na tyle ostrożnie żeby po prostu nie przegiąć i nie skończyć w szpitalu - nie wiem jak inaczej to opisać.

avec estime
Cześć
Chodziło Mi właśnie o to, że ja niepotrafie tego wyłączyć. Wiem, że trasa jest pusta i mozna jechac bez obaw a jednak obawa jest i na sposób jazdy wpływa. Trasa jest pusta znasz ja wiesz, że nie ma niespodzianek więc mozna jechac na maxa a tu się nie da bo jest taki wewnetrzny ogranicznik. Żadnych barire technicznych czy fiycznych nie ma tylko - w tym momencie - urojona psychika.
Nie wiem czy to dobrze przekazałem
Pozdrawiam
Strach jest niby jeden ale zrodlo bywa rozne.
Na nartostradzie mozna miec strach przed kolizja z innymi
narciarzami i ja to tez mam. Zalezy to od tloku na trasie.
Wyprzedzajac musze miec zapas czasami ladnych kilka metrow,
bo tak naprawde to nie da sie przewidziec co wyprzedzany moze zrobic.
Wtedy obawa przeklada sie z kontrolowniem predkosci bo nie pozwalam sobie na slalom miedzy jadacymi a gdy krotkotrwale to wystapi to mam te male straszki, ze tak nie mozna.
Gorzej jest na pustych(teoretycznie) trasach, kiedy zaczyna predkosc rosnac, gdy na nierownosciach zaczynasz tracic kontakt ze sniegiem, kiedy zaczynasz miec trudnosci, ze zmieszczeniem sie w zakretach, wtedy zaczyna sie ten duzy straaaaaaaach prawdziwy strach i ja tego obciazenia nie wytrzymuje podnosze sie zwalniam a pozniej mam niedosyt, ze to moze byla wlasnie ta okazja raz na maxa pojechac

Na nartostradzie mozna miec strach przed kolizja z innymi
narciarzami i ja to tez mam.
myślę, że raczej w tym przypadku chodzi o obawę.
Szanowni przedmówcy!
Zgadzam się z eismannem.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że piszecie nie na temat. :rolleyes:
Przecież nie piszecie o strachu, tylko o wyobraźni, odpowiedzialności i mądrości !!! :)
Pozdrawiam.
Tadek.
W marcu tego roku zabrałem córke 14 lat na stok na nauke .
Po godzinie spokojnie zjeżdżała samodzielnie, musze przyznać na niezłej prędkości i uwaga nie wiadomo jakim cudem wykonała obrót 180 stopni zasuwała tyłem jakieś 50 metrów nabierając coraz większej prędkości a właśnie zbliżał się koniec trasy i pełno ludzi , sam nie wiem jak ale dogoniłem ją obrót i tyłem ostre hamowanie .Uf udało się i to bez upadku.

W marcu tego roku zabrałem córke 14 lat na stok na nauke .
Po godzinie spokojnie zjeżdżała samodzielnie, musze przyznać na niezłej prędkości i uwaga nie wiadomo jakim cudem wykonała obrót 180 stopni zasuwała tyłem jakieś 50 metrów nabierając coraz większej prędkości a właśnie zbliżał się koniec trasy i pełno ludzi , sam nie wiem jak ale dogoniłem ją obrót i tyłem ostre hamowanie .Uf udało się i to bez upadku.
Córka ma świetne predyspozycje na narciarza freestyle'owego ;)

ALe tak na poważnie, to sporo stracha musiałeś miec. Ja zawsze boję sie bardziej o innych ludzi niz o siebie. Sam doświadczyłem, że w niektórych tragicznych sytuacjach mam więcej szczęścia od innych..

Szanowni przedmówcy!
Zgadzam się z eismannem.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że piszecie nie na temat. :rolleyes:
Przecież nie piszecie o strachu, tylko o wyobraźni, odpowiedzialności i mądrości !!! :)
Pozdrawiam.
Tadek.
Niech sobie pisza.
To nie jest 3 klasa szkoly podstawowej,
w ktorej jestes nauczycielem
fredu :)...... boisz sie czasami ? :)
Z tego co pamiętam...

Stracha miałem na pewno, gdy pewnego pięknego, słonecznego dnia na wypłaszczeniu zacząłem hamować, chciałem się zatrzymać. To był koniec dnia, rozkojarzenie, zmęczenie. Nie zwróciłem uwagi, ża parę metrów dalej stoi grupa dzieci a na podłożu pełno muld. Podbiło mnie bokiem, i chyba tylko cuem jakoś wyrobiłem przez tymi ludźmi.

Pewnego razu, gdy trenowaliśmy GS, na skręcie w prawo na wysokości bramki był uskok, mimo duszenia zawsze się trochę wzbijało, prędkość była duża a lasek nie daleko. Był stres, ale takiego treningu potrzeba aby go przełamać.

Innym razem, w Villach, jechaliśmy dosyć szybko grupką, rano, raczej puste stoki. Na hopie wyskoczyłem, nie zwróciłem uwagi (z reszta kolega również) ,ze trajektorie naszych przejazdów się w końcu zbiegną, i tak w locie się od siebie odbilismy:P Całe szczęście nikt się nie przewrócił.

No i tak już trochę mniej narciarsko, najbardziej wystrachany byłem , gdy podczas zjazdu gondolą z góry, panowie z obsługi musieli stać na słupach i odbijać gondolki tak aby te nie udezyły w podpory. To był chyba Hintertux. Wiatr przesilny.

fredu :)...... boisz sie czasami ? :) przeciez pisze, ze sie boje, ze co jakis czas funduje sobie jazde na maxa,
ze wymiekam ze strachu i przerywam.
W tych sytuacjach boje sie i dlatego nie wiem ile szybciej moglbym jeszcze pojechac.
Na najblizszym spokaniu na nartach poboisz sie tez (bankowo)
Pamiętam jak 6 lat temu wybrałem się pojeździć do Chamonix. Niestety byłem tylko z żoną w 5 miesiącu ciąży - oczywiście już nie mogła jeździć, ale spacerowała sobie po okolicznych dolinkach J. Po króciótkiej aklimatyzacji i przeczytaniu prognozy pogody drugiego dnia pobytu postanawiłem popodziwiać sobie piękne widoki na Vallee Blanche. Zapakowałem narty na plecy i o 7.00 rano ustawiłem się w kolejce do wiazdu na L'Aguille du Midi. Dojeżdżając na górę liczyłem, że przy tak pięknej pogodzie (czyściutkie bezchmurne niebo), sporo grup będzie szykowało się na trawers w dół do Chamonix, a szlaki na lodowcu będą dobrze przetarte. Trzeba dodać, żę od kilkunastu dni nie padał śnieg a marcowe słoneczko grzało niemal jak w lato na 3800m. Na górze wszystko się zgodziło i już przy stromym zejściu z gondoli zrobiła sie kolejka do zejścia przy linach. Udało się w końcu zejść uff.. i zapiąć narty. Trochę głowa bolała ze wzglądu na wysokość, ale przepiękne widoki pozawalały zapomnieć o lekkim bólu. Tak jak wcześniej postanowiłem, znalazłem jakaś grupę z przewodnikiem i w bezpiecznej odległości ruszyłem za nimi w dół. (Nie lubią jak osoby z poza grupy się trzymają, blisko, więc starałem się zachować pozory, że nie jesteśmy razem:)
Zjazd był bardzo sympatyczny, wymagał trzymania się przetartego szlaku ze wzglądu dużą ilość odsłoniętych seraków, narciarsko raczej słaby, ale jako całość (widoki, wrażenia) super przeżycie.

Dojeżdżając już do pociągu powrotnego do Chamonix - Train do Montenvers urodził mi sie pomysł, dlaczego by nie powtórzyć tej wyprawy jeszcze raz skoro godzina jest jeszcze wczesna ??? Tak jak pomyślałem tak zrobiłem:(
Około 13.00 byłem już w Chamonix prze kolejce na L'Aguille du Midi, a tuż przed 14.00 na samej górze stałem gotowy do ponownego zjazdu w dół. Pamiątkowe zdjęcie na górze i jazda do dołu. Niestety tym razem ilość osób, które czekały na zjazd wynosiła 3, jeden przewodnik i jego partner oraz ja jako wolny strzelec. Wymieniliśmy kilka zdań, spytałem się czy mogę się podłączyć. Oczywiście francuz nie powiedział nie, ale marudził sobie coś pod nosem.
Pomyślałem sobie no to jadę będę jechał przed nimi i zatrzymywał się jak stracę ich z oczu. Zacząłem zjazd, tak jak opisałem do pewnego momentu plan się sprawdzał, aż do momentu, kiedy przez coraz większe napięcie straciłem orientację w terenie i po pewnym czasie zorientowałem się, że wybrałem zupełnie inną trasę niż tą, którą jechałem rano. Zatrzymałem się i liczyłem, że spotkam jeśli nie tą to kolejną grupkę, z którą mógłbym bezpiecznie zjechać w dół jako, że taki lodowiec to już nie przelewki i jeden zły ruch skończyć się upadkiem np w 30 metrową szczelinę. Mijały minuty... a nikogo w promieniu kilku kilometrów nawet już w dole nie było widać. Decyduję się na samotny zjazd. Niestety droga którą wybrałem nie posiadała wielu śladów nart pomimo braku opadów śniegu (jak się później dowiedziałem) od 3 tygodni. Dojechałem jakoś do kolejnej ścianki no i tu się zaczął poważny problem. Ścianka pomimo niewielu szczelin, które byłem w stanie zobaczyć była tak stroma, że jedyna myśl, jaka mi przyszła do głowy to powrót na górę do kolejki mimo tego, że po wielu stromych już jeżdziłem. Wszystko fajnie gdyby nie fakt, że droga powrotna zabrała by mi jakieś kilka ładnych godzin nie mówiąc już o niebezpieczeństwie podróży !!!. Wokół panowała niesamowita cisza, a przede mną roztaczał sie rozległy widok panoramy lodowca Vallee Blanche. Bardzo nisko w dole po prawej (szacuję jakieś 500 metrów różnicy poziomów) zobaczyłem daszek schroniska Refuge du Requin. Stojąc na skraju ściany, która ze względu na swoje nachylenie i położenie była już cała zacieniona poczułem niesamowity chłód, a zarazem okropny strach co dalej ? w górę nie ma szans na powrót, a od patrzenia w dół robiło mi się słabo. Czas nieubłagalnie biegnie, a ja mam do powrotu do Chamonix kilkaset metrów różnicy poziomów w pionie i kilkanaście kilometrów w poziomie !
Decyzja zapada - jadę w dół. Wyjmuję telefon komórkowy i widzę na szczęście jedną kreskę zasięgu na mojej Nokii. Wykonuje połączenie do żony, staram się opisać miejsce gdzie jestem i w przypadku braku kontaktu za określony czas proszę, aby skontaktowała się z kimś, kto mógłby zacząć lokalizację. (Zrobiłem ogromny błąd, że chociaż nie wypożyczyłem detektora na ten dzień, ale przypomniałem sobie o tym dopiero na górze). Zaczynam trawers ściany zsuwając sie powoli w dół i w prawą stronę w kierunku schroniska. Po kilkudziesięciu metrach widzę, że dalsza droga jest niemożliwa, bo dzieli na ściana skalna, której z góry nie było widać. Odwracam się i trawersuję w druga stronę mijając wąskie szczeliny w lodzie. Brak słońca sprawił, że śnieg na ścianie lodowej zaczął momentalnie marznąć i w krótkiej chwili przypominał konsystencją twardy beton. Miałem ze soba kamerę i aparat - uwierzcie, że nie byłem w stanie zrobić żadnego zdjęcia, bo zdjęcie plecaka mogło się źle skończyć, a poza tym strach paraliżował moje ruchy. Podczas zjazdu kilkakrotnie miałem czarne myśli, ale chęć życia była silniejsza. Po jakimś czasie udało mi sie dojechać do wypłaszczenia i w dole po prawej zobaczyłem końcówkę pierwotnego szlaku, którym jechałem rano. Wtedy pomyślałem sobie hurrrrra jestem uratowany!. Rzuciłem sie w pędem w dół lodowcem Glacier du Tacul aby zdążyć jeszcze na ostatni pociąg, który odjeżdżał około 17 z Le Montenevrs.
Uffff ... udało się siedzę w pociągu jadącym do Chamonix i odpływam. Myślami wracam do do tej zacienionej kilkusetmetrowej ściany i tego jak udało mi się ją pokonać.
Nawet dzisiaj, kiedy pomyślę sobie o tym za każdym razem ciarki przechodzą mi po plecach. Morał... Wszystko co robisz rób z głową .
Wieczorkiem podłączę jakieś zdjęcie z I przejazdu
szkoda że tylko raz można nacisnąć na dzięksa,
znam ten lodowiec z letnich wycieczek, jak czytałem Twój tekst to dostałem gęsiej skórki, jeszcze raz dzięki za opis:)
Piękne przeżycia Siwira. Moim marzeniem zawsze było zjechać z "Igły" Białą Doliną, ze względu na widoki. Niestety to raczej już mało możliwe.

Natomiast nieco strachu z innych gór. W roku 1993 byłem z dwoma kolegami na lodowcu Hintertux, pod koniec marca. Po dwóch dniach jazdy miałem wszystko dokładnie objeżdżone i aby się nie nudzić zacząłem jeździć poza ubitymi trasami. Raz nawet zaczepił mnie jakiś młody Austriak, czy nie moglibyśmy razem pojeździć, bo on zna fajne trasy. Jeździł na desce z kijkami(tak mi się później wydawało, że to była deska-nie patrzyłem na jego nogi, i raczej-myślę- to była monoski). Dziękuję! Bo by mnie kondycyjnie wykończył. Był młody a ja chłop ponad pięćdziesiąt lat. Jazda w puchu po przysłowiowe ja... wymaga pracy, aby te narty wyciągnąć bliżej powierzchni przy skręcie.

Rozważałem wyjście na Olperer od południa, z przełęczy między nim a Gefrorene Wand Spitze. Po analizie, stwierdziłem że samotnie w butach narciarskich jest to zbyt ryzykowne. Tym bardziej że nie widać było części pod szczytowej i ew. trudności. Postanowiłem więc, że zrobię sobie zjazd na południe do widocznego w dole zbiornika zaporowego. Przygotowałem sobie plecak z butami turystycznymi, bo wiedziałem, że czeka mnie wędrówka doliną okrążającą szczyty po prawej(orograficznie) stronie doliny Hintertux.

Nie wiedziałem jednak jak wygląda dokładnie stok po południowej stronie przełęczy na której stoi schronisko Gletscherhutte(3050 m). Do zbiornika w dole było ok. kilometra różnicy poziomów. A od niego była droga do Mayrhofen, ok. 20 km. Na dolnej stacji wyciągu krzesełkowego, po stronie południowej, zauważyłem ślady nart, prowadzące w dół. Dla pewności zaczepiłem faceta z obsługi wyciągu, czy da się tu zjechać do doliny. Odpowiedź(czego można się było spodziewać) taka, żebym się wynosił do góry wyciągiem. Zacząłem zjeżdżać z myślą, że gdy pojawi wizja ew. ściany skalnej niżej to zrezygnuję i podejdę z powrotem do wyciągu. Czasu było dosyć. Zauważyłem jednak niżej kilka osób. Wyglądało to na przewodnika i jego klientów. On zjeżdżał kawałek i potem oni za nim. Jeździli dość słabo. Skoro zjeżdżają to się da zjechać, bez trafienia na skały, które nie puszczą w dół. Za chwilię minąłem zamknięte schronisko Olpererhutte i ich. Zjazd do zbiornika okazał się dość łatwy. Parking obok zbiornika był zasypany dwumetrową warstwą śniegu. Jechałem w dół po drodze, która jest czynna w lecie i płatna. W pewnym momencie droga znika w tunelu ze stalową bramą. Widać z daleka, że brama zamknięta. Zrobiło mi się zimno. Cholera jasna, ale się załatwiłem! Las stromy i śniegu do czorta(były wcześniej spore opady). Przez ten las się nie da przedrzeć. Jedyna możliwość to zjechać do potoku i jego łożyskiem przedzierać się w dół. Albo wracać kilometr do góry. Można się będzie wykończyć. Nie sądziłem, że czeka mnie taka pułapka. Nie pomyślałem też, że przewodnik z klientami też jakoś muszą dojechać do domu.

Na szczęście brama była zamknięta, ale nie na klucz. Potrzebna była, bo by nawiało do tunelu. Jeszcze dwie, czy trzy tunele spotkałem z bramami. Śnieg się skończył i drałowałem w dół z nartami na plecach. Po drodze minął mnie mikrobus z nimi. W Ginzlig, po czternastu kilometrach złapałem, na szczęście, ostatni autobus do Mayrhofen, bo inaczej czekało mnie dodatkowo ponad sześć kilometrów. Morał z tego był taki, że trzeba zawsze jak najdokładniej przemyśleć i poznać różne aspekty wyprawy a mniej się napalać.
A ja mam stracha zawsze na początku sezonu przed pierwszym zjazdem jest to taki strach z podnieceniem :)
Jeżdżę na nartach chyba od zawsze i odkąd pamiętam mam to uczucie.
Już nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam wszystkich szusujących.

szkoda że tylko raz można nacisnąć na dzięksa,
znam ten lodowiec z letnich wycieczek, jak czytałem Twój tekst to dostałem gęsiej skórki, jeszcze raz dzięki za opis:)
Hej, Wiem, że jak byłeś nawet w lato i widziałaś Vallee Blanche to wiesz o czym mówię... Szkoda, tylko, że to tak daleko
Poniżej zamieszczam kilka obiecanych wcześniej fotek. Lepiej późno niż wcale:
Widok na L’Augille du Midi ze stacji połówkowej Plan de L’Augille. Wrażenie jakie robi kilkusetmetrow ściana w porannym słońcu jest piorunujące. Zdjęcia jak wiecie nie oddają wrażenia przestrzeni :rolleyes:
PS Dziadek_Kuby jeśli jeżdzisz jeszcze to nie mów, że za późno. Trzeba znaleźć dobrego przewodnika i spróbować zjazdu. Wrażenia gwarantowane.
http://chevy89.republika.pl/Narty/Ch...0-01-01(1).jpg

Zejście z górnej stacji kolejki na plateu z którego zaczyna się jazda w dół Vallee Blanche
http://chevy89.republika.pl/Narty/Ch...0-02-02(1).jpg

3800 panorama na Vallee Blanche i włoską stronę Alp. Ja tuz przed zjazdem :)
http://chevy89.republika.pl/Narty/Ch...0-05-05(1).jpg

Jedyne zdjęcie z II przejazdu. Widać dwójkę narciarzy, z którymi miałem zjeżdżać :(
http://chevy89.republika.pl/Narty/Ch...3-17-17(1).jpg

Zjazd w dół lodowce. Widać dużą nieregularność i sporo szczelin. W jednej z nich akcja ratownicza helikoptera z Chamonix
http://chevy89.republika.pl/Narty/Ch...-19-18A(1).jpg

Szczeliny lodowca z bliska…
http://chevy89.republika.pl/Narty/Ch...4-21-21(1).jpg

Wysokość około 2800. dalej w dół lodowcem
http://chevy89.republika.pl/Narty/Ch...6-33-33(1).jpg

Bardzo zdradliwe mosty śnieżna pomiędzy serakami
http://chevy89.republika.pl/Narty/Ch...6-34-34(1).jpg

Już na dole. Widok z ze stacji pociągu na dolną część lodowca du Tabul
http://chevy89.republika.pl/Narty/Ch...-37-36A(1).jpg
Bardzo ładne zdjęcia. Zawsze byłem ciekaw jak wygląda zejście ze stacji kolejki na lodowiec. Czytałem różne relacje, ale nie widziałem terenu. Chodzi o ubezpieczenie, tzn. czy potrzebna jest druga osoba do ew. asekuracji, na stromej części zejścia. Czy jest możliwość samo-asekuracji(trzymania się liny), np. rozciągnięte liny(a) od samej góry do łatwego miejsca- tak jak się indywidualnie asekuruje na Via Ferratach w Dolomitach.

Nie w przewodniku jest kwestia. Zresztą przejazd przez lodowiec nie wygląda ekstremalnie(następne zdjęcia). Nachodziłem się w życiu trochę po lodowcach z większymi szczelinami. Na nartach jest łatwiej przejechać ew. niepewne miejsca, bo szybciej i mniejszy nacisk na podłoże. Zresztą tam jeździ tłum. Nie jeździ się w takim terenie we mgle, bo to samobójstwo. Nie potrzebuję przewodnika, tylko dobrze widoczny teren. Zdarzyło mi się we mgle wyjść samotnie, nie tak znów dawno, na najwyższą w tej okolicy górę, ale to było łatwiejsze, bo się szło granią.
Dodam jeszcze, że na pierwszym zdjęciu widać Mont Blanc 4810 m-oddalony od Aig. du Midi ok. 5 km w linii prostej. A na jego tle Mt Blanc du Tacul i Mt Maudit. Lina widoczna u góry to chyba kolejka z Aig. du Midi do tak zwanego miejsca Helbronner 3502 m, na grani z Mt Blanc do Dent du Gigant(Ząb Giganta)- charakterystyczna bardzo turnia. Dalej można zjechać kolejką do La Palud, koło Courmayer we Włoszech. Jest to połączenie kolejkami Chamonix z Courmayeur. Może ktoś z forumowiczów był w Courmayeur na nartach. Proszę o relację. Znam te tereny(dolina Val Veny) tylko z lata. Widoki na masyw Mt Blanc są tu bajkowe.

Posługuję się mapą KOMPASS 1:50 000(Monte Bianco, Mont Blanc)Jedzie się z Chamonix(1037 m - stacja jest wyżej) na Aig. du Midi(3842 m) przez stację pośrednią Plan du lAiguille(ok. 2300 m). Zejście z kolejki w stronę Col du Midi(Przełęcz Południowa - 3532 m). Tu patrząc w stronę zjazdu. Mamy po lewej stronie Valle Blanche(Białą Dolinę z mocno potrzaskanym lodowcem). Bardziej w prawo Glacier du Geant(Lodowiec Giganta). Tu widać na mapie trasę "pieszą" przez lodowiec. Sądzę, że tym lodowcem się jedzie. Niżej Glacier du Tacul( z lewej schronisko Rif. du Requin(2616 m) i dalej Mer de Glace(Morze Lodu). Lodowiec częściowo pokryty piargiem. Kończy się to małym lodowczykiem, prawie na wysokości 1600 m - Glacier du Blois. Powrót kolejką do miejscowości Les Blois. Pi razy oko ponad 15 km. I jakieś 2 km w dół.

Teoretycznie jestem dobrze przygotowany. Pisywałem na forum Klub pod Misiem. Był tam człowiek z Bielska, pracujący od wielu lat w Chamonix. Opisywał często swoje wypady Białą Doliną. W Wadowicach mamy znajomą dziewczynę, jeżdżącą na desce. pracowała w Chamonix jako niańka . Też się jej zdarzyło zjechać na tej desce. Po prostu trzeba tam być i mieć odpowiednią pogodę i warunki śnieżne. To jest kwestia.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl